Z Adamem Wajrakiem, autorem książki „Wilki”, rozmawia Katarzyna Surmiak-Domańska
Czy wilki rzeczywiście napadają na ludzi? – Znam jeden opisany przypadek. Po II wojnie światowej poza atakami wściekłych wilków, które też są raczej rzadkie, był tylko jeden wypadek, o którym z całą pewnością wiadomo, że wilki upolowały i zjadły człowieka. W 2005 roku w Kanadzie wataha pożarła młodego geologa. Prawdopodobnie była wygłodniała, a w okolicy nie było innych zdobyczy. Gdyby wilki chciały polować na człowieka, to w Bieszczadach krew lałaby się strumieniami. Łatwiej przecież złapać człowieka niż jelenia. Z powodu pogryzień przez wściekłe psy umiera rocznie przynajmniej 20 tysięcy osób, głównie w biednych krajach. Ale nikt nie robi z psa potwora. Dlaczego więc tradycja każe nam bać się złego wilka, a nie psa? – To sprawa rywalizacji i czarnego PR-u. Wilk już dawno temu zagroził naszym interesom. Łapał zwierzynę, którą i my byliśmy zainteresowani, np. jelenie, a potem, jak zjedliśmy mu jelenie, dobrał się do naszych owiec. Nie mieliśmy powodów, żeby się lubić. Myślę, że jest też inny aspekt. Wyjątkowo przeszkadzają nam te zwierzęta, których część oswoiliśmy, a reszta pozostała na wolności. Dlatego musiał wyginąć tur i dzikie konie. I tylko ten wilk ciągle się trzyma. No i dzik. Jednak dzika chyba lubimy bardziej, choć czyni więcej szkód. – Bo wilk jest większym zdrajcą. Był pierwszym zwierzęciem, które udomowiliśmy, 40 tysięcy lat temu. Świnia mieszka z nami dopiero od 16 tysięcy lat. No i udomowiony wilk, czyli pies, jest symbolem największej podległości człowiekowi. Kontrast z jego dzikim odpowiednikiem jest tym bardziej rażący. Co ciekawe, wilki nienawidzą psów. Jeśli je dopadną, natychmiast zabijają i zjadają. Ciekawe, że tutaj, w Puszczy Białowieskiej, ludzie w ogóle się wilków nie boją. – Bo tutaj mało kto hoduje zwierzęta. Poza tym oni tu żyją z wilkiem od pokoleń i wiedzą, że nie jest groźny. W Bieszczadach, gdzie mieszkańcy to przybysze, ten strach jest większy, ale to i tak nic w porównaniu choćby z wilkofobią niemiecką. Wolfgang Büscher, niemiecki pisarz i dziennikarz, opowiadał mi, jak szedł kiedyś nocą przez naszą puszczę i ogarniał go taki strach przed wilkami, że w pewnym momencie stanął z kijem na drodze i krzyknął: „No, wychodźcie, skurwysyny, załatwię was!”. – Nie dziwię się. Cała jego edukacja kazała mu się bać. W germańskich baśniach i mitach roi się od wilczych potworów. Są na przykład dwa wilki, z których jeden pragnie pożreć słońce, – Kilka lat temu ogłoszono wielki odstrzał wilków w Norwegii; w kraju, w którym żyło ich wtedy około 30 sztuk, czyli tyle ile w promieniu 20 kilometrów od mojego domu. Zapytałem norweskiego ministra środowiska, czy to nie absurd. Odparł: „Wy w tej kontynentalnej Europie nie wiecie, co to znaczy żyć z dziką przyrodą!”.
WFinlandii z kolei policja zaaresztowała kiedyś kłusownika. On popełnił samobójstwo. Zostawił list, w którym napisał, że zginął na froncie walki z wilkami. A mają tam może ze sto wilków. My mamy tysiąc. Im wilk jest rzadszy, tym straszniejszy? – Tak. Moja książka o wilkach to opowieść o lęku przed obcym.