Z reżyserem rozmawia
Oglądając „Majdan”, rozpoznałam wiele osób, które tam spotkałam. Niektóre już nie żyją, zginęły na wschodzie Ukrainy. Czy rozmawiał pan z nimi poza kamerą? – Czasami rozmawiałem. Tylko w filmie z tego zrezygnowałem. Wyciął pan coś jeszcze z filmu? Coś, co panem poruszyło? – Wstrząsający był widok lutowych walk na Majdanie, w nocy. Ciężkie wojskowe maszyny kontra ludzie. Ale w filmie tego nie użyłem, bo miałbym za dużo walk. Mówi pan chłodno, profesjonalnie. A pytam o pana uczucia. – Tu nie ma miejsca na nic osobistego. Mój zawód to reżyser. Jeśli zacznę podchodzić do tematów osobiście, to zrobię film o moim dziecku. W „Dehumanizacji sztuki” Ortegi y Gasseta jest taki obrazek: na ziemi leży nieżywy człowiek, obok stoją lekarz, malarz, żona zmarłego i dziennikarz. Każde z nich ma inne spojrzenie na sytuację. Dla lekarza to medyczna porażka, dla dziennikarza temat, który musi ciekawie opisać. A malarz martwi się, czy należycie odda światło i kolory. I jest jeszcze żona: dla niej to tragedia. Nie jestem żoną, kiedy kręcę, to nie jest moja osobista tragedia. Trzeba zachować dystans. Mnie się to nie udało. Ale dzięki temu protestujący pokazali mi rzeczy, których nie pokazywali innym dziennikarzom. Może więc uczucia nie szkodzą? – Ale chodzi o to, jak to potem opiszesz. Rosyjscy dziennikarze być może też opisywali wiernie to, co się działo. Ale robili to ze swojego punktu widzenia. Pani pokazywała Majdan pewnie inaczej niż oni. Ja od dziennikarzy oczekuję faktów, które mogę sam zinterpretować. Kiedy dziennikarz się angażuje, to pokazuje i siebie, i sytuację. Co się z nim dzieje, kiedy to opisuje. To trochę wykracza poza dziennikarstwo. To dlatego pana film obywa się bez żadnego komentarza? Poza planszami z kilkoma faktami, datami ani słowa wyjaśnienia. – A po co komentarz? Widz powinien mieć miejsce na refleksję, ocenę tego, co widzi na ekranie. Z tego powodu też nie rozmawiałem z protestującymi. Nie chcę komentarza ludzi, którzy są zaangażowani w to, co staram się pokazać. Chcę być obserwatorem. To dlatego operator nie wchodzi z kamerą do namiotów? Tam toczyły się najciekawsze rozmowy – O takim wydarzeniu można zrobić kilkaset zupełnie różnych filmów. Trzeba tylko wybrać bohatera. Ja postanowiłem, że moim bohaterem będzie cały naród. Chciałem pokazać, co jest ważne dla tysięcy ludzi, a nie dla tych z pięciu namiotów. Gdybym włączył scenę z namiotu, w której ktoś opowiada swoją historię, to otworzyłbym złe drzwi. Dlatego też ujęcia są takie długie, a plany szerokie. Życiu codziennemu na Majdanie i walkom poświęcił pan tyle samo miejsca. – Co pani uważa za „codzienne życie”? Czy to, że ludzie mieszkają na ulicy, śpią w namiotach przy minusowej temperaturze? Film zaczyna się od sceny, w której tysiące zebranych śpiewają hymn narodowy Ukrainy. Czy ludzie robią to w codziennym życiu? Wybuchające w pobliżu bomby też mogą się po pewnym czasie stać „codziennym życiem” – można się do nich przyzwyczaić. Film pokazuje to, co działo się od początku protestów. Wybraliśmy najważniejsze momenty. Jak długo był pan na Majdanie? – Osiem dni z asystentem i dźwiękowcem. Pierwszą część, 50 minut, nakrę- ciłem sam, resztę kamerzysta. Był tam do końca walk, do lutego. Brakowało mi właściwie tylko finałowej sceny. Nikt nie spodziewał się, że protesty tak się rozwiną, że poleje się krew. Film kończy się informacją, że prezydent Janukowycz został obalony. Teraz wiemy, że był to początek wojny. – Początek był o wiele wcześniej. Wszystko będzie dla nas jasne za 20, może 100 lat. Trudno jest przekonać spokojnych ludzi, by zaczęli walczyć. To dlaczego zaczęli? – Nie widzieli wyjścia. Ale kto uczestniczył w organizowaniu Majdanu, dowiemy się za jakiś czas. Gdy pozwolą nam poczytać tajne dokumenty. Gdyby nie to, że w listopadzie pobito studentów, nic by się nie zdarzyło. Dwa lata wcześniej protestowano z powodu języka rosyjskiego, który stał się urzędowym na Ukrainie. Ludzie protestowali, a potem poszli do domu. Ale chłopcy, którzy wyszli na Majdan, nie wiedzieli, że są czyimś narzędziem. Walczyli za kraj. – Nie wykluczam, ale do tego konieczna jest eksplozja, np. pobicie studentów. Bo dla Ukraińców, dla mnie również, Ukraina to nie Moskwa, gdzie można kogoś pobić i nikt nic nie powie. Rosjanie przyzwyczajeni są do tego, że są bici. W Kijowie jest inaczej, dlatego to wznieciło tak ogromne protesty. Kiedy prezydent Janukowycz nie odpowiedział na apele narodu, to było jak dolanie oliwy do ognia. Skoro rewolucja już się skończyła, jak pan mówi, to gdzie teraz powinna stanąć kamera? – Filmuję, bo czuję, że jakieś wydarzenie jest ważne, że tworzy całość i zatacza koło. To właśnie czułem, gdy tam przyjechałem. Ta rewolucja rozgrywała się w pięknych dekoracjach, które działały na podświadomość. Każda barykada była dziełem sztuki. To było miejsce ludzi w średnim wieku, groteskowe, ze swoistym folklorem, zabawne, bo Ukraińcy mają świetne poczucie humoru. Wielu zostało na Majdanie do lipca. – Dla mnie Majdan skończył się w lutym. Wszystko potem było inercją. Ludzie, którzy nie chcieli go opuścić, mogli się borykać z problemami psychologicznymi. Myślę, że życie w strachu przed policją przez długi czas może prowadzić do depresji. Pojechałem na Majdan później, latem. To było jak zwiedzanie muzeum na świeżym powietrzu. Z żywymi eksponatami, ludźmi, którzy wciąż przechadzali się po placu w mundurach. Scena, z której przemawiali w czasie rewolucji politycy i protestujący, wydawała się mniejsza, mimo że nie zmieniła rozmiaru. Powiedział pan, że nie jest pan dziennikarzem. Dziennikarz powinien być obserwatorem? – Jeśli chcesz zrobić film, trzeba trzymać dystans. Czy lekarz musi czuć ból swojego pacjenta, kiedy robi operację? Byłby złym chirurgiem. Tu jest tak samo. Po operacji – proszę bardzo. Mój Dlaczego owojnie sprzed 70 lat, a nie owojnie toczącej się teraz? – To ciągle ta sama wojna. Zaczęła się już w 1917 roku. Od tamtej pory Ukraina to nieprzerwana wojna. Ludzie nie znaleźli wciąż odpowiedzi na pytania, które wtedy mieli. Wciąż walczą o to, w jakim kraju będą żyli. Nie chcieli być częścią ZSRR, teraz też nie chcą. To walka różnych mentalności, która przerodziła się w walkę między dwoma krajami, z których jeden w ogóle się nie zmienił. Pamięta pani spór z XVIII wieku, w czasie rozbiorów Polski? Zaborcy mówili: „Polska nie jest krajem”. Tak samo mówią teraz o Ukrainie. Polacy zrzucili jarzmo Rosji. Inna sprawa, że Ukraińcy sami wybrali Janukowycza na prezydenta, człowieka, który siedział w więzieniu, jest kryminalistą. Jest pan Ukraińcem? – A czy to ważne, gdzie się urodziłem? Dlaczego nieważne? – Ważna jest kultura, nie to, gdzie ktoś się urodził. Joseph Conrad był polskim pisarzem? Czy to ważne? Najważniejsze jest to, co myślisz, czy czujesz się Europejczykiem. Mam w sobie wszystkie rodzaje krwi, także polską. Mieszkam w Kijowie. Żyją tam Polacy, Żydzi, Rosjanie, Grecy, Włosi, Bułgarzy i oczywiście Ukraińcy. Na Krymie są tysiące Włochów. Gdy ktoś mówi, że Krym jest rosyjski, to żart. Włosi też mogliby się o niego upomnieć. Majdan wygrał? – Osiągnął swój cel. Chodziło o obalenie władzy i udało się. Czym był dla pana Majdan? – Jednym z najważniejszych momentów historii Europy.