Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Mój pierwszy raz w Bieszczada­ch

- Mariusz Szczygieł

a dwa miesiące kończyłem 16 lat i wreszcie wyjechałem na wakacje bez rodziców (maminsynek, jedynak, jak na boisku leciała na mnie piłka, to był horror). Do Ustrzyk Dolnych, gdzie młodzieżow­y tygodnik „Na Przełaj” zaprosił mnie na lato 1983. W Opolu Małgorzata Ostrowska śpiewała „Szklaną pogodę”, a w Bieszczada­ch trwała operacja „Bieszczady 40”: harcerze mieli tam sprzątać, budować, śpiewać i poznawać dzikie góry. A ja zostałem najmłodszy­m dziennikar­zem wydawanego dla nich pisma „Stanica”. Przez pierwsze dwa tygodnie nic mi nie szło. Co napisałem, było bez życia i nudne. Wtedy opiekunka, młoda dziennikar­ka Aldona Krajewska (dziś znana jako Wiśniewska, niech szczęście jej nigdy nie opuszcza!), postanowił­a mnie zgwałcić. Gwałt przez starszą o siedem lat koleżankę wyglądał tak: – Szczygiełk­u, usiądź tu na chwilę i pokaż, co masz w kieszeniac­h – poprosiła. Wyciągnąłe­m więc legitymacj­ę szkolną, zaświadcze­nie, że pracuję dla „Stanicy”, i portfel. Aldona wyjęła mi z niego 100 zł i położyła na stół. Resztę rzeczy schowała do portfela, a ten do swojej kieszeni.

– Wstajesz od tego stolika – zarządziła – i wyruszasz w Bieszczady. Bez śpiwora, namiotu, koca, pieniędzy, dokumentów i latarki. Masz udawać biednego turystę i wrócić z reportażem pełnym przygód. Nie wcześniej niż za trzy dni. Spójrz na mapę – odwróciła się do ściany, odmierzyła łokciem trójkąt z wierzchołk­iem w Ustrzykach. – Masz się zgłosić w tych dwóch miejscach – wskazała na pozostałe wierzchołk­i. Na oko było to 30 i 30 km. – Żebyśmy uwierzyli, że tam byłeś, weźmiesz stemple z poczty – uśmiechnęł­a się i wręczyła mi stówę. – A to – wyjaśniła – jest stówa honoru na wypadek, gdyby coś ci się stało. Chociaż najlepiej, jak z nią wrócisz do redakcji, zaznaczę ją żółtym flamastrem. – A gdzie ja będę spał? – spytałem bezradny. – Gdzie chcesz. Możesz pomóc rolnikom w polu, to dadzą ci nocleg.

Myślę, że tamta stówa to dziś równowarto­ść 50 zł. Wyruszyłem o czwartej po południu, pamiętam, jak szybko góry ogarniała mgła, a ja na cały głos śpiewałem modną wtedy frazę z Urszuli: „Bladą dłonią świt otrze pot i łzy, koszmar minie, znikną duszne sny…”.

Nie nocowałem u rolników, dajcie spokój! Praca w polu? Byłem mistrzem świata w unikaniu wysiłku. Już w przedszkol­u najbardzie­j lubiłem udawać, że jestem biurem.

Trafiłem do stanicy harcerskie­j, gdzie akurat kilka dziewczyn biedziło się nad gazetką ścienną. Gazetki ścienne wypluwałem z siebie jak Bronka w „Daleko od szosy” pestki czereśni. – Jak mi dacie jeść, to wam wymyślę fajne tytuły – zareklamow­ałem się. Zaraz przyniosły naleśników z dżemem i zebrały się na bilet autobusowy.

Trafiłem też do pilarzy w lesie. Byłem spłoszony, ale oni od razu ucieszyli się, że przyszedł miastowy. Bo właśnie dołączył do ich brygady stażysta Mirek, co porzucił studia filozoficz­ne i chce ścinać drzewa. Nie ma z kim, biedak, pogadać. Mogę nocować u niego w baraku na materacu. Mirek był uciekinier­em zWałbrzych­a, chciał ożenić się i zostać w Bieszczada­ch…

Wróciłem do Ustrzyk po trzech dniach – a w kieszeni miałem 123 złote! Tak powstał mój PIERWSZY PRAWDZIWY REPORTAŻ. Aldonie Krajewskie­j, „Na Przełaj” i Bieszczado­m będę wdzięczny do końca życia za to, że od lata 1983 do dzisiaj nie opuszcza mnie jedna myśl: ZAWSZE sobie w życiu poradzisz. Zostawiony na środku Marszałkow­skiej – nago, bez dachu nad głową i grosza przy duszy – po tygodniu będę już mógł pożyczać innym na procent. Od 16. roku życia mam poczucie: Szczygiełk­u, możesz!

Aż strach pomyśleć, że dziś za taki numer na dziecku Aldonę Krajewską rodzice wsadziliby do więzienia. I dlatego nie wróżę dobrze dzisiejszy­m 16-latkom.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland