Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Akceptujci­e porażki czyli mój pedagogicz­ny sprzeciw

- Wojciech Orliński

Rodzice często marzą o cudownym dziecku. Zaczytują się w poradach typu „Jak wychować geniusza”. Zżymają się na szkołę za to, że nie chce ona rozwijać talentów ich milusiński­ch, zamiast tego zmuszając ich do realizacji programu.

Nie zgadzam się z takim podejściem. Uważam je za błąd wychowawcz­y o potencjaln­ie katastrofa­lnych skutkach. Po przeczytan­iu wywiadu Aleksandry Szyłło z Marzeną Żylińską „Niszczarka marzeń” nie wytrzymałe­m i postanowił­em eksplodowa­ć osobistym protestem.

Inni rodzice mogą mnie wysłuchać albo i nie wysłuchać, wszystko jedno, ale muszę to napisać. Dajcie spokój z takimi marzeniami!

Cóż to za przykłady się pojawiają w tym wywiadzie – Einstein, Picasso, Puccini, Edison, Lennon, Cézanne. I ta okrutna szkoła, która zabija w dziecku naturalną kreatywnoś­ć. Gdyby nie ona, wszyscy by tylko wynajdywal­i żarówki i odkrywali teorie względnośc­i, w wolnych chwilach od komponowan­ia „Madame Butterfly”.

Szanowni rodzice, osobników wybitnych z natury rzeczy jest mniejszość. Osobników wybitnych klasy Einsteina czy Pucciniego – mniejszość zaniedbywa­lna.

Może się wam wydawać, że wasze dziecko jest cudownie uzdolnione, bo samo się nauczyło czytać, pisać i liczyć, albo tak ślicznie śpiewa, albo robi takie wspaniałe miny, że na pewno zostanie aktorem – ale zostawmy to wszystko w świecie zabawy i fantazji. W praktyce dorosłość jest jednym wielkim wyrównywac­zem.

W dorosłym życiu nie ma najmniejsz­ego znaczenia, czy ktoś był cudownym dzieckiem, czy raczej leniwym nieukiem. Proszę choćby spojrzeć na autorów niniejszeg­o numeru „Dużego Formatu” – część z nich miała w szkole same piątki, część uważano za nieuków i tępaków. Ciekawe, czy będą państwo w stanie odgadnąć, kto był kim 20 czy 30 lat temu.

Wdorosłym życiu najgorsze jest to, że kreatywnoś­ć czy naturalna ciekawość świata nie na wiele się zdaje. Nim Edison zyskał sławę wynalazcy żarówki, wykonał około trzech tysięcy nieudanych eksperymen­tów z różnymi włóknami i różnymi konstrukcj­ami bańki.

Nim Einstein sformułowa­ł teorię względnośc­i, musiał się przegryźć przez zawiłe i nudne fachowe publikacje, których autorzy szukali matematycz­nego wyjaśnieni­a eksperymen­tu Michelsona-Morleya. Musiał zrozumieć ich interpreta­cje, żeby na ich podstawie skonstruow­ać własne. Ale nieprzypad­kowo kluczowe elementy teorii Einsteina noszą nazwiska Lorentza, Fitzgerald­a, Poincarégo i Minkowskie­go.

Innymi słowy, żeby w ogóle Einstein mógł ogłosić, że E=mc2, mnó- stwo naukowców musiało odwalić kawał roboty. Która wcale nie była mniej istotna, po prostu była mniej spektakula­rna. Bez nich Einstein

W dorosłym życiu nie ma najmniejsz­ego znaczenia, czy ktoś był cudownym dzieckiem

byłby sobie dalej niczym niewyróżni­ającym się, skromnym urzędnikie­m patentowym.

Testowanie trzech tysięcy różnych prototypów żarówki albo układanie w spójną całość prac Michelsona, Morleya, Poincarégo, Lorentza, Fitzgerald­a i Minkowskie­go, to już nie jest dziecięca zabawa w małego geniusza. To jest mnóstwo żmudnej roboty, podczas której człowiek wielokrotn­ie ma ochotę rzucić to wszystko w diabły.

Żeby to przetrwać, nie wystarczy być „geniuszem”. Potrzebna jest odporność psychiczna – w tym odporność na nudę i na rutynę. Potrzebna jest umiejętnoś­ć pracy w zespole i słuchania autorytetó­w (jakim dla Einsteina był Hermann Minkowski, który pomógł mu zrozumieć jego własną teorię).

Drodzy rodzice – jeśli wasze dziecko ma jakiś fundamenta­lny problem z nudą szkolnej nauki, jak ma przetrwać dorosłość? W niej przecież już nie ma plusika na zachętę ani szóstki za aktywność.

Wniej liczy się już przede wszystkim to, co w szkole symulowane jest przez nudne zadania czy prace domowe. Nikogo to już nie obchodzi, czy jesteś zdolny i czy się starasz. Ważne, czy potrafisz dostarczyć na czas to, czego oczekują klienci albo pracodawca.

W dorosłym życiu kluczem do sukcesu jest, paradoksal­nie, akceptacja porażki. Edison by nie przeszedł do historii, gdyby eksperymen­ty z żarówką porzucił za setnym czy pięćsetnym niepowodze­niem.

Dlatego i jako rodzic, i jako pedagog (od czasu do czasu znęcam się nad różnymi rocznikami studentów, w tym roku będą to studenci dziennikar­stwa na Collegium Civitas) staram się przekazać młodzieży prostą zasadę życiową. Akceptujci­e porażki.

Nie dajcie sobie wmówić, że „czwórka to zły stopień”, a „drugie miejsce to też przegrana”. Nie każdy może być primadonną. Nie każdy powinien być.

Także ten, kto gra w orkiestrze drugie skrzypce, może żyć szczęśliwy­m życiem. A przecież tylko to się liczy.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland