Ja tu tylko sprawdzam Jak chodzić z kijem?
Mieszkam w małej miejscowości pod Warszawą, do której cywilizacja zbliża się powoli. Kanalizacja miała dotrzeć sześć lat temu, najwyraźniej pobłądziła. Jakieś dwa lata temu dotarły croissanty, niemniej najlepiej się na nie zapisać dzień wcześniej. Nadal czekamy na możliwość kupienia rukoli albo wędzonego łososia.
Za to ludzi, którzy chodzą z kijami po naszym lesie – tłumy. Nie z takimi drewnianymi kijami. Oni chodzą w pełnym rynsztunku rekreacyjnym, miarowymi krokami uprawiając nordic walking. Wczoraj naliczyłem dziesięć osób, a to leśna droga, którą przechodził tylko listonosz, jeśli coś dla mnie miał. Przez pierwszy rok moje psy bardzo się denerwowały, nie rozumiejąc, po co oni chodzą za płotem w jedną i drugą stronę, w końcu jednak przywykły. W drugim roku wzięła mnie ciekawość. Dlaczego tak chodzą. I też poszedłem.
Ładne i czerwone w cenie 39 złotych, która wydała mi się rozsądna. Były jeszcze niebieskie i srebrne, ale nie pasowały tak bardzo do kurtki.
Oczywiście popełniłem błąd nowicjusza, uważając, że kij to kij, oraz przypuszczając, że 39 złotych za dwa kije to i tak góra pieniędzy. Cóż, mieszkam w lesie, gdzie na co dzień znajduję wiele kijów. Niektóre z nich są proste i doskonałe do leśnych wędrówek, a przy tym całkiem darmowe. Przykładowo: w ogóle nie zdawałem sobie sprawy, że istnieje rozróżnienie na kije dopasowywane do konkretnego zawodnika, które mają stałą długość, i kije teleskopowe, które trzeba sobie samemu dopasować, mnożąc swój wzrost przez 0,7. Te moje czerwone były na szczęście teleskopowe, chociaż gdybym poważnie myślał o chodzeniu z kijami, to zamówiłbym sobie coś na wymiar. Ale trudno.
Za to ucieszyłem się, że mają tyle wymiennych końcówek. Zupełnie inne końcówki zakłada się, chodząc, powiedzmy, po asfalcie, a inne drepcząc po wiejskiej drodze w lesie. A mogłem przecież oszczędzić i wybrać te za 29 złotych bez końcówek i co bym wtedy zrobił? Dopasowałem wielkość, założyłem końcówki i wyruszyłem.
i psami jednocześnie ma – jak się okazuje – zarówno złe, jak i dobre strony. Do złych stron należy to, że psy zaintrygowane nową zabawką usiłują schwytać zębami koniec kija z końcówką terenową, uważając, że się z nimi bawię. Do dobrych stron należy to, że mam ze sobą zawsze dwa kije, co na wsi i w lesie się przydaje. Mnie przydało się już po kwadransie marszu, kiedy z bocznej uliczki wypadł wielki mieszaniec i ruszył w naszą stronę.
Oczywiście, w lesie jest mnóstwo kijów, natomiast znalezienie odpowiedniego na wielkiego mieszkańca zajmuje nieco czasu. Tym razem miałem dwa gotowe czerwone kije z końcówkami terenowymi i miesza- niec roztropnie wycofał się, gdy tylko je podniosłem.
chodzenia z kijami jest pozyskiwanie znajomych. Zaczepiły mnie w lesie dwie panie z kijami, które często widziałem, jak przechodziły wzdłuż płotu. Co prawda obie na emeryturze. Uśmiechając się, przedstawiając oraz pytając, od kiedy chodzę z kijami. Nie chciałem mówić, że od dziś, powiedziałem więc, że od niedawna. Stwierdziły, że to widać i że mam pewne wady po-
Kij to nie jest po prostu kij, ale skomplikowane urządzenie. Ostatni krzyk kijowej techniki kosztuje 499 zł
stawy. Po czym dodały optymistycznie, że na pewno szybko znikną po kursie.
chodzenia z ki- jem?
Oczywiście, że są. 100 złotych za godzinę. Są też rajdy, pozornie tańsze, po 15 złotych za godzinę, ale gdybym tak szedł przez las pół dnia, to też zapłaciłbym stówę. Zaczynam bardzo powoli doceniać, że chodziłem po lesie za darmo.
Z drugiej strony nie mogę nie dostrzegać korzyści z chodzenia z kijami. Na przykład spalam o 40 proc. kalorii więcej. Usprawniam sobie też układ naczyniowy i oddechowy od 20 do 58 procent. Wszystko to zostało zbadane, wiem, że powstały na ten temat liczne prace naukowe, a kij to nie jest po prostu kij, ale skomplikowane urządzenie, które odciąża moje stawy i pozwala pracować wszystkim mięśniom w organizmie, a nie tylko tym 40 procentom, które działają, kiedy chodzę.
Co prawda tylko na filmie, ojciec jest oczywiście Finem, nazywa się Marko Kantaneva i w 1997 roku napisał broszurkę o pożytkach z chodzenia z kijami, która była bardzo popularna. Marko wygląda na sympatycznego i wysportowanego faceta, był nauczycielem wuefu, a odkąd świat oszalał na punkcie nordic walking, objeżdża świat, organizując pokazy chodzenia. Przychodzą tłumy.
w którą mógłbym wejść razem z psami. Psi nordic walking. Nie wygląda tak, jak ją sobie wyobrażałem: idę z kijkami, a psy biegają dookoła. Musiałbym nabyć: szeroki pas na ciało (do którego przytwierdziłbym smycze psów), długie smycze (przytwierdzone do specjalnych szelek), szelki dla psów. Pod pasem umieściłbym shock absorbera, który, sądząc z opisu, ma neutralizować drgania, w które wprowadzałyby mnie psy, ciągnąc mnie za pas. Dalej – miałbym kask na wypadek gdyby shock absorber, pas lub smycz nie wytrzymały przeciążeń i wylądowałbym wśród drzew. Wszystko to w sumie kosztowałoby rzecz jasna zbyt dużo, a potrzebowałbym jeszcze butów, kurtki, no i porządnych kijów.
Na przykład ostatni krzyk kijowej techniki ma końcówki z włókna węglowego absorbujące drgania i specjalnie zakrzywione i kosztuje 499 złotych.
W tym momencie oczywiście musiałem przyznać się przed sobą, że nordic walking do mnie nie przemówiło. Obejrzałem, jak się chodzi, w internecie, przeczytałem o zaletach, usłyszałem o nich od przygodnie spotkanych ludzi, sam łaziłem po lesie, ciesząc się, że układ oddechowy mi się polepsza, więc kije powinny mnie zachwycać.
Nie potrafiłem poruszać się jak na filmie. Za to bez kijków szło mi jak zwykle znakomicie.
Najgorsze jednak było to, że im więcej oglądałem filmów uczących mnie, jak chodzić, tym chodzenie wydawało się dziwniejsze. Sam Marko Kantaneva twierdzi, że nordic walking uprawia, nie wiedząc o tym, każdy raczkujący niemowlak. Potem jest już tylko trudniej. Każdy pięciolatek opanuje go w minutę, a 40-latek... no, z nim jest kłopot.
Na każdym wyjściu wszystko mi się myliło. Zwłaszcza gdy miałem wykonać ruch kijem, gdy ręka mijała biodro. Za nic nie mogłem tego skoordynować i nigdzie nie poszliśmy z psami tego dnia. Prawdopodobnie gdybym miał psy przymocowane do pasa z shock absorberami, byłoby lepiej, choć nie można wykluczyć, że jednak gorzej.
będzie mi się chodziło bez kija. Jednak wszyscy ludzie z kijami, których spotykałem i będę spotykać w lesie – rozbiją swoje kije na mojej głowie, gdy napiszę, że to chodzenie z kijami potwornie mnie śmieszy. Są bo- wiem przekonani że kije zmieniły ich życie, i gdy dokupią buty na specjalnej membranie, to zmienią je jeszcze bardziej.
Rozważałem więc, że napiszę ten felieton pod fińskim pseudonimem. I wtedy przypomniałem sobie, że przecież osiem lat temu, gdy nikt w Polsce jeszcze nie chodził z kijem, przypadkiem odwiedzałem znajomego, który pracował w fabryce kijów w małym miasteczku Mäntyharju w południowej Finlandii. do czego one służą, ale znajomi Finowie wyjaśnili, że uratowały cały region od bezrobocia, a firma Exel, która je wytwarzała, przekwalifikowała się z produkcji zapalników do materiałów wybuchowych i samo to było imponujące.
Pomyślałem wówczas, że cud to byłby wtedy, gdyby przekonali kogokolwiek jeszcze, by chodził z kijami po lesie. Dzisiaj chodzi ich po Niemczech kilkanaście milionów, po Polsce kilka, a pod moim płotem – mnóstwo.
Drugim cudem był parking dla pracowników przed fabryką zapełniony volvo i saabami. Przy każdym miejscu parkingowym zobaczyłem stanowisko do podłączenia samochodu do ogrzewania postojowego, co wydało mi się śmieszne. Na co mój znajomy Fin odpowiedział poważnie, że uruchamianie zimnego silnika jest nieekologiczne.