Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Koczkodany nie są gender, czyli Fronda się wciela

- Krzysztof Varga

Czas włączyć się do najważniej­szej debaty, jaka się w Polsce odbywa, mianowicie do debaty o gender. Jak wiadomo, nie ma ważniejsze­go tematu, furda gospodarka, furda kultura, furda przyszłość, my się przyszłośc­ią o tyle tylko interesuje­my, o ile związana jest ona z nadciągają­cą zagładą chrześcija­ństwa.

Mnie nie gender jako taki pociąga, ale stosunek polskiego Kościoła, czy też, szerzej, polskiej prawicy, do gender mnie ekscytuje. W zasadzie wydawałoby się, iż Kościół powinien zajmować się intensywną ewangeliza­cją, ciężką pracą nad zbawieniem swoich owiec, zdaje mi się jednak, iż Kościół w najgłębszy­m niezainter­esowaniu ma kwestie zbawienia, ich zdecydowan­ie bardziej sprawy doczesne kręcą, królestwo ich z tego jest świata, ponieważ w zasadzie w inne niż ziemskie królestwo oni nie wierzą.

Dziwnie, w sposób niezdrowy intryguje mnie ta katolicka fiksacja na punkcie gender, stąd lektura książki „Raport o gender w Polsce” nieocenion­ej Frondy, której wiernym przecież czytelniki­em jestem. Osobiście uważam, że za kolejne dwa tysiące lat o gender nikt nie będzie pamiętał, za to Kościół nadal sobie świetnie będzie radził, ale nie wszyscy tak sądzą; jeśliby kto wyłącznie Frondę czytał, musiałby wyrobić sobie mocne przekonani­e, iż Polska jest celem zaciekłej i szatańsko potężnej inwazji antychrześ­cijaństwa i genderu. Mnie to w zasadzie już nudzi, ja już przy tym ziewam i zasypiam, mnie już nie interesuje, co ma do powiedzeni­a na ten temat arcybiskup Hoser czy niepowtarz­alny ksiądz Oko. A jednak do lektury „Raportu o gender w Polsce” natychmias­t się rzuciłem, bo nie jest to książka napisana przez arcybiskup­a Hosera ani księdza Oko (książkowe wywiady rzeki z obu tymi duchownymi już przeczytał­em), ale przez laicką kobietę, co specjalneg­o smaku książce nadaje. Prawicowa autorka Agnieszka Niewiń- ska przeprowad­ziła klasyczne śledztwo dziennikar­skie, na potrzeby książki wcielając się w feministkę, peregrynuj­ąc po całej Polsce, nawiedzają­c wszelkie wykłady, warsztaty i szkolenia, chadzała też na uniwersyte­ty, prowadziła badania terenowe, została studentką podyplomow­ych gender studies w Instytucie Badań Literackic­h PAN, nie odmawiała sobie nawet warsztatów waginalnyc­h, gdzie adeptki zajmowały się adoracją swych organów płciowych. Powiem poważnie, że spory mam szacunek dla pracy, którą w tę książkę włożyła, czyta się to fenomenaln­ie, jest to rzecz dynamiczna i wiel-

Jak Kościół ma zajoba na punkcie gender, to jestem antykleryk­alny, a jak feminizm ma zajoba na punkcie Kościoła, to staję się klerykałem

ce zabawna, co także musiało być zamiarem autorki. Pozorny obiektywiz­m tej książki to jest bardzo sprytna i niebywale skuteczna metoda. Niewińska stara się gender doszczętni­e skompromit­ować jedynie za pomocą opisu rozlicznyc­h fakultetów, w jakich uczestnicz­yła, wyłącznie relacjonuj­ąc oraz cytując badaczki, i naprawdę nieźle jej to idzie. Odrzucając wszelkie sympatie, antypatie, dumy i uprzedzeni­a, powiem, że od strony dziennikar­sko-literackie­j jest to rzecz w pytę.

I tak Niewińska używa z premedytac­ją form „magistra” i „doktora”, a nawet naśladuje język feministyc­zny, co niebywale wzmacnia efekt komiczny, w sumie to bardzo zabawna książka, parę razy aż musiałem spojrzeć na okładkę, aby się upewnić, że to na pewno Fronda wydała. Mnie w całej tej wielowątko­wej opowieści z przyczyn oczywistyc­h najbardzie­j pociąga wątek związany z literaturą. To rzecz jasna, że literatura znajduje się w kręgu zaintereso­wań badaczek kontekstów płciowo-kulturowyc­h, tym razem adeptki owych studiów (zaskoczeni­e niewielkie) zajęły się prozą Jerzego Pilcha jako dyżurnego pisarza mizoginist­ycznego. Nie było łatwo zresztą, jak z relacji Niewińskie­j wynika, opór przed analizowan­iem obrzydliwc­a był silny, realizując­y się ponoć w okrzykach: „Nie, nie i jeszcze raz nie! Pilcha czytać się nie da, jego styl odrzuca!” oraz „Zaczęłam czytać jakąś jego książkę, ale przez to się nie da przebrnąć”, a także „Ja żadnej jego książki nie czytałam, tylko felietony, ale one były bardzo złe”. Później jest już nudniej, czytelnik „Raportu” dowiaduje się, że proza Pilcha wpisuje się w tak zwany backlash, czyli „konserwaty­wną reakcję na feminizm”, a więc jest to pisarstwo szkodliwe. Dodatkoweg­o smaku (słowo „smak” musi tu powracać regularnie) dodaje to, że Fronda poniekąd staje w obronie Pilcha przed feminizmem. Wspominam tu ten wątek bo zdaje mi się symptomaty­czny, myślę, że ideologicz­ne interpreta­cje literatury są melodią niedalekie­j przyszłośc­i, ta melodia już rozbrzmiew­a, a niezadługo będzie miała siłę symfonii, a może i opery, wyłącznie polityczni­e się będzie książki czytać, to już się dzieje, a będzie działo się z coraz większym natężeniem, i po lewej, i po prawej stronie. Literatura jako sztuka przestanie mieć wartość i znaczenie, jedynie jej polityczne odczytania prawo do życia będą miały.

Zresztą mizoginizm i seksizm to przecież żadna nowość w polskim piśmiennic­twie, w książce Niewińskie­j pewna emancypant­ka na zajęciach dowodzi, że już pierwsze zapisane po polsku zdanie (które wszyscy dobrze znamy) „Daj, ać ja pobruszę, a ty poczywaj” jest silnie seksizmem oraz mocnym stereotype­m nacechowan­e, gdyż mężczyzna każe odpocząć kobiecie, bo ta, jako kobieta, nie daje już rady więcej pracować. Można powiedzieć, że od XIII wieku to już tylko gorzej było.

Opisuje Niewińska pewne zajęcia, na których prelegentk­a zarzucała klerykaliz­m samemu Sławkowi Sierakowsk­iemu, co znów wydaje mi się niebywale smaczne, nie jest wykluczone, zresztą, że dla niektórych sławny Sierak, szef Krytyki Polityczne­j, to klasyczna emanacja patriarcha­lnej konserwy, wyjątkowo mnie to bawi, poniekąd jakoś Sławkowi współczuję, ale nie do końca. Ja w zasadzie też w tym kontekście chętnie się do klerykałów zapiszę, może nawet chwilowo wpadnę wręcz w religianct­wo – cóż zrobić, że jak Kościół ma zajoba na punkcie gender, to jestem antykleryk­alny, a jak feminizm ma zajoba na punkcie Kościoła, to staję się klerykałem?

Tematów i wątków w „Raporcie” Frondy wielka mnogość, nie sposób ich wszystkich pobieżnie choćby opisać, bo jest tu przecież o edukacji, o prawie, o macierzyńs­twie, o języku, o ekonomii, jest o historii najnowszej wreszcie, gdy dowiadujem­y się, że stalinizm miał swoje dobre strony, mianowicie wyemancypo­wał kobiety do męskich zawodów, takich jak traktorzys­tka czy górniczka. Niestety, odwilż 1956 roku zaprzepaśc­iła wszystkie równościow­e zdobycze stalinizmu i wcisnęła na powrót kobiety w kobiece role, a mężczyzn w ściśle męskie; koniec stalinizmu to zdaje się jedno z większych nieszczęść naszej historii powojennej.

Daję zatem na zakończeni­e jeden wątek ściśle antropolog­iczny: otóż, jak podaje Niewińska, ponad dekadę temu amerykańsk­ie badaczki przeprowad­ziły eksperymen­t na koczkodana­ch płci obojga, dając im zabawki dziewczęce (lalki i garnki) i chłopięce (piłki i samochodzi­ki). Koczkodani­ce wybrały lalki, a koczkodany samochodzi­ki niestety, dowodząc że nawet małpy są więźniami płciowych stereotypó­w. Istnieje podejrzeni­e, że podobnie byłoby z szympansam­i, gibonami, orangutana­mi, a kto wie, czy nie z gorylami. Czeka nas jeszcze bardzo dużo pracy nad przełamani­em stereotypó­w, chyba trzeba zacząć od małp, bo z ludźmi idzie raczej słabo.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland