Agata Pyzik Wolność, architektura, zmiana?
Gratulowanie samym sobie i brak autokrytycyzmu to nasze narodowe specjalności. Biorę to pod uwagę, ale i tak zaskoczyła mnie wystawa 25 budynków na 20-lecie magazynu „Architektura -Murator”, która obecnie odbywa się w warszawskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Początkowo nie ma specjalnych kontrowersji – jest kilka budynków czy rozwiązań rzeczywiście wybitnych: Muzeum Sztuki Japońskiej Manggha klasyka Araty Isozakiego zainicjowane przez Andrzeja Wajdę, ledwo otwarta Cricoteka (oba w Krakowie) czy Muzeum Historii Żydów Polskich. Jednak ta kolekcja, poza kilkoma muzeami i budynkami użyteczności publicznej (dom kultury, biblioteka, ratusz), przedstawia zastanawiającą liczbę obiektów stricte prywatnych: banków, osiedli luksusowych mieszkań, biur lub osobistych muzeów milionerów, jak Stary Browar Grażyny Kulczyk czy Europejskie Centrum Muzyki Krzysztofa Pendereckiego. A już np. warszawskie ultraluksusowy DH Vitkac czy wieżowiec Cosmopolitan wręcz zasłynęły swoim brakiem wyczucia i odbieraniem jakości życia mieszkańcom sąsiednich, znacznie niższych domów. Z czego tu się cieszyć? Opór budzi również prawie zupełny brak na wystawie budownictwa społecznego czy komunalnego. Jest niskobudżetowe warszawskie osiedle 19. Dzielnica i tyle.
Pytanie: czy w konkursach architektonicznych mamy nagradzać tylko estetykę? Architektura wtedy może stać się festiwalem narcyzmu. Tak właśnie się dzieje, gdy na ścianie w MSN czytamy słowa Grzegorza Stiasnego, współautora ratusza w Białołęce, że nawiązał do kubicznych brył budynków przedwojennych, aby otworzyć „nowy, wspaniały świat kształtowany dopiero co odzyskaną demokracją”. Architekta trochę poniosło, gdyż II RP po 1926 roku demokracją nie była. Sporo nagrodzonych obiektów przedstawia sobą kontynuacje PRL-owskiej infrastruktury i myślenia o mieszkańcach miasta, jak właśnie domy kultury czy muzea. Biorąc pod uwagę, że najważniejszym problemem polskich miast jest teraz reprywatyzacja i niedostępność mieszkań, słabo widać to w tym podsumowaniu. Fatalnie prezentuje się też osobliwy zbiór slajdów kilkuset „najlepszych” budynków w Polsce wyłonionych przez komisję. Tutaj często jest dramat – widzimy wwiększości budynki prywatne i często tak słabe, że spodziewałam się tam ujrzeć wilanowski segment moich rodziców. Wolność, architektura, zmiana? To tylko propaganda sukcesu, zupełnie jak za czasów komunizmu. Często szafujemy w Polsce wielkimi, górnolotnymi określeniami, ale chyba nadal nie zrozumieliśmy ich znaczenia.