Ja tu tylko sprawdzam Jak zrobić kręgi w zbożu?
Udawanie kosmity jest trudne i mało popularne. Należy zacząć od zebrania grupy osób chętnych do zarwania kilku nocy i ciężkiej pracy – jak bowiem lojalnie ostrzegają autorzy zajmujący się doradzaniem – samodzielne udawanie kosmity może się po prostu nie udać.
Aby udatnie symulować kosmitę, a precyzyjnie: wizytę kosmity na ziemi – muszę się nauczyć robić kręgi w roślinności. Najlepiej w zbożu. Do tej działalności właśnie potrzebna jest mi grupa akolitów – niestety, osób chętnych, by zarwać noc na polu pod Warszawą, nie jest wcale tak dużo, jak mogłoby się wydawać, żeby nie powiedzieć – nie ma ich wcale.
Moi przyjaciele wyrazili życzliwe zainteresowanie projektem. Może po wakacjach, może w innym terminie, niestety akurat są w Toskanii, więc sam rozumiem, mają z rana ważne szkolenie. Czy to coś naprawdę pilnego? Kręgi nie mogą poczekać?
Sęk właśnie w tym, że we wrześniu właściwie nie ma w czym ich robić, to działalność wybitnie sezonowa.
– również w robieniu kręgów. I tak na przykład tajemnica Douga Bowera wyszła na jaw, gdy jego żonę zastanowiły duże przebiegi auta w piątkowe wieczory. Większość mężów, gdy w piątek po południu twierdzi, że jedzie do pracy, zdąża do baru. Tymczasem Doug Bower mówił żonie, że jedzie do pubu, a ruszał zupełnie gdzie indziej. Pub był blisko, przebiegi były duże, więc nasuwała się naturalna i jedyna możliwość. Gdzie może znikać mąż w piątkowe wieczory i to w dodatku od kilkunastu lat? Tak, to było właśnie to. Doug pod- jeżdżał po przyjaciela Dave’a Chorleya i jeździli razem robić kręgi w zbożu od 1976 roku i tak piątek za piątkiem przez 15 lat. Aż żonę wreszcie zastanowiły te kilometraże. Doug przyznał się – nie miał innego wyjścia – i wyjaśnił, że zamierzał zachować sprawę w tajemnicy do śmierci. Bardzo go cieszyła medialna wrzawa po odkryciu kolejnej pracy, tłumy zwiedzających, a przede wszystkim – opinia, że tak wysublimowane figury w zbożu nie mogły zostać wykonane przez człowieka nawet wyrafinowaną maszyną.
Tymczasem Doug i Dave używali kawałka deski i sznurka, ich zmontowanie nawet mnie nie nastręcza trudności. Zadaję więc sobie pytanie: czemu tak długo zwlekałem z tymi kręgami? Mam wszystko, nawet narty, bo Matt Riddley, popularyzator nauki, też opisał, jak tworzy swoje kręgi – użył starej narty i sznurka.
cały kłębek sznurka, czyli jestem gotowy. Z tego, co przeczytałem, orientuję się, że sprawa wygląda trywialnie – jak rysowanie kół cyrklem na geometrii w szkole. Sznurek przyczepiam do palika, palik wbijam w zbożu i okręcam dookoła. Koło gotowe. Żaden problem.
A jednak to nie takie trywialne. Próbne koła postanowiłem wykonać na łące porośniętej trawą i polnymi kwiatami po pas. Sądziłem, że jak już zakręcę tą nartą – efektem będzie śliczne kółko. Tymczasem robienie kręgów jest bardziej skomplikowane. Okręciłem nartę kilkanaście razy wokół palika. Nikt nie wspomniał, że palik musi być solidny i naprawdę mocno wbity. Po kilku elipsach sam do tego doszedłem i do ekwipunku dodałem solidny młot.
O ile jednak kręgi zbożowe wykonane profesjonalnie zdecydowanie wyglądają na kręgi, o tyle moje wyglądały jak koszula, którą usiłuję uprasować. Zawsze wygląda na o wiele bardziej pomiętą, niż zanim ją uprasowałem.
Wszystkie te trawy chwilę po tym, gdy przejechałem po nich nartą, natychmiast wstawały i po kwadransie nie było znaku że przed chwilą był tu jakikolwiek krąg zbożowy.
A przecież w najbardziej znanych kręgach – niezależnie od tego, czy były zrobione przez UFO, czy Dave’a z kumplem – efekt utrzymywał się wiele dni, tygodni, a nawet lat. W dodatku często kręgi nie były
Pod Wylatowem, gdzie znajdują się najsłynniejsze polskie kręgi, ludność żyje całkiem nieźle z turystów
zbożowe, ale powiedzmy – w trzcinie cukrowej, co jest o tyle ważne, że kiedy pojawiły się na jednej z australijskich plantacji – stwierdzono, że trzeba by kilkunastu lub kilkudziesięciu mężczyzn, aby pokonać opór trzcinowych łodyg.
Co, rzecz jasna, dla jednych stało się dowodem, że odgięło je UFO, a dla drugich, że zrobiło to po prostu kilkudziesięciu mężczyzn.
Tak czy inaczej, potrzebowałem wielu mężczyzn.
mogą umniejszyć zapał nowego twórcy kręgów zbożowych. Na przykład to, że niestety pojawiały się już kilkaset lat te- mu i wówczas robił je diabeł. Tak przynajmniej wynika z siedemnastowiecznych ilustracji brytyjskich, na których Zły z trójzębem gmera w zbożu i rysuje w nim dziwne symbole. Raczej wątpliwe, by to również było dzieło Douga i Dave’a.
Niewykluczone oczywiście, że wciąż chodzi o kilkudziesięcioosobowe grupy mężczyzn, które chodziły po polach i a to narysowały kilkudziesięciometrowego ufoludka, a to figurę geometryczną. Niewiele mi to pomaga, zwłaszcza że, choć znajduję poradę, by zboże czy trawę raczej wycinać, niż przyciskać nartą do podłoża, to nadal nie wiem, w jaki sposób przejść od ładnego kółka, które wystrzygłem przystrzygarką do trawy, do wielkiego na kilkadziesiąt metrów ornamentu złożonego z 409 kół różnej wielkości tworzących idealny i widoczny tylko z powietrza rysunek.
Tak, wiem. Kilkudziesięciu mężczyzn plus jeden, który lata nad nami i nawołuje przez krótkofalówkę: – 398. koło pół metra w lewo. I w nocy?
A jeśli jednak to sprawka UFO? Jemu zajmuje to kilkanaście sekund, sądząc z relacji świadków. To ma sens.
Może pole było źle przygotowane? Otóż wiem już, że powinienem odczekać kilka dni po deszczach, by gleba nie była zbyt mokra, a rośliny wybujałe. Na suchej trawie, a jeszcze lepiej suchym zbożu – musi się udać. Niestety, podobno powinienem zdobyć pozwolenie właściciela pola, sądzę jednak, że ominę ten podpunkt. Być może w Anglii to działa, a właściciel odbija sobie utracone zyski, sprzedając bilety gawiedzi. U mnie pod Warszawą chyba by to nie chwyciło, choć pod Wylatowem na Pomorzu, gdzie znajdują się najsłynniejsze polskie kręgi zbożowe, podobno ludność żyje całkiem nieźle z oprowadzania turystów i sprzedaży pamiątek.
Z drugiej strony mógłbym skończyć jak Gabor Takacs, który 20 lat temu narobił kręgów zbożowych na Węgrzech, by udowodnić, że nie jest potrzebne żadne UFO, i wystąpił w telewizji. Wkurzony właściciel pola zażądał 3 tysięcy dolarów odszkodowania, a na to nie jestem gotowy. Co prawda sąd stwierdził, że same koła są warte tylko 30 dolarów, a cała reszta to zniszczenia spowodowane przez turystów. W końcu telewizja zapłaciła za zniszczone zboże. Sam nie wiem, czy wypróbowywać cierpliwość „Gazety Wyborczej”.
Chyba nie, ale dobra wiadomość jest taka, że znalazłem pole dzikiego zboża, którego nikt nie kosi, mogę więc zaczynać. Wiem też, że będę potrzebował jeszcze drabiny, i to z niej będę obserwował postępy. Choć nie wiem, co zobaczę, bo tworzenie kręgów musi odbywać się w nocy. By rano odkryli je zaskoczeni przechodnie.
Wziąłem też sekator – moja podcinarka jest elektryczna i nie miałbym źródła zasilania. Poza tym sekator jest bezgłośny.
Nie powiem, nie było to proste, ale zrobiłem trzy koła w zbożu. Chciałem więcej, ale padłem kondycyjnie, to wyczerpująca robota. To ostatnie wyszło trochę kanciaste, bo linka mi się zwinęła i nierówno wymierzyłem.
Niestety, najwyraźniej nikt ich nie zauważył. Odczekałem trzy dni, bez reakcji. Czwartego poszedłem na spacer z psami koło tych kół i zagadnąłem przechodnia, czy widział jakieś zagniecenia w zbożu. Skrzywił się i przyznał, że tak. Cholerne dziki. Wszędzie ryją – powiedział.