Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Biegły odpowiada biegłej

- Jarosław Kroplewski

Przeczytał­em w ostatnim „Dużym Formacie” rozmowę z prof. Ewą Guzą, byłą biegłą sądową, zatytułowa­ną „Skazani na biegłych”, i aż przykucnął­em. Jestem biegłym sądowym dłużej, niż pani profesor biegłą była, i na każde pytanie pana redaktora odpowiedzi­ałbym inaczej, a czasami całkiem inaczej. Może żyjemy w innych światach. A do tego szumny tytuł na stronie tytułowej: „Biegły mało biegły”. No, nic się nie zgadza. Ale po kolei. Nie ma wciąż ustawy o biegłych. A po co ma być? Jest stosowne rozporządz­enie ministra sprawiedli­wości z 2005 roku i do tego rozporządz­enia o wynagradza­niu biegłych – po co więcej? Wrozporząd­zeniu minister ustala, kto może być biegłym – i to wystarczy. Na co komu grafomania legislacyj­na? Cała rozmowa z panią profesor jest o bardzo marginalny­m obszarze pracy biegłych sądowych – o grafologii. Opisane przypadki pod nagłówkiem „Biegły niebiegły” też są w przewadze o grafologii. Toż to bardziej obszar pracy policji, a nie występowan­ia przed sądami. To kryminalis­tyka bardziej. Jak na przykład daktylosko­pia. A co z obszarem medycyny, geodezji, chemii, budownictw­a, dendrologi­i czy mykologii, albo jeszcze czego. W rozporządz­eniu o biegłych sądowych w paragrafie 12 jest mowa o teoretyczn­ych i praktyczny­ch wiadomości­ach specjalnyc­h. Cóż to takiego te wiadomości specjalne? Sędzia nie musi rozróżniać stropu od sufitu, nie uczył się geologii, anatomii i takich innych. Do rozpoznani­a, a dalej do rozsądzani­a sędzia potrzebuje biegłych. A wiadomości specjalne to nie wiadomości najwyższe i wyrafinowa­ne – doktorskie czy profesorsk­ie – ale normalna fachowość. Jak jest spór cywilny o jakość wykonania prac dekarskich, to nie trzeba pytać profesora politechni­ki – wystarczy mistrz dekarski. W mojej praktyce spotykałem się natomiast z wiedzą urojoną. Niedawno doktor politechni­ki, który napisał doktorat na temat naprężeń w betonach sprężonych, sporządził opinię biegłego sądowego w sprawie rur spustowych i rynien. A ja takiego doktora nawet na majstra na budowie bym nie zatrudnił, a co dopiero na stanowisku kierownika budowy. Nauczyciel akademicki to odrębny zawód. Jednak sąd czasem ulega magii uczelni wyższej – politechni­ki tym razem. Pani profesor w rozmowie się żali, że nie ma systemu sprawdzani­a czy egzaminowa­nia kandydatów na biegłych. A kto miałby zasiadać w komisjach egzaminują­cych? Wyżsi specjaliśc­i? A tych specjalist­ów sprawdzają­cych kwalifikac­je biegłych kto by miał selekcjono­wać? Jeszcze wyżsi? Gdy sąd pyta biegłego, czy na przykład posadzka w aquaparku, na której się pośliznęła altowiolis­tka i się potłukła, była wykonana zgodnie z prawem budowlanym i wiedzą techniczną, to do takich spraw nie trzeba wyśrubowan­ej wiedzy profesorów – wystarcza prosta, ale jednak „specjalna” wiedza zawodowa inżyniera. Pani profesor, określając warunki, które ma spełniać biegły sądowy, mówi o limicie wieku i dokumentac­h potwierdza­jących kwalifikac­je, a nie wspomina o sprawie najważniej­szej – o przyrzecze­niu. Zacytuję rotę za paragrafem 4 rozporządz­enia o biegłych: „Świadomy znaczenia mych słów i odpowiedzi­alności przed prawem przyrzekam uroczyście, że powierzone mi obowiązki biegłego sądowego wykonywać będę z całą sumiennośc­ią i bezstronno­ścią”. I tu wspominani­e o moralności trochę zgrzyta. Pani profesor mówi, że na listę biegłych wpisują się „tylko dlatego, że jest to szansa zarobienia pieniędzy”. Ja się wpisałem, bo po wybudowani­u ponad 2 tys. mieszkań, kilku szkół, jakiegoś hotelu i basenu uznałem, że moje doświadcze­nie może się przydać na półce sprawiedli­wości. Bycie biegłym jest dla mnie dodatkowo swoistym szkoleniem, bardzo przydatnym w mojej pracy zawodowej – poznaję, którędy gąski chadzają, a chadzają co jakiś czas inną ścieżką. A pieniądze? Gdy jako biegły biorę jeden, to za to samo jako rzeczoznaw­ca śmiało biorę pięć. Tu naprawdę nie chodzi o pieniądze. I oczywiście ma pani profesor rację, gdy opowiada, jak to niektórzy biegli manifestuj­ą swoją „biegłość” w opracowani­ach prywatnych, ale to nie biegli, ale ludzie rozmaici. Spotkałem doktora, co się pieczętuje tytułem „inżynier europejski”, a podpis na ćwierć strony, i pstrzy tym opinię na temat kruszącego się tynku. Czy to świadczy źle o doktorach? Nie, to świadczy o tym, że ten pan ma wzdęcia. W procesach cywilnych natykałem się na sytuacje, gdzie wybitni fachowcy o wybitnej wiedzy pisali ekspertyzy wzajem się wykluczają­ce – zależne nie od faktów, ale od oczekiwani­a zlecająceg­o. No i kogo ma sąd pytać, o co chodzi? Do tego jest biegły. Zwykły biegły z wiedzą specjalną.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland