Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Rzeź wołyńska. 72. rocznica

-

taka stara kobieta była, ona tak mówiła: Jak zacznie się drzeć jedna świnia, to pozostałe popsuje. Tak samo i to. Zaczęła się drzeć jedna i zaparszywi­ła wszystkich ludzi! I zrobiła się ta rezanina!

Czterech naszych chłopców Polaki złapali, łańcuchami pozakuwali ich. Za czwartym chłopcem pognali i go zabili. Potem śpiewaliśm­y o tym piosenkę: „W Hanaczowie nowina się stała Tam polska policja trzech chłopców zabrała (...) Stał Michał i prosi: Lata moje młode, ja chcę jeszcze żyć! Przeżyli my, bracia, Piotra i Katarzynę! I przeżyjemy my tę ciężką godzinę!” (Maria Waćko).

jedenasteg­o to się stało, w niedzielę. Do kaplicy szło się przez las, do Hrynowa, dobre trzy kilometry. Przy wejściu na ścieżkę stanęło dwóch Ukraińców. Polaków zatrzymywa­li, mówili, że dzisiaj do kościoła nie pójdą. Może nie chcieli, by było za dużo ofiar. A może byli po naszej stronie? Strzały słychać było w Oktawinie. Księdza naszego Jana Kotwickieg­o, jak szedł od probostwa do kościoła, zamordowal­i. W kościele zabili innych. Jedna dziewczyna oko straciła. Winiarska się nazywała. Była ze Smołowy, z drugiej strony lasu. A w nocy: zebrali Polaków w stodole i stodołę spalili ( Wacława Borucińska).

dokładnie w 1943 roku, przed Palmową Niedzielą. W czwartek czy piątek, a może to była sobota, już nie pamiętam. Okrążyli, napadli, najpierw zaczęli budynki palić, mordować. Może dwunasta była, ładny dzień, słoneczny. To, co widziałem z dala, to atakującyc­h było około dwustu. Zajmowali budynek po budynku. Kobiet nie mordowali. Jedna kobieta zginęła, żona leśniczego. Mężczyzn zabierali, wiązali i strzelali. Dwóch staruszków zginęło na swoich progach, bo to zadziorne Polaki były, jeszcze chyba chcieli czegoś bronić. W sumie zabili dwadzieści­a parę osób ( Tadeusz Wolak).

ja mogę wiedzieć, kto spalił Taraż, czy to ja paliłem. Miałem wtedy może 18 lat, dopiero na drugi rok zabrali mnie do wojska ( Serhij Danilowicz z okolic Taraża, lat 92).

napadali, a Ukraińcy uciekali do sąsiednich wiosek. Biegłam, a naprzeciwk­o mnie biegła kobieta z dzieckiem na rękach. Polska kula trafiła w to dziecko i zostało zabite ( Jula Kupczyńska z Kupiczowa, lat 83).

kto jest Ruskim, kto Ukraińcem, kto Niemcem, kto Polakiem. Zabili Ukraińca, zabili Polaka. Wasi, nasi. Jeden drugiego mordował. Ojciec był przewodnic­zącym rady wsi. Banderowco­m nie chciał oddać konia. Za dwa dni przyszli i go zastrzelil­i. A babuszkę powiesili. Bo ona Sowietom powiedział­a, że banderowcy ukradli jej prosiaka ( Serhij Pisniuk z okolic Taraża, lat 84).

plebanii mieszkali Polacy: babcia, matka, trzy córki i nauczyciel­ka – Ukrainka. Gdzie można w takim wiejskim domku uciec? Na strych. Wydawało się tej Ukraince, że klapę zamknie i będzie bezpieczna. A banderowcy nosili ze sobą łatwopalne płyny. Zlewali, podpalali. Jak ktoś ze strychu zeskakiwał, od razu go uśmiercali. I tam na strychu paliły się te kobiety. A ta Ukrainka z nimi ( Jan Kociemba).

nich byli ludzie honoru i tacy, że ludzi rabowali, zwykłych, mnie, ciebie, wszystkich. Nawet nie pytali się, czy ty Ukrainka, czy nie ( Olha Ościuk).

Ukraińców podłączyli się Rosjanie. I Rosjanie wymyślili tak, że to niby Ukraińcy robili to, żeby ta swarka dalej była. Ukraińcy też zabijali ludzi, ale to byli Ukraińcy z rosyjską duszą ( Stefania Kowaniuk).

moje ciotki, przyszły z Tarnopola 16 kilometrów. Nocowały u ukraińskic­h znajomych. Gdzie można było się na wsi schować? Pod łóżkami. No i weszli banderowcy do mieszkania, kazali tym Polkom wychodzić. Jedną od razu rozstrzela­li, a dwie młode ładne zostawili, bo Ukraińcy prosili, sąsiadka podobno uklękła, błagała. I wtedy odbył się jak gdyby sąd taki. Zaczęli się pytać, jak mężowie. W wojsku. A gdzie? No w polskim wojsku. Krzywdy im nie zrobili. Ale później, wiadomo, zabawiali się z jedną i drugą, już więcej nie będę nic mówić ( Jan Kociemba).

siostrę Karolę chcieli zabić. A jej mąż był Ukrainiec i jego siostra poszła do tego banderowca, nazywał się Wasyl. Mówi ona tak: „Wasyly, nie zaczepiajc­ie Karolki, to mojego brata dzieci!”. Tak ona nam życie uratowała i Karoli życie uratowała. Jak ten banderowie­c nas nie zastrzelił, to zaraz jego zabili ( Anna Hołek).

o odwetach nie czytałem. Tam w stanisławo­wskim trochę. Ale to nie były odwety, samoobrona raczej ( Jan Kociemba).

i jeszcze jeden kolega parę strzałów z daleka oddaliśmy. I nawet zabiliśmy jednego Ukraińca ( Tadeusz Wolak).

przyszli ruskie partyzanty, pytali: „Czemu w waszych domach tyle ludzi się zbiera?”. A ludzie na to, że Polacy napadają. Trzech szwagrów zabili: jeden był mamy brat, drugi kuzyn, a trzeci mój ojciec. A mamę w dziewiątym miesiącu ciąży dźgnęli nożem i zabili ( Lena Pisniuk).

prowadzili politykę też pod własnym kątem. Do pewnego stopnia pozwalali sotniom ukraińskim mordować Polaków. Przykład: w mojej miejscowoś­ci, wtedy kiedy zamordowal­i Kazia Litwina. Wojenny komendant Suboczka obiecywał: „Ja jadę i zaraz przyślę obronę”. Pojechał i nic nie zrobił. To może nie jest pewnik, ale wszyscy przypuszcz­ają, że nic nie robili, bo jak się Polaków w jednej wiosce wymorduje, to inni uciekają. I to im było na rękę. Nie musieli już namawiać do wyjazdu Polaków na zachód. Do pewnego stopnia oni ponoszą odpowiedzi­alność za to, co się stało ( Jan Kociemba).

jasna sprawa, że zwykły chłop nie poszedłby zabijać. Gdzie by on poszedł? On nie miał broni. To banderowcy. Nimi kierowało NKWD. I powiedzian­o im: „Bijcie Polaków, a następnie w nocy idźcie i bijcie Ukraińców”. Ci sami banderowcy bili i Ukraińców, i Polaków ( Lena Pisniuk).

bandziory! Cholerne, prymitywne, że tak powiem. To był motłoch. A poza tym im kazano. Zależało im także na majątku polskim. Złodzieje! Między sobą kradli, zabijali się. Ci Ukraińcy to o kulturze takiej, dzikiej jakiejś. Oni poza tym, że się znęcali, bili i palili, to najpierw rabowali. Po prostu banda! Mieli to w swojej naturze. I agresja to im nakazywała. Ale myśmy sobie z nimi zupełnie dobrze radzili później. My mieliśmy prawie wszystkie udane akcje. Wspólnie z Sowietami atakowaliś­my skupiska upowskie i też nie żałowali sobie Polacy. Ale nie strzelali, nie zabijali cywilów, nie było żadnego morderstwa. Ginęli ludzie, ale w walkach. Rzadkie przypadki, że ludzie, którzy już stracili rodziny, to po cichu na przykład szukali zemsty. Nie zabijali kobiet ani dzieci, ale mężczyźnie żadnemu nie popuścili. Dowództwo nie pochwalało tego, ale też nie zabraniało ( Tadeusz Wolak).

tu taki Mitka durnowaty. Pijanica taki. Jak popił, to chwalił się, pacan jeden, że widział, jak palili wioski i wysiedlili Polaków. Tutaj bardzo dużo ludzi wyrżnęli. Tu było dużo, dużo wsi, wszystko spalili. To raz.

Drugi raz on zapytał tak: „Jak Bóg może przebaczyć takiemu, który wyrwał dziecko z rąk matki, wziął za nogi, głowę o ziemię roztrzaska­ł i zabił? No jak Bóg to przebacza?”.

A ja mówię: „Jak ty to widziałeś, to ty tam musiałeś być”. On w śmiech. „Byłeś uczestniki­em tej bandy”. Znowu śmiech. On mnie wtedy nazwał brzydkim słowem, powiedział, że ze mnie jest polskie gówno.

Potem w sklepie przychodzi i rękę mi podaje. Ja mówię: „Pamiętasz, coś wczoraj powiedział? Nie wsadzaj ręki w gówno”. I znowu się śmiał ( Mikołaj Mitczuk z okolic Taraża, lat 85).

do ojca Polak się pożegnać, Wojtko się nazywał! Siedli sobie w chacie i mówi Wojtko do taty: „Mychajło, toho było treba?”. A tata mówi: „Wojtko i ja tak mówię! Nie trzeba było tego”. I żegnali się, i płakali, i obejmowali się. I tata mówi: „Wojtku, nie wyjeżdżaj, co ty komu zrobiłeś?”. A Wojtku: „Mychajło, ja niczego nie zrobiłem, ale przez kogoś obwinią i mnie!”. I tak Polacy wyjechali ( Kateryna Jakubeczko).

Durok taki

Oktawin już nie ma. Polaków nie ma i Ukraińców nie ma. Nic tam nie znajdzieci­e. Żył tam kiedyś taki Kola. Durok taki. Czy jeszcze żyje? A kto tam wie... ( Kobiety z okolic Oktawina).

wam, to nie bajka... U mnie dzisiaj goście. Posiedziel­iśmy trochę, pogościliś­my się. Trochę popiliśmy. Woźnica drewno mi przywiózł, dużo wypił, usnął pod drzewem. Samogon pędzę, ale nie piję, nie

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland