Miastoszpeciciel zasłużył na swój tytuł
Wostatnim numerze „Dużego Formatu” dostało nam się od Filipa Springera za konkurs, w którym Miastoszpecicielem został bank odpowiedzialny za owinięcie wielką reklamą warszawskiej Rotundy. Mógłbym opowiedzieć o znaczeniu tego budynku dla Warszawy i o barbarzyństwie, jakim jest traktowanie dzieł architektonicznych jako stojaków reklamowych. Ale mamy pewność, że redaktor Springer sam to doskonale wie. Chwali on natomiast bank, że w blasku fleszy ogłosił kiedyś chęć poprawy. Już od 2010 roku zapowiadał zastąpienie Rotundy nowym budynkiem, zapewniając jednocześnie o „czasowym charakterze” reklamowej szmaty, ostatni raz ponad rok temu. Prawie rok minął od rozstrzygnięcia konkursu na projekt nowego budynku w tym samym miejscu. Jeśli dobra wola jeszcze nie wyparowała, to na efekty przyjdzie nam czekać jeszcze lata. Nim to nastąpi, dość jest czasu, by zdjąć z budynku wielki baner i oddać warszawiakom to, na co zasługują, czyli budynek będący budynkiem, a nie wieszakiem na reklamy jego zarządcy. O tym, ile zostało z dobrych chęci banku, świadczy odpowiedź, w której odmawia zdjęcia szmaty i przedstawia ją wręcz jako innowacyjny system chłodzenia. Do jego obietnic można więc wykazywać uzasadnioną nieufność. Redaktor mimo to mówi, że nic nie wskazuje na to, że konkurs był „PR-owską wydmuszką”. Przypomnę więc historię współpracy banku zMuzeum Sztuki Nowoczesnej przy renowacji gablot reklamowych tuż obok Rotundy. PKO BP (niemałym kosztem) wyremontował je, obiecując udostępnić je na potrzeby promocji miejskich wydarzeń kulturalnych. Sporo było przy tej okazji medialnego szumu, ale gabloty po kilku tygodniach wróciły do pierwotnej funkcji zakurzonych potykaczy z reklamami lokat. Springer gani organizatorów konkursu za przyznanie antynagrody tej akurat firmie, gdy tysiące innych reklam psują nam bez przerwy widok. Gdyby jednak zadał sobie trud zapoznania się ze sposobem wyboru laureata, wiedziałby, że jest on wyłaniany spośród propozycji nadsyłanych przez uczestników. Trudno mieć pretensje, że jury nie wybrało Orlenu ani żadnego innego kandydata, którego do konkursu nikt nie zgłosił. Nagrodę dla PKO BP i medialny rozgłos autor tekstu uznaje za złośliwą radochę z dokopania bogatemu. Nikt przecież nie zgnoi w ten sposób właściciela ponad normę ohydnego pawilonu w Kielcach czy oszpeconej limanowskiej kamienicy. Ale skąd tacy jak oni mają brać przykład, jeśli nie z wielkiej firmy mającej na promocję wielocyfrowy budżet? Pisze Springer, że konkurs jest szkodliwy i udowadnia coś, co wszyscy dobrze wiedzą: że kraj nam zbrzydł okrutnie i najwyższy czas to zmienić. Wiemy o tym również dzięki książce samego Springera, którą sam niedawno z uwagą przeczytałem. Gdybym był złośliwy, powiedziałbym, że redaktor bardzo w niej narzeka, ale nie odpowiada na pytanie: co zrobić, żeby było lepiej? Tymczasem stowarzyszenie, które organizuje konkurs Miastoszpeciciel, regularnie pokazuje szerszej publiczności pozytywne przykłady reklam z Polski i zagranicy. Gotowe rozwiązania podsuwamy posłom pracującym nad chroniącą krajobraz ustawą w Sejmie. Stowarzyszenie organizuje wystawy zdjęć pomysłowych reklam i eleganckich szyldów. Jego członkowie za własne pieniądze jeżdżą po Polsce i dzielą się swoją wiedzą w Krakowie, Lublinie, Zakopanem, Radomiu i wszędzie, gdzie chcą ich słuchać. W końcu – autor tekstu wzywa do stworzenia nagrody dla najlepszej, najbardziej pomysłowej reklamy zewnętrznej w kraju. Pomysł, by robiło to nasze stowarzyszenie, jest równie dobry jak ten, żeby stowarzyszenie obrońców zwierząt przyznawało nagrodę dla najlepszej fermy norek. Poza tym Springer zapomina, że nagroda za najlepszą reklamę zewnętrzną już istnieje, i to niejedna – Złote Orły, Kreatura, nagrody Klubu Twórców Reklamy. Kolejnej już nam nie potrzeba.