Michał Wybieralski Zabudowa zagrodowa
yścig Tour de Pologne – poza radością ze zwycięstwa polskiego kolarza – przyniósł też smutek. Przynajmniej mojemu koledze, który pilnie oglądał transmisje i stwierdził: „Polska to najbrzydszy kraj Europy. Same reklamy i rozwalone budy we wszystkich kolorach tęczy”. Ponoć ujęcia z helikoptera nie pozostawiały co do tego złudzeń. Kiedy kolarze sunęli pomiędzy koszmarnymi budami – zwanymi przez właścicieli „domami” i „pawilonami handlowymi” – rząd przyjął zmiany w prawie budowlanym. Zniósł pozwolenie na budowę dla domów jednorodzinnych. W myśl nowych przepisów wystarczy zgłosić projekt do urzędu, a ten będzie miał miesiąc na wniesienie uwag. Jeśli tego nie zrobi, betoniarka w ruch, kielnie w dłoń. Zgłoszone projekty mają być oczywiście zgodne z planami zagospodarowania. Te dokumenty regulują np. wysokość budynku, kształt dachu itd. Tu jednak dochodzimy do sedna problemu – plany zagospodarowania obejmują średnio ok. jednej trzeciej powierzchni dużych miast, wgminach ten współczynnik jest jeszcze mniejszy. W przypadku braku planu buduje się zgodnie z tzw. zasadą sąsiedztwa. W uproszczeniu – jeśli na działkach dookoła stoją dwukondygnacyjne domy z prostą elewacją i płaskim dachem, ja nie mogę postawić pięciopiętrowego budynku ze spadzistym dachem i monumentalną kolumnadą. Czy nie próbuję złamać zapisu planu lub zasady sąsiedztwa, urzędnicy sprawdzali, wydając pozwolenie na budowę. Nietrudno sobie wyobrazić, co się stanie, gdy zlikwidujemy tę procedurę.
Dziś inżynierowie budownictwa i technicy budowlani mogą projektować budynki o kubaturze do tysiąca m sześc. na terenach wiejskich. To tzw. zabudowa zagrodowa. Na innych obszarach takie prawo mają tylko architekci, którzy mają – przynajmniej teoretycznie – większą umiejętność kształtowania kulturalnej, harmonijnej przestrzeni. Inżynierom i technikom jest jednak mało, w ramach kolejnej fali deregulacji chcą zyskać prawo projektowania budynków też w miastach, nawet w ich historycznych centrach. To element walki o rynek. Inżynierowie i technicy w butach architektów będą, przynajmniej na początku, tańsi niż architekci dyplomowani.
Niska wrażliwość estetyczna Polaków w połączeniu z ich umiłowaniem różnego rodzaju promocji i przecen budzi moje głębokie obawy. Jeśli rządzący pozwolą wejść specjalistom od zabudowy zagrodowej do miast i stawiać tu domki i pawilony handlowe, prychnięcie: „Ale wieś!”, może stać się coraz częściej słyszalne.
Fanom wszelkich deregulacji i liberalizacji chciałbym przypomnieć, że nawet twórca tych koncepcji Adam Smith uważał, że planowanie przestrzenne trzeba wyłączyć spod działania magicznej „niewidzialnej ręki rynku” i poddać ścisłym regulacjom.
Obawiam się też o przyszłość Tour de Pologne. Za kilka lat może zapaść decyzja o rezygnacji z telewizyjnych transmisji z tego wyścigu, przynajmniej tych zagranicznych. Europejskie oko może nie znieść tak drastycznych obrazów brzydoty.