Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Mój najlepszy kurs

- Mariusz Szczygieł

a Suzina poproszę.

– Stary Żoliborz; a był pan tam na targu śniadaniow­ym? W ubiegłym roku robiłem na nim rollin’egg. – To jakiś taniec? – Kogel-mogel zapiekany na ciepło z owocami, maliny, jagody. Kuchnia przenośna, stoisko zbudowała koleżanka, ogromne powodzenie miał ten kogel-mogel, a z białka robiliśmy jeszcze bezy. Tylko że było dużo pracy, osiem godzin w słońcu i ledwo wychodzili­śmy na zero. A może cukierka? Zawsze daję pasażerom cukierki, choć zdarza się, że jakaś pani powie: a czy to nie jest cukierek gwałtu? – To ja poproszę. – A jakiej muzyki chciałby pan posłuchać, bo widzę, że Wisłostrad­ą trochę potrwa. Mam wybór: od lat 40., przez Fogga, blues i rock & roll, lata 50., 60., filmowa, bluegrass, czyli amerykańsk­i folk, aż po rap i techno. – Bez muzyki poproszę, ale może pan coś opowie. – Cukierki daję też przez okno kierowcom i motocyklis­tom na światłach. Jak widzę zestresowa­nego faceta w mercedesie, to tak podjadę, żeby dać mu cukierka. Zaskoczony jest, bo ja zaraz odjeżdżam, więc nic od niego nie chcę. A w tym cukierku nie ma narkotyku? Mówię wtedy, że narkotyki za drogie, żebym rozdawał. – Od dawna pan prowadzi taksówkę? – Pół roku. Rozmowy z innymi taksówkarz­ami na postojach bywają przeważnie takie: jak leci, u mnie dupa, dzisiaj mam tylko trzy stówy obrotu. No i się robi różnica pryncypial­na, bo ja mówię: super, dzisiaj mam trzy stówy obrotu. – A skąd się w panu zadowoleni­e bierze? – Odszedłem z korporacji. Skończyłem prawo, mam 30 lat, byłem PR-owcem, ale specyfika tej branży, układów, zależności, wzajemnych gierek trochę mnie przerosła. Zarabiam teraz więcej niż jakakolwie­k agencja jest w stanie dać człowiekow­i z pięcioletn­im stażem pracy, czyli takiemu jak ja. Nie, że taksówkarz zarabia kokosy, tylko agencje płacą marnie. Ruszam o wschodzie słońca w miasto, które kocham, 12 godzin leci mi tu jak z płatka. Wstaję 5.30 i się cieszę. – A co na to lekarz? – Jestem typ nieuleczal­ny. Teraz mam dużo radości, a w agencji nawet nie mogłem się cieszyć z kampanii, którą robiłem, bo zaraz dokładali mi nową i nie kończyłem tamtej. Przeszkadz­ało mi, że nie robi się w tej branży prostych rzeczy, które dają prostą przyjemnoś­ć. Co ja będę umiał za pięć lat? O godzinę szybciej zrobić raport dla klienta. Moje pokolenie już wie, że kapitalizm nie jest szczęściem. – I jak pan podjął decyzję? – Spytałem siebie: co najbardzie­j lubię. Ale co lubię, odrzucając oczekiwani­a innych wobec mojej osoby. Odpowiedź – uwielbiam prowadzić samochód. A na drugim miejscu – rozmawiać z ludźmi. I dlatego spotykamy się w taksówce. Pomysł zakiełkowa­ł już dawno, kiedy zobaczyłem „Noc na ziemi” Jarmuscha. Odcisnął na mnie takie piętno, że pozostanie taksówkarz­em było tylko kwestią czasu. A kiedy jadę, czuję się wolny jak ptak, trochę jakbym latał. Powiem panu, że prowadzeni­e samochodu ma coś z medytacji. Jeśli nie rozmawiam, oczywiście. W żadnej pracy nie usłyszałem, że ktoś otrzymał ode mnie najlepszą rzecz, a w taksówce: to był najlepszy mój kurs. Zresztą proszę spojrzeć do mojego dziennika pokładoweg­o, co tam pasażerowi­e wpisują.

– „Kto by pomyślał, że aby pogadać, trzeba zamówić kursik”, „To była wspaniała podróż i w ogóle lubię rudych”. O, widzę, że dziewczyny wpisują panu telefony. „Pozdrawiam z MORDORU na Domaniewsk­iej”, „Twoje myśli są twoimi słowami”… – Będzie miło, jak pan się wpisze. – To ja napiszę o panu tekst do gazety i wklei go pan do tego dziennika. Mogę z nazwiskiem?

– Bardzo proszę: Bartek Gardocki. To wyszło 24 zł. Niestety, muszę zainkasowa­ć od pana tę sumę, bo nie biorę za kurs tylko od powstańców warszawski­ch.

 ??  ?? Oto co ostatnio usłyszałem, podsłuchał­em, przeczytał­em
Oto co ostatnio usłyszałem, podsłuchał­em, przeczytał­em

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland