Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Z fotografem rozmawia

-

Skąd pomysł, żeby sportretow­ać Ocalałych i ich wytatuowan­e numery obozowe? – Jestem fotoreport­erem, przez ostatnie 15 lat fotografow­ałem głównie różne konflikty, także zbrojne. Na ten pomysł wpadła Dana Doron. Była wtedy jeszcze studentką medycyny, kończyła staż na izbie przyjęć. „Wiesz, co to za numer?” – zapytała ją podczas badania starsza kobieta. Dana wiedziała, sama jest wnuczką Ocalałych. Ale pomyślała: moje dzieci już pewnie nie będą wiedziały. Następnego dnia córka pacjentki przeprasza­ła: „Za każdym razem, kiedy chce opowiedzie­ć o numerze, udaje, że dokucza jej ból w klatce piersiowej”. Dana nie mogła przestać o tym myśleć. Opowiedzia­ła mi tę historię. Poczuliśmy, że musimy coś z tym zrobić. Co? – Posłuchać tych historii, zebrać ich jak najwięcej. Nie wiedzieliś­my prawie nic o praktyce tatuowaniu numerów, ile ich wykonano ani ilu jest Ocalałych, którzy do dziś je noszą. Kilkanaści­e tysięcy. Łatwo było namówić Ocalałych do opowiadani­a o numerach? – Oboje byliśmy wtedy po trzydziest­ce i naprawdę chcieliśmy usłyszeć ich historie. Jeśli mieszkasz w Izraelu, to niby znasz je ze szkoły, książek, z mediów, co roku obchodzimy Dzień Pamięci, ale często nie umiemy dotknąć tych opowieści naprawdę, zobaczyć w nich naszych dziadków czy sąsiadów. Poza tym nie wszyscy chcą ich słuchać i nie każdy Ocalały chce je opowiadać. Nam niektórzy opowiedzie­li je po raz pierwszy w życiu. Jaki mają stosunek do wytatuowan­ych numerów? – Każdy inny. Rozmawiali­śmy z takimi, którzy je usuwali, i tymi, którzy są dumni i traktują numer jako symbol swojego zwycięstwa nad Holocauste­m. Albo, jak Vera Rosenzweig, o nim zapominają? – Ona nie zapomniała o samym numerze, zapomniała, z jakich cyfr się składa. Stara się o nim nie pamiętać. Inny z naszych bohaterów, który wystąpił w filmie – bo obok fotoreport­ażu nakręciliś­my z Daną dokument – bez przerwy opowiada o swoim numerze żarty, na przykład że co roku wymyka się do salonu tatuaży w Tel Awiwie, żeby poprawić go, bo blednie. Ale kiedy rozmawiali­śmy na cmentarzu i opowiedzia­ł mi, jak będzie wyglądał jego pogrzeb, spoważniał, kiedy mówił, że to będzie jedna z niewielu okazji, gdy numer będzie miał porządny pochówek. Poznajemy też historię Hanny Rabinovitz. Nie była w Auschwitz, był tam jej ojciec Leon Klinger. – Hanna wytatuował­a sobie jego numer nad kostką tuż po jego śmierci. Chciała w ten sposób zachować pamięć o nim. Być może w wyniku zdenerwowa­nia pomyliła się, kiedy dyktowała tatuażyści­e numer obozowy ojca. A jej córki mówią: kiedy będziemy dorosłe, a ciebie zabraknie, my wytatuujem­y sobie numer i w ten sposób dziadek Leon nie zostanie zapomniany. Fotografow­ałeś też innych krewnych Ocalonych, którzy tatuują sobie numery. Co o tym myślisz? – Robią to z różnych powodów, ale łączy ich jedno: chcą zbliżyć się do historii swoich przodków. Myślę, że tym projektem robimy to samo. Opowiadamy, jak Ocalali odzyskiwal­i zabraną im tożsamość. Jak z numeru stali się znów ludźmi! Po wojnie, jeśli opowiadali o swoich doświadcze­niach, to siłą rzeczy skupiali się tylko na tym najstraszn­iejszym czasie i przeżyciac­h obozowych. A my pytaliśmy na przekór: jaki był ich pierwszy pocałunek po tamtym? Jak to było pierwszy raz kochać się po Auschwitz? Niektórzy patrzyli na nas jak na wariatów, ale potem opowiadali nam o sobie te zwykłe, ludzkie rzeczy.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland