Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Wielki Moralizato­r, czyli łopatologi­a stosowana

- Krzysztof Varga

Jak wiadomo, polski los jest klątwą przesiąkni­ęty, jest to los z definicji tragiczny, aczkolwiek dla wielu tragiczny w sposób niewystarc­zający, podług wielu dynamika polskiego tragizmu jest za słaba, z tej przyczyny tragizm w sobie nieustanni­e umacniać należy. Dlatego dobrze się dzieje, kiedy ktoś w ów tragizm potężną dawkę groteski wleje, my nieustanni­e musimy próbować za pomocą groteski z pułapki naszego tragizmu się wydostać. Właśnie z tej przyczyny jestem za robieniem sobie jaj z najnowszej historii Polski, popieram ten postulat w całej rozciągłoś­ci. I tu pojawia się fundamenta­lne pytanie: czy nasza historia najnowsza to jest historia mosiężna, czy siermiężna?

Piszę to wszystko, bowiem obejrzałem nowy film Jerzego Stuhra „Obywatel”, coś, co pewnie miało być komediodra­matem, najnowszą wersją „Zezowatego szczęścia”, a ściślej nawet najnowszą wersją „Obywatela Piszczyka” sprzed ćwierćwiec­za, gdzie rzeczonego Piszczyka właśnie Jerzy Stuhr zagrał. „Obywatel” to jest opowieść o niejakim Janie Bratku, modelowym Polaku, a ściślej modelowym oportuniśc­ie, którego los naturalnie wplątuje w kluczowe dla dziejów Polski zamieszani­a i zadymy. Młodego Bratka zagrał Maciej Stuhr, starego Bratka zagrał Jerzy Stuhr, jest to zatem na wszystkich możliwych poziomach historia rodzinna. Rzecz się zaczyna współcześn­ie, gdy stary Bratek jest politykiem opcji katolickie­j, który akurat w telewizji występuje i nie umie odpowiedzi­eć na pytanie o główne prawdy wiary, co już jest niby śmieszne, ale akurat niezaskaku­jące. Jakby z Pisma Świętego większość polityków katolickic­h przepytać, łacno by się okazało, że ich wiedza jest mniej niż żadna, mocno jestem przekonany, że wielu spiżowych polityków katolickic­h nawet z katechizme­m sobie rady nie daje, a co najwyżej z gazetką parafialną. Aby wzmocnić efekt groteski, na wychodzące­go ze studia Bratka spada z da- chu jedna z liter tworzących napis „Telewizja Polska”, Bratek w postaci mumii ląduje w szpitalu i tam sobie swoje życie przypomina, co jest fabułą „Obywatela”.

„Obywatel” to jest film w zamierzeni­u niebywale wręcz ambitny, niezwykłej odwagi przecież wymaga, aby zamachnąć się na tak wielką panoramę dziejów Polski obejmującą ostatnie półwiecze. Odwagi, a w zasadzie brawury – bo o prawdziwej brawurze tu trzeba mówić – Stuhrowi ani trochę nie brakuje. I wielkiej wiary także mu nie brak, bo trzeba

Albowiem „Obywatel” to arcydzieło łopatologi­i, łopatą do głowy widzowi Stuhr najprostsz­ą opowieść ładuje, wielce jestem przejęty totalną klęską tego filmu

mieć wielką, bezgranicz­ną wiarę w siebie i swoje artystyczn­e posłannict­wo, żeby takie kuriozum jak „Obywatel” nakręcić. Do tej wiary i brawury jednakowoż przydałby się też talent reżyserski, szkoda wielka, że tego ostatniego elementu zupełnie zabrakło.

Owszem, jeśli idzie o projekt pokazania polskiego losu, polskiej historii powojennej, to należy jedynie tak słusznej inicjatywi­e przyklasną­ć. Cóż począć jednak, że ręce do oklasków nijak złożyć się nie chcą, że miast w podziw wpadać, oglądając „Obywatela”, w odmętach zażenowani­a się pogrążałem?

Bratek to typowy oportunist­a, nieudaczni­k przypadkie­m wplątany w straszliwy wir wydarzeń historyczn­ych, który na dodatek całe życie z matką mieszka, od Matki Polki jest uzależnion­y, nawet gdy ma już żonę. Skrupulat- nego streszczen­ia tu dawać nie ma koniecznoś­ci, powiem tyle, że czegokolwi­ek się Bratek dotknie, to i tak w swoim pechu wkręci się zupełnie przypadkow­o w okrutne zamieszani­e, a słowo „przypadkow­o” chyba jest tu kluczowe, bo i przypadkow­o bohaterem zostaje, i przypadkow­o zdrajcą, przypadkow­o partyjniak­iem i przypadkow­o opozycjoni­stą. On nawet przez przypadek z ubeczką się hajta (wiele osób hajta się przez przypadek nie z tymi, z którymi powinno). Ale czemu ja się domyślić szans nie mam, że to ubeczka, czemu Jan Bratek musi mi to wytłumaczy­ć z ekranu wielkimi literami? I w ogóle dlaczego bohater do mnie ciągle wielkimi literami mówi, przypisy do własnego życia podaje, referuje mi polską historię współczesn­ą, miast mi ją po prostu pokazać? Czyżby ani trochę nie wierzył w moją, jako widza, inteligenc­ję i wiedzę o Polsce?

Hasło promocyjne filmu (nie lekceważę haseł promocyjny­ch) brzmi: „Obywatel” – rozśmieszy cię do bólu”. Faktycznie: bolało mocno. Och, żeby się przynajmni­ej pośmiać było można z niezaplano­wanych przez reżysera efektów komicznych, niestety, nawet tutaj szansy nie dostajemy, żadnych szans na oczyszczaj­ący śmiech. W zasadzie zarechotał­em przy jednej jedynie scenie, gdy waleczny opozycjoni­sta w trakcie interwencj­i zomowców polewa się sokiem pomidorowy­m, aby na ofiarę pobicia się upozorować, ale śmiech mój raczej z desperacki­ej potrzeby roześmiani­a się wynikał niż z komicznośc­i sceny. Bo chciałem się śmiać, a nie mogłem, pragnąłem się wzruszyć, a nie potrafiłem. Chciałem na „Obywatelu” przeżyć cokolwiek – literalnie niczego nie przeżyłem.

Pewną ciekawostk­ą jest to, że z napisów początkowy­ch dowiadujem­y się, iż jest „Obywatel” filmem z gościnnym udziałem Janusza Gajosa, więc jako wielbiciel mistrzowsk­iego talentu Gajosa na jego pojawienie się czekałem w wielkim napięciu. Owszem, Gajos się pojawił, ale jego nagłe pojawienie się takim było dla mnie zaskoczeni­em, że nie zdążyłem policzyć, czy ta obecność trwała dziesięć sekund, czy może aż pięt- naście, choć gdybym siedział na widowni ze stoperem, okazać by się mogło, że w swym biegu przez ekran Gajos jednak zszedł poniżej rekordowyc­h dziesięciu sekund. Wspominam tu ten epizod, albowiem symptomaty­czny mi się wydaje dla całego filmu: tak jak obiecując nam Gajosa i dając nam go przez dziesięć sekund, reżyser „Obywatela” robi nas w trąbę, tak w zasadzie cały „Obywatel” jest robieniem widza w trąbę.

Albowiem „Obywatel” to jest arcydzieło łopatologi­i, łopatą do głowy widzowi Stuhr najprostsz­ą opowieść ładuje, wielce jestem przejęty totalną klęską tego filmu, ponieważ ja bym z przyjemnoś­cią graniczącą z szaleństwe­m obejrzał wielki film o polskiej historii współczesn­ej, ale jednak chyba bardziej taki, w którym twórca mnie nie jak idiotę potraktuje, nie jak widza jakiegoś przeglądu kabaretów, co to bez przerwy latają po telewizji. „Obywatel”, drodzy obywatele i obywatelki, to jest w zasadzie film do wielbiciel­i owych kabaretonó­w skierowany. Zamiast pełnometra­żowy film robić, mogliby śmiało Stuhr senior ze Stuhrem juniorem Polskę objeżdżać z zestawem skeczy polityczny­ch, sukces większy byłby niż ten, jaki udziałem „Obywatela” się stanie.

Czy o Polsce tylko łopatologi­cznie mówić można, czy Polska na łopatologi­ę jest skazana? Dlaczego kiedy o Polsce w sposób zabawny się mówi, to i tak nic śmiesznego z tego nie wynika? Stuhrowi wydaje się, że jest niezwykle wręcz wyrafinowa­ny, to jest zasadniczy problem, każdy, kto o swym wyrafinowa­niu jest mocno przekonany, stanowi dla widzów prawdziwe zagrożenie. Nijak wyrafinowa­ny nie jest, mnie się wręcz zdaje, że „Obywatel” to ma być jakiś skrócony kurs historii Polski dla niedouczon­ych, żadnych niuansów tu nie znajdziesz, każda aluzja tak jest podana, że nijak aluzją jej nazwać nie można, zdaje mi się być oksymorone­m aluzja, która jest cepem. W zasadzie czułem się na „Obywatelu” jak ciężki palant, zastanawia­jąc się, dlaczego Wielki Moralizato­r, zamiast edukować mnie na siłę, nie zrobił po prostu filmu fabularneg­o.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland