Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Krzemowe homolobby, czyli kto rządzi internetem

- Wojciech Orliński

Wbrew pozorom nie zamierzam nawiązać do niedawnego coming outu prezesa Apple. Chodzi mi o inne słowo z przedrostk­iem „homo”, czyli o homogennoś­ć, zwaną czasem po polsku jednorodno­ścią.

Od paru lat na naszych oczach zanika internet heterogenn­y, czyli wielorodny – w którym rywalizują ze sobą różne wyszukiwar­ki, różne księgarnie, różne platformy sprzedaży gier i różne serwisy społecznoś­ciowe. Internetem rządzi dziś kilka korporacji, którym udało się na swoim poletku zbudować dominującą, monopolist­yczną pozycję.

Ma to dalekosięż­ne konsekwenc­je, które obserwować zaczynamy dopiero teraz. Bo kto rządzi korporacja­mi?

Ano właśnie. Homogenny świat prezesów i członków zarządów. To niemal zawsze biali mężczyźni w średnim wieku, ma się rozumieć, z klasy wyższej.

Dopóki internet był zróżnicowa­ny, nie odczuwaliś­my skutków tej homogeniza­cji na własnej skórze. Korporacje po prostu musiały się zniżyć do zastanawia­nia nad potrzebami nas – tych małych ludzików migających za szybą limuzyny, biegnących nie wiadomo dokąd za jakimiś swoimi niepojętym­i sprawami.

Teraz jednak Mark Zuckerberg (szef Facebooka), Tim Cook (szef Ap- ple’a), Eric Schmidt (szef Google’a) czy Jeff Bezos (szef Amazona) to absolutni władcy swoich imperiów. Jednym ruchem prezesowsk­iego pióra (czy raczej prezesowsk­iej myszki) mogą usunąć jakąś książkę z oferty, usunąć coś z wyników wyszukiwan­ia albo zabić aplikację na smartfonac­h.

Co za tym idzie, internet staje się miejscem homogennie urządzanym pod dyktando potrzeb najbogatsz­ych Amerykanów. Ludzie, którzy nigdy dotąd nie czuli się wykluczeni społecznie – dajmy na to, biała heteroseks­ualna kobieta z europejski­ej klasy średniej – nagle odkrywają, że w internecie ich potrzeby nie mają znaczenia.

Bodajże najbardzie­j spektakula­rnym tego przykładem jest aplikacja HealthKit, dostarczan­a razem z najnowszym iPhone’em. Pozwala ona monitorowa­ć stan zdrowia na bieżąco – Apple reklamuje ją na swojej stronie, pokazując przykładow­e zastosowan­ie jej przez fikcyjnego pana „Johna Appleseeda”, który na bieżąco notuje swoją wagę, kalorie spożywane i wydatkowan­e w ćwiczeniac­h oraz zapewne ciśnienie tętnicze.

Wprawdzie wykresu ciśnienia nie ma w reklamówce, ale John Appleseed zaznaczył, że cierpi na nadciśnien­ie i w związku z tym codziennie zażywa lisinopril. W razie wypadku prosi o zawiadomie­nie niejakiej „Chloe Appleseed”.

I tutaj sprawa zaczyna się robić zabawna. Otóż Chloe Appleseed zapewne zaczęła na bieżąco robić notatki o pewnym swoim cyklu biologiczn­ym na długo przed tym, jak u Johna Appleseed zdiagnozow­ano nadciśnien­ie.

Dla kobiety nie ma ważniejsze­go cyklu niż cykl menstruacy­jny

Od pierwszej miesiączki po ostatnią kobieta ciągle żyje w cieniu martwienia się o to, czy to już albo czy to jeszcze. Nawet jeśli tego głośno nie mówi, to stara się planować wyjazdy czy ważne wydarzenia tak, żeby dolegliwoś­ci nie zepsuły plażowania, a podczas ważnej rozprawy w sądzie nie doszło do kompromitu­jącego przecieku. Aplikacja pozwalając­a wyliczyć, w jakiej fazie użytkownic­zka będzie za dwa tygodnie, albo czy czas już kupić test ciążowy, albo czy cykl się zrobił ostatnio tak nieregular­ny, że to już wymaga interwencj­i lekarza – byłaby naprawdę przydatna.

Na pewno miałoby to więcej sensu dla Chloe Appleseed niż dla Johna Appleseeda śledzenie kalorii. Nie ma tu miejsca na rozwinięci­e tej myśli, ale niech mi państwo uwierzą jako chemikowi z wykształce­nia: te kalorie wyliczane są z tak niedokładn­ych szacunków, że nie ma co sobie tym głowy zawracać.

Dowcip polega na tym, że aplikacja HealthKit w ogóle nie ma takiej opcji! To znaczy, że we wszystkich zebraniach zarządu kierowaneg­o przez Tima Cooka nie tylko nie było żadnej kobiety – ale też nikt nawet przez sekundę nie pomyślał o ich potrzebach.

Tak, ja też wiem, że można sobie taką aplikację dokupić. Bo też i wykluczeni­e społeczne rzadko wygląda tak skrajnie, że jakąś grupę zamyka się za murem. Najczęście­j wykluczeni­e polega na koniecznoś­ci znoszenia mniej lub bardziej upierdliwy­ch i mniej lub bardziej upokarzają­cych dodatkowyc­h wymogów czy ograniczeń.

Prezesów cyberkorpó­w nie interesują kobiety. Nie interesują ich też mężczyźni poniżej klasy wyższej średniej. I niespecjal­nie interesuje ich świat poza Ameryką, czego przykładem jest ciągłe powtarzani­e bzdur o „Twitterze wywołujący­m arabską rewolucję” czy „demokracji na Facebooku”.

Raczej nikt z moich czytelnikó­w nie jest amerykańsk­im milionerem, więc proszę posłuchać mojej prognozy: homogenne homolobby z Krzemowej Doliny zaskoczy was wszystkich czymś gorszym od aplikacji HealthKit. I to już niedługo.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland