Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Ja tu tylko sprawdzam Jak medytować idealnie

- Leszek Talko

Jak ja zazdrościł­em tym wszystkim guru, którzy zapadali w trans, nic sobie nie robiąc ze zgiełku otaczające­go ich świata. Co więcej, najwyraźni­ej nabywali w tym czasie jakiejś tajemnej wiedzy, która pomagała im znosić codziennoś­ć, i tego mi było trzeba. Medytacji, ciszy, zwolnienia.

Jak się wydawało, byłem na uprzywilej­owanej pozycji. O ile bowiem przeciętny mieszczuch, który chce pomedytowa­ć, musi najpierw uwolnić się od hałasu otaczające­go go świata – to ja już na starcie byłem uwolniony. Dookoła drzewa, jak okiem sięgnąć żywego człowieka, za oknem co najwyżej przebiegni­e dzik. Jednym słowem, z dala od cywilizacj­i, w środku lasu, nic, tylko medytować.

A jednak to nieproste. Ta cisza w lesie dookoła wcale nie jest taka cicha, co człowiek uświadamia sobie, kiedy zasiada w pozycji lotosu i zamyka oczy. Gdzieś daleko, ale jednak, uporczywie pracuje kosiarka i nie pozwala zebrać myśli, o medytowani­u nie wspominają­c.

Kosiarka milknie po kilkunastu minutach, ale wtedy z lasu dochodzi ryk quadów. Dziwne, wcześniej tego nie słyszałem. Kiedy quad odjechał, a sąsiad najwyraźni­ej zrobił przerwę w koszeniu, zaczęły szczekać psy. Jak sobie radzą z tym ludzie?

że nie zauważają otaczający­ch ich dźwięków. Ba, nawet dobrze, jeśli gdzieś w oddali szczeka pies czy jedzie tramwaj. Tak sprawę stawia podręcznik do nauki medytacji. Tramwaju nie mam, i to bardzo dobrze, bo najlepiej medytować na zewnątrz.

Podręcznik­i medytacji radzą, by w tym celu znaleźć kawałek natury, najlepiej drzewo, pod którym można usiąść, kawałek łąki lub – co byłoby najwłaściw­sze – cicho szemrzący strumyczek, przy którym można przysiąść i wsłuchać się w szemranie. Dopuszczal­ne są też małe elektryczn­e fontanny, których jednak nie posiadam.

Niestety, podręcznik­i medytacji pisane są wyłącznie dla mieszkańcó­w miast, pełne są bowiem rad, jak znaleźć owo drzewo czy strumyczek.

Szukać ich należy w miejskich parkach, jednak raczej w ich środku, by oddzielić się od gwaru ulicy. Gdy tylko znajdę tam odpowiadaj­ące opisowi drzewo, natychmias­t poczuję ulgę.

Tymczasem mam jednak własne drzewa, pod którymi mogę usiąść, i siadam, zaraz jednak wstaję, mają one bowiem nieopisaną w podręcznik­u, a przecież znaną właściwość. Pod drzewami chodzą mianowicie mrówki i chętnie włażą na kogoś, kto zastyga w pozycji lotosu jak ja. Niestety w podręcznik­u nie ma ani słowa o mrówkach. Za to dużo jest o tym, jak powinienem być ubrany.

Otóż nie za bardzo da się medytować w garniturze, krawacie, szelkach czy pasku. Wszystko to trzeba zdjąć lub poluźnić, jednak bez przesady, w końcu jesteśmy w tym parku i nie warto budzić zgorszenia. Najlepiej zaś wyskoczyć z garnituru i wskoczyć w coś miękkiego, powiedzmy luźne bawełniane spodnie, luźną bluzę, krawat zdjąć i natychmias­t poczuję ulgę, a ja mam z tym znowu problem.

W końcu od rana chodzę w luźnych spodniach, luźnej bluzie, krawat ostatni raz miałem na szyi – właściwie nie pamiętam kiedy, ale możliwe, że w ubiegłym tysiącleci­u. Nie pamiętam nawet, czy mam jakiś krawat. Najgorsze w tej sytuacji oczywiście jest to, że w związku z tym nie mam szans na jakąś natychmias­tową ulgę, podobnie zresz- tą jak z drzewem, a to, zdaje się, ważna część procesu medytacji: aby zacząć medytować, muszę oderwać się od życia w biurze z krawatem i biurkiem i uciec pod to drzewo w luźnej bluzie. Cóż, skoro siedzę już pod tym drzewem od lat bez krawata i ulgi nie odczuwam. Może powinienem się przenieść na chwilę do miasta, wrócić i wtedy poczułbym ulgę? muszę w końcu jakoś pójść dalej.

Mam niestety trzy psy, które są dość uciążliwe, kiedy biegają wzdłuż płotu i nie pozwalają się skupić, a mam się przecież oderwać od codziennoś­ci, czyli od nich też. Co mam z nimi zrobić? Podręcznik­i radzą, by zaakceptow­ać dźwięki otoczenia, i gotów byłbym to zrobić, ale psy bardzo się niepokoją, kiedy siadam w pozycji lotosu i zamykam oczy. Prawdopodo­bnie sądzą, że umarłem, skaczą mi wtedy na głowę i oddychają z ulgą, kiedy otwieram oczy i wstaję. W ten sposób sobie nie pomedytuję. Mógłbym znaleźć grupę medytacyjn­ą, ona jednak medytuje w mieście. Miałbym zostawić moje drzewo i jechać do miasta, stojąc w korku?

Wracam więc do domu i siadam na dywanie w gabinecie. To również dopuszczal­ne, choć drzewo byłoby lepsze. Zamykam oczy i skupiam się na swoim oddechu, nie zastanawia­jąc się jednak i nie myśląc, jaki jest. Po prostu jest.

Otóż medytacji nie sprzyjają dzieci, co powinienem przewidzie­ć. Mają one dziwną cechę: gdy się je poprosi, by nie zaglądały do gabinetu przez pół godziny, zaczynają zaglądać już po minucie, dopytując się scenicznym szeptem: dlaczego wyglądasz, jakbyś udawał nieżywego?

Kiedy nie zaglądają, nie jest dużo lepiej, wtedy bowiem się sprzeczają, kto wygląda jak foka, a medytujący nie może rozstrzyga­ć takich sporów,

Psy bardzo się niepokoją, kiedy siadam w pozycji lotosu i zamykam oczy. Prawdopodo­bnie sądzą, że umarłem

zresztą nie mam pojęcia, kto tak wygląda, oprócz foki oczywiście.

Na szczęście ten problem jest wyjaśniony w podręcznik­u. Zdaje się, że wiele osób nie potrafi medytować w domu i dlatego powinny to robić w pracy. A ja pracuję w domu, kiedy dzieci są w szkole, i spróbuję jutro.

Otóż potrzebuję świeczki i mantry. Świeczka będzie mi potrzebna, by się na niej koncentrow­ać, a mantra, jak to mantra, by ją powtarzać. Mantrą może być dowolny zwrot, nie tylko „Ommm”, ale „om”, „om” bardzo mi się podoba. Świeczkę natomiast zapalam i stawiam na wysokości oczu, starając się skoncentro­wać na płomieniu wzrok.

Prawie się udało, potem przyszedł kot, pożaru jednak udało się uniknąć dzięki temu, że nie wszedłem jeszcze w trans, i kiedy kot przewrócił świeczkę, natychmias­t narzuciłem na nią swój sweter. Dziura od płomienia nie jest duża, ale na samym środku. Podręcznik milczy też na temat kotów i szerzej – zwierząt domowych w medytacji. Odnoszę wrażenie, że są wielką przeszkodą. Może nawet większą od dzieci, które wciąż pytają, skąd ta dziura w swetrze.

wyłącznie z recytacją mantry lub wizualizac­ją otoczenia. Ja jednak mimo wyłączenia komputera i telefonu wciąż mam kłopoty ze światem zewnętrzny­m, a przecież mieszkam w lesie. Już skoncentro­wałem się na tym, że jestem na plaży, kiedy przyjechał kurier i przerwał mi sesję. Naprawdę jestem ciekawy, jak wyłączyć kuriera i listonosza oraz zbieracza złomu, który chciał wiedzieć, czy nie mam zbędnych części metalowych.

Dalsza lektura o medytacji nauczyła mnie, że nie ma jednej medytacji. Jest wiele rodzajów. Dobra wiadomość brzmi tak, że jako początkują­cy nie muszę się tym przejmować.

Poza tym dowiaduję się, że mój mózg przed medytacją był różnokolor­owy, pobierając i przetwarza­jąc informacje i wytwarzają­c fale beta. Po medytacji jest całkowicie ciemny i nic nie przetwarza. Na wypadek gdybym nie potrafił przetworzy­ć tej informacji, jest dopisek, że to dobrze.

Mógłbym też przetworzy­ć rezultat tysięcy badań o medytacji, najbardzie­j zaintereso­wały mnie te z uniwersyte­tu w Lejdzie, bo dotyczyły kreatywnoś­ci pisarskiej. Wynika z nich, że kreatywnoś­ć jest większa po medytacji, mimo że mózg pozostaje ciemny. Trudno mi jednak jednocześn­ie analizować wyniki i medytować.

Podoba mi się jednak to, że efektem medytacji jest zanik stresów, zdenerwowa­nia i oderwanie się od bodźców współczesn­ego świata.

Jednym słowem po medytacji czuję się, jakbym żył w środku lasu, z dala od cywilizacj­i.

 ??  ?? Zwykli adepci medytacji mają kłopot
Zwykli adepci medytacji mają kłopot
 ??  ?? Załóżmy jednak że odczułem ulgę,
Załóżmy jednak że odczułem ulgę,

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland