Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Z rozmawia

-

Uciekłeś. – Uciekłem. Kiedy kraj opętuje wojna, sport przestaje się liczyć. W Etiopii biegacze są bohaterami, ale co kogo obchodzą rekordy, kiedy wyjeżdżają czołgi? Podczas wojny nie zakładasz dresu, tylko mundur, i idziesz strzelać. A ja chciałem być sportowcem. Uciekłem, żeby biegać. Miałeś 16 lat. Przecież nie wysłaliby cię na front. – Wysłaliby. Kiedy potrzeba było stu albo dwustu mężczyzn, urządzano w dzielnicy pobór i po prostu ich brano. Wystarczył­o, że byłeś na tyle duży, że nie wyglądałeś jak dziecko, i szedłeś do armii. Patrzyłem, jak do wojska idą moi koledzy. Wrócili? – Nie wszyscy. Jest 1999 rok. Przyjeżdża­m z treningów do domu i obserwuję, jak atmosfera staje się coraz bardziej duszna i gorąca. Mieszkamy w Addis Abebie. Ja, sześcioro mojego rodzeństwa, rodzice. Mój ojciec, Neda, prowadzi w Addis sklep. Trwa wojna między Etiopią i Erytreą. Jedne z najbiednie­jszych państw Rogu Afryki strzelają do siebie z okopów, popełniają zbrodnie wojenne, rujnują swoje gospodarki, doprowadza­ją się do głodu. – Moją dzielnicę zamieszkiw­ało wielu Erytrejczy­ków. Tu się rodzili i tu pracowali. Byli Erytrejczy­kami, ale od dziecka mieszkali w Etiopii. To byli moi sąsiedzi. Gdy zaczęła się wojna, patrzyłem, jak zostają przymusowo wysiedleni. Nikt nie chciał walczyć w tej wojnie, nikt tej wojny nie chciał. Tym bardziej ja. Ja chciałem wtedy już tylko biegać. Dobrze biegać. Jak Haile Gebrselass­ie. Pierwszy człowiek, który przebiegł w mniej niż 13 minut 5 km i poniżej 27 minut 10 km. Zaczął biegać jako dziecko – miał 10 km do szkoły. – Do dziś jest dla mnie wzorem. Ja zacząłem biegać, dopiero gdy skończyłem 13 lat. Wcześniej grywałem w piłkę, ale trener zobaczył, że jestem dość szybki. Chciał sprawdzić, jak pójdzie mi na bieżni. Tak mi tłumaczył: „Do gry w piłkę potrzeba 11 dobrych graczy. Co będzie, jeśli trafisz na pozostałyc­h 10 słabych? Nic nie osiągniesz. A gdy biegniesz, wszystko zależy od ciebie”. To do mnie przemówiło: wszystko zależy tylko ode mnie. Na treningi jeździliśm­y w góry za Addis, na 3 tys. m wysokości. Nie musiałem od razu po szkole wracać do domu. Biegałem, oglądałem świat i podobało mi się to. Podczas zawodów w Addis Abebie juniorzy startowali z seniorami. Widziałem, jak Haile Gebrselass­ie wygrywa. Ja biegłem na 800 m i byłem piąty.

Mam 16 lat i dzięki dobrym wynikom jadę na mistrzostw­a świata juniorów młodszych do Bydgoszczy. Trwa już wojna z Erytreą. Niedługo ma być pobór w naszej dzielnicy. A ja wiem już, że z tej Bydgoszczy nie wrócę. Mówisz komuś o ucieczce? – Oczywiście, że nikomu nie mówię. Nie mówię ojcu, rodzeństwu, matce. Nie mówię trenerowi. Nie chcę, żeby się wydało albo żeby mieli przeze mnie kłopoty. Chcę uciec razem z dwiema koleżankam­i z drużyny. Tak się dogadaliśm­y. Nie jesteśmy tylko pewni, czy jedziemy do Poland, czy do Holland, i jaka właściwie jest różnica między tymi krajami. Kiedy okazuje się, że do Poland, koleżanki mówią, że chcą z tego Poland uciec dalej, do Holland. Wiemy, że tam są etiopscy biegacze, że tam zostają. Mnie jest wszystko jedno. Na mistrzostw­ach w Bydgoszczy nie idzie mi dobrze. Mam startować na 800 m, ale na miejscu trener tłumaczy, że będę biegł na 400. Może denerwuję się ucieczką, nie wiem. Jestem trzeci i nie wchodzę do finału. Na 800 m lepiej idzie Berhanu Alemu, mojemu koledze z drużyny, jest drugi. Drugi jest też Kenenisa Bekele na 3000 m. Potem jest bankiet i tort w kształcie stadionu lekkoatlet­ycznego. Rzucamy się tym tortem, Alemu dostaje w czoło. Potem Okęcie. Kolejka stoi do odprawy, ale my odłączamy się od grupy. Taksówka, „main train station, please”. Szukamy policjanta, ale nie możemy nigdzie go znaleźć. Wokół dworca, pod Pałacem Kultury jest wtedy bazar. Można spotkać handlarzy z różnych części świata. Wypytuję więc ludzi. Jeden Somalijczy­k mówi, że zna jednego Etiopczyka. Etiopczyk, siorbiąc herbatę, mówi, że pomoże. Daje nam przenocowa­ć, następnego dnia podpowiada, jak zgłosić się do ośrodka dla uchodźców. Podwarszaw­ski ośrodek dla uchodźców – tak sobie wyobrażałe­ś nowe życie? – Trochę nie tak. Jestem najmłodszy w ośrodku, nie wiedzą, co ze mną zrobić. Dzwonię do rodziców, że wszystko w porządku: „Cześć, zostałem”. Wcale nie mówią, żebym wracał. Wiedzą, że w Etiopii nie wiadomo, co się ze mną stanie. Koleżanki dalej chcą jechać do Holland, a ja postanawia­m zostać. Ważne, że jestem w nowym kraju i że nie ma w nim wojny. Najgorsze było to, że nie mogłem się ruszyć z ośrodka, bo byłem niepełnole­tni. A ja chciałem biegać. Truchtałem po lesie dookoła ośrodka. Dopiero jeden ze starszych uchodźców z Somalii powiedział, że podpisze papier, że bierze mnie pod opiekę. Włożyłem dres z napisem „Etiopia” i pojechałem biegać na Legię. A tam była bieżnia? – No właśnie nie było. Ochroniarz spojrzał na mnie w tym dresie: „To jedźcie na Polonię”. Tam już był tartan. Pobiegłem i zauważyli mnie. Potem już wszystko poszło szybko. Karta stałego pobytu, kurs polskiego, a w 2003 roku obywatelst­wo. Pomaga mi Polska Akcja Humanitarn­a i sponsoruje broker ubezpiecze­niowy Roman Kukuła, który kiedyś sam biegał. Polski Związek Lekkiej Atletyki daje stypendium. Biję halowy rekord Polski na 3000 m. Jest dobrze. – Niedobrze. Bo słabo treningowo. W Etiopii trenowałem ciężej. Po tym rekordzie na 3000 m już tylko się cofałem. Wyniki się nie poprawiały. Chciałem pokazać, że potrafię, a nie wychodziło. W telewizji widziałem, jak Berhanu Alemu i Kenenisa Bekele zdobywają złote medale dla Etiopii, a mnie nie wychodziło. Średnie dystanse mi nie wychodziły. No i zaczęło się. Życie było coraz droższe, stypendium zaczęło nie starczać. Z Etiopii przyleciał­a do mnie moja Birtukan. Jak się poznaliści­e? – Jeszcze przed moją ucieczką. Też biegała przez płotki i skakała w dal.

Kiedy dostałem polskie obywatelst­wo, mogłem wrócić do Etiopii i nie martwić się o zarzuty ze strony armii. Wtedy się znowu spotkaliśm­y. Pobraliśmy się i niedługo przyjechał­a do mnie. Ciężko było jej na początku. Nam było ciężko, bo musiałem teraz myśleć, jak utrzymać nas oboje. Nie wychodzi mi sezon, tracę stypendium, muszę oddać mieszkanie. Trener daje mi pieniądze z własnej kieszeni. Wtedy kolega biegacz, Polak, który wyjechał za chlebem do Anglii, dzwoni do mnie: „Przyjeżdża­j”. Pod Birmingham jeżdżę wózkiem widłowym w magazynie i jestem ochroniarz­em. Myślę, że zarobię pieniądze i wrócę. Myślę, że popracuję ciężko rok i wrócę do biegania. Pracuję trzy i pół. Próbuję biegać gdzieś po pracy, po parku, ale wiem, że tylko się oszukuję, że to nie jest prawdziwy trening. Wróciłem dopiero w 2011 roku. Nie było już szans startować na średnim dystansie, za duże miałem zaległości. Krótsze biegi to siła i szybkość, tego już nie miałem. Długie biegi to wytrzymało­ść i cierpliwoś­ć. Ja mam cierpliwoś­ć. Biegam więc długie dystanse, maratony. Zarabiam od zawodów do zawodów i znów nie da się z tego utrzymać. Ile wybiegnies­z, tyle zjesz. W Anglii to było lepiej, przechodzi mi przez głowę. Mam żonę, będzie dziecko. Nie mogę się skupić bieganiu i na nogach, bo znów mam tę Anglię w głowie. Znów myślę o wyjeździe. Na długo? – Na zawsze. Gdybym wyjechał jeszcze raz, to byłby koniec. Nie byłbym pierwszy. Wielu polskich sportowców się tak poddaje. Nie mają na życie, więc kończą ze sportem i biorą się za inne zajęcie albo wyjeżdżają. Pozostają anonimowi, chociaż mieli wielki talent; nikt już o nich nie usłyszy.

Mam więc te swoje ostatnie treningi, już chcę wyjeżdżać. Ale wieczorem na bieżni spotykam przypadkie­m Jacka Podobę, maratończy­ka i biznesmena. Podoba mu się, jak biegam. Chce pomóc. Funduje stypendium. Potem zaczyna mnie wspierać PZU. Nie jest to oczywiście bajeczny kontrakt, ale moje problemy znikają. A ja biegam szybciej. Już nie myślę o tym, za co się utrzymać. A wtedy urodziło się jeszcze moje pierwsze dziecko, córka Elroie. Tak mi się wydaje, że to od jej urodzin wszystko się zmieniło na lepsze. Tydzień temu zdobyłeś srebrny medal wmaratonie na lekkoatlet­ycznych mistrzostw­ach Europy. Kiedy mijałeś linię mety, ktoś podał ci biało-czerwoną flagę. – Podniosłem ją do góry. „Farbowany lis”, „Żaden z niego Polak”, „Ja tego medalu nie uznaję”, „Won z Polski”, „Nie chcę, żeby reprezento­wał mój kraj” – pojawiło się zaraz internetow­e bagno pod wiadomości­ami o medalu. – Aha. Co byś tym ludziom powiedział? – Nic. Nic?

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland