Pomnik Czytelnika, czyli „proszę mi nie przerywać”
Mogę o sobie na pewno powiedzieć, że czytam książki” – powiedział nagle pewien obywatel o smutnej końskiej twarzy siedzący przy barze lokalu trzeciej kategorii przy Czerniakowskiej, bardzo niedaleko stadionu Legii. Nie powiedział tego bynajmniej do mnie, chociaż też siedziałem przy tym samym barze, rzekł to do innego obywatela, podobnie jak pierwszy sączącego nieco nerwowo piwo i poprawiającego zbyt panicznie kołnierzyk koszuli lekko roztrzęsioną ręką. Ja w tym momencie znajdowałem się w stanie zaskakującego wewnętrznego spokoju, oczekując na posiłek, tamci obywatele zaś skupieni byli na piwie, wyraźnie traktując je terapeutycznie, by nie powiedzieć, że czysto leczniczo. Panował piekielny upał, a w nich było ciągłe spięcie, które wciąż nie chciało ustąpić. „Uważam w ogóle, że czytam sporo książek, szczególnie historycznych, najbardziej lubię historyczne, ale nie tylko”, brnął w absurdalne konfesje obywatel o końskiej fizjonomii, odstawiając znanym ruchem panikarzy pustą już szklankę i dając znać barmance, by szybko uzupełniła. Następnie pomiędzy oboma obywatelami nastąpiła pewna, rzec można, synergia, a więc zgodna fundamentalna krytyka wszystkich aspektów obecnej sytuacji politycznej, społecznej i gospodarczej w Polsce, ze szczególnym uwzględnieniem katastrofy systemu emerytalnego – powiedzmy uczciwie: temat akurat ostatnio nieco zbanalizowany. Punktem wyjścia do tej ciekawej krytycznej debaty było jednak ujawnienie się ich jako czytelników. Ponieważ kanoniczna zasada czytelnictwa książek powiada, że czytanie rozwija myślenie krytyczne. Ci, którzy czytają, myślą więcej, więcej krytykują i co lepsze jeszcze: osiągają w życiu większe sukcesy. Podług mnie tamci wyglądali na ludzi sukcesu.
Jako człowiek chorobliwie nieśmiały nie poważyłem się do nich podejść i pogratulować im z okazji aktualnie przecież trwającego, jak najbardziej oficjalnego, wspieranego przez najwyższe czynniki rządowe (czy też kościelne, tego akurat nie wiem) Roku Czytelnika 2014. Bo tak jest właśnie, chciałem przypomnieć, że prócz wielkich, okrągłych rocznic powstania warszawskiego oraz zdobycia Monte Cassino mamy właśnie teraz oficjalny Rok Czytelnika, ustanowiony przez ministra kultury. Szczerze przyznaję, że nie bardzo rozeznaję się, jakie są wymierne efekty tego Roku Czytelnika, od początku wydawało mi się to działaniem lekko straceńczym czy też osadzającym się na prze-
I tak jak czcimy nasze powstańcze sanitariuszki, morowe panny, tak uczcijmy bibliotekarki, morowe panie. Codziennie, na pierwszej linii, z prawdziwą odwagą walczą o ocalenie tkanki tego narodu
konaniu, iż mamy do czynienia z gatunkiem wymierającym, który pod specjalną ochronę należy wziąć. Uświadomić w ten sposób ogółowi społeczeństwa (czy też może narodu, bo my raczej narodem chyba jesteśmy niż społeczeństwem), że żyją wśród nas ludzie nieprzystający do reszty, ludzie na swój sposób upośledzeni, jakaś mniejszość, którą jednak tolerować trzeba. Czytelnictwo spada jak himalajska lawina, o ile jeszcze kilka lat temu w badaniach duża część narodu mówiła, że kocha czytać, ale czasu nie ma ni cholery, to dziś daje do zrozu- mienia, że nie czyta, bo jej to zwisa najzwyczajniej.
Z okazji więc owego Roku Czytelnika przydałoby się przynajmniej złożyć jakieś wieńce pod pomnikiem Nieznanego Czytelnika, którego ufundowanie niniejszym postuluję. W nawale pomników papieskich, w zatrzęsieniu pomników wojennych przydałby się przynajmniej jeden symboliczny pomnik Czytelnika (przy okazji postuluję, aby jakiś kolejny postument Jana Pawła II przedstawiał naszego papieża zanurzonego w lekturze, niechaj to będzie przynajmniej Pismo Święte, może to naród natchnie do czytania Biblii). I tak jak czcimy nasze powstańcze sanitariuszki, morowe panny, tak uczcijmy bibliotekarki, morowe panie. Polska bibliotekarka jest prawdziwą narodową bohaterką, zastępy bibliotekarek codziennie, na pierwszej linii, z prawdziwą odwagą, w skrajnie trudnych warunkach walczą o ocalenie tkanki tego narodu.
Nie będzie czytelników i nie będzie bibliotekarek, to zostaną nam już tylko zgliszcza. To jest mój pomysł na Rok Czytelnika: pomnik Czytelnika, pomnik Bibliotekarki oraz pomnik Papieża z Księgą (może też czytać jakąś poezję, jak wiadomo, papież pasjami poświęcał się poezji).
Przeciwny jestem z niepojętą konsekwencją stosowanej przez redakcje prasowe strategii zamieszczania materiałów o świetnych czytadłach znakomicie nadających się na czas kanikuły. Ponieważ mamy lato, proponujemy zatem oto drogim czytelnikom zestaw książek łatwych, przyjemnych, niekoniecznie absorbujących intelektualnie, tak zwanych „książek, od których nie będziecie mogli się oderwać”, prawdziwych arcydzieł na plażę. U podstaw tego myślenia leży oczywiście przekonanie, iż każdy, kto w ogóle mitręży czas na czytanie, przez cały rok zadręcza się lekturami dzieł wyłącznie ciężkich, zasadniczych, ambitnych – ergo nudnych. Przeciętny Polak, jak wiadomo, w ciągu roku katuje się wyłącznie Proustem i Joyce’em, jeszcze Mannem zapewne, po dniu ciężkiej pracy w korporacji lubo inszym biurze wraca do domu i aby się wyluzować, siada na kanapie przed biblioteczką z piwem w ręku i dalejże „Ulissesa” męczyć albo „Czarodziejską górę” katować.
W sezonie politycznym polski obywatel ogląda w telewizji wyłącznie programy poświęcone tańcom, śpiewom i pantomimom z gwiazdami, a nie teatrem telewizji się udręcza. Polski telewidz ogląda nieustannie, każdej godziny swego obywatelskiego życia, polską politykę. W programach informacyjnych w sezonie politycznym nie ma zupełnie przestrzeni na informacje o premierach książkowych i rozmowy z pisarzami, rzecz to najzupełniej pojęta, przecież nie usłyszymy z ekranu: „W swojej ostatniej powieści chciałem powiedzieć, że…”, lecz udręczonych naszych uszu dobiegnie klasyczne przez tak zwanego polskiego polityka wypowiedziane: „Proszę mi nie przerywać, bo ja panu nie przerywałem”.
Konie, a może raczej woły patosu ciągną mój zaprzęg uparcie ku banalnym konstatacjom: czy w jakiejś telewizyjnej stacji informacyjnej, w tragicznym momencie, gdy akurat nie działo się nic politycznego, gdy milczeli chwilowo zarówno prezes, jak i premier, co więcej – milczeli wszyscy znaczący telewizyjni politycy, a program wszak trzeba z czegoś wyrzeźbić – czy kto wtedy pomyślał, by o książkach pogadać, czy kogo olśniło, by miast Brudzińskiego, Niesiołowskiego, Kurskiego, a nawet sławnego filozofa Palikota jakiegoś pisarza, który właśnie nową książkę wydał, zaprosić? Co tam pisarza – dwu pisarzy zaprosić, niech się kłócą zajadle o sytuację polskiej prozy bądź poezji. Bo czemu nie poezji, ja się pytam, czy wy wiecie, jaki to ferment ostatnio był wokół pewnych artykułów o tym, czy polska poezja współczesna mówi rzeczy ważne, czy raczej pitoli bez sensu? I wtedy na wizji – ku najwyższej satysfakcji prowadzącego, telewidzów oraz dyrekcji stacji – jeden poeta do drugiego, żywo gestykulując, zakrzyknąłby: „Proszę mi nie przerywać, bo ja panu nie przerywałem!”.