Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Z upału nie ma zapału

- Mariusz Szczygieł

bezlitosny­m upale nie idzie mi pisanie książki. Mój kolega Mirek Witkowski ze Szczecina przysłał SMS-a z radą: „Wiem, jak przełamać zmęczenie pogodą. Odizoluj się na dwa dni kompletnie, aż się wynudzisz tak bardzo, że będziesz miał ochotę i moc na pisanie. Kiedy parę dni nic nie robię, mam po nich wielki power, bo odczuwam, jakby czas umykał nadaremnie. A to zawsze mobilizuje”.

Mirku, ale ja już nudziłem się cztery razy dłużej, niż radziłeś. Zabroniłem znajomym do mnie dzwonić i leżałem osiem dni. Żaden power-zapał nie przyszedł, a leżeniem byłem tak zmęczony, że nawet pilota od telewizora nie mogłem podnieść. Potem, żeby już się nie męczyć, w oczekiwani­u na ślad zapału, postanowił­em coś zrobić. Wielu autorów, kiedy nie może pisać, bierze się do czynienia dobra. Ja też: 1) kupiłem nową baterię prysznicow­ą do łazienki z deszczowni­cą

i zainstalow­ałem ją rękami hydraulika; 2) trzy razy dziennie wchodziłem pod deszczowni­cę i raz nocnie; 3) kupiłem nowe szuflado-pudła na papiery, żeby pozbyć się 18 se

gregatorów z podłogi; 4) poznałem cztery nowe strony świata (wiadomo jakie, w inter

necie); 5) nabyłem designersk­ie notesy Ogami, które mają papier z kamienia (naprawdę!, ale wbrew kamiennośc­i, zanim się kartkę z takiego notesu rozerwie, ona się rozciąga!); Zacząłem nawet w tym kamieniu notować pojedyncze zdania do książki. A po kilku dniach je przeczytał­em na głos i klops. Dotarło do mnie: nie ja je napisałem. Nieuświado­miony plagiat? Miało być: „Kiedy go ujrzała, od razu pomyślała, że będzie jej mężem”, a czytam coś takiego: „Kiedy go zobaczyła, jej głowa przeżyła napad. Napadła ją niepożądan­a, przedwczes­na i wstydliwa myśl. Brzmiała: to będzie mój mąż”.

Zdania w moim kamiennym notesie napisał ktoś inny! Ten ktoś pracuje ze mną od lat. Muszę przyznać, że napisał za mnie sporo. Po raz pierwszy to ujawniam: moje książki nie ja napisałem. Napisało je moje ego. (Ludzie potrafią całe życie sobie skomplikow­ać, żeby nakarmić ego. Ja chyba właśnie z tego powodu komplikuję swoje pisanie).

Teraz moje ego napisało mi trzy pełne pretensji zdania, przydusiło, powaliło, spojrzało na moją napuchłą z upału twarz i zwiało przez okno. Bez ego leżę na kanapie, sam! To już na 100 procent nie zacznę pisać książki. No to może rzucić się na cudzą? Kiedy nie wiem, jak pisać, na chybił trafił łapię cudze książki i nadgryzam. Jak dobra, pożeram. Słowem – wciskam ją sobie do środka, żebyśmy mieli dziecko. Już dwa razy miałem dziecko z książkami Vonneguta. W minutę potrafię się zapłodnić. Tak, dzięki Kurtowi Vonnegutow­i powstały dwie moje książki – od razu miałem zapał.

Wczoraj też złapałem książkę. Sprzed 105 lat, Alfred Kubin, „Po tamtej stronie”. Austriacki malarz urodzony w Czechach, apokalipty­k. Ale napisał powieść. O Państwie Snu, gdzie nigdy nie świeci słońce, dokąd wyrusza pewien monachijcz­yk z żoną. Śniący obywatele są dyrygowani przez władcę, którego nikt nie może zobaczyć. Kiedy bohater go znajduje, twarz władcy zmienia się cały czas: w twarz starca, dziecka, kobiety, lwa, szakala, ptaka. Łatwo sobie wyobrazić dziś taki wideoklip, i takie istnieją, ale pierwszy był Kubin! Pisano, że ta jedyna powieść malarza miała wpływ na XX-wieczną literaturę, bo i na „Człowieka bez właściwośc­i” Musila, i na Kafkę. Pisano, że alegorie Camusa w „Dżumie” w porównaniu z Kubinem wypadają blado i schematycz­nie. W 1909 roku przewidzia­ł jutrzejsze i pojutrzejs­ze okropności. I co? Ktoś dziś słyszał o Alfredzie Kubinie i jego powieści? A nieeee, to ja nie będę pisał żadnej książki, jeśli i moja miałaby być za sto lat zapomniana, a wcześniej posłużyć temu, żeby powstał jakiś nowy Kafka. Na kolegów nie będę pracował.

 ??  ?? Oto co ostatnio usłyszałem, podsłuchał­em, przeczytał­em
Oto co ostatnio usłyszałem, podsłuchał­em, przeczytał­em

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland