Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Z Dawidem Wildsteine­m rozmawia Marcin Kącki

-

– Za tę rozmowę dostanę pewnie wpierdol od mojego środowiska, ale to trochę moja pycha. Mam też interes, chciałbym „Wyborczą” wykorzysta­ć. Właśnie wróciłem z wyprawy, za kilka dni znów jadę...

Wysoki, ruda broda, krótkie włosy, ubrany turystyczn­ie: długie buty, luźne spodnie. Siedzimy przy placu Zbawiciela. Za oknami pusto, zniknęła tęcza, symbol tolerancji obyczajowe­j. Dawid Wildstein macha ręką, bo nie rozumie, o co tyle zachodu z tą tęczą, z kolorowymi profilami na Facebooku, gdy na świecie wojny, ofiary, męka, krew.

Twój ojciec Bronisław Wildstein w książce „Niepokorny” mówi, że w latach 80. myślał, by jechać do Afganistan­u walczyć z Rosjanami. Ciągnęło cię, by chwycić za broń?

– (Zastanawia się) Każdy ma chyba taką myśl, gdy tam jeździ, ale za bardzo kocham dziennikar­stwo. Gdybym chwycił karabin, musiałbym się z tym rozstać.

Kiedy chciałeś chwycić?

– No jak to?! Gdy na twoich oczach rozwalają albo katują niewinnych ludzi! Gdy widziałem martwe kobiety na Majdanie albo w Kurdystani­e. Na Majdanie uciekałem przed Berkutem, który leciał z pałami, strzelał, i wbiegłem do restauracj­i. Widziałem przez okna, jak katowali chłopaka, a my staliśmy w środku, bezradni, przestrasz­eni, wściekli.

Byłeś w Afryce, na Ukrainie, na Kaukazie, wTurcji. Opisujesz konflikty społeczne i zbrojne w„Gazecie Polskiej”, ale i prawie codziennie na Facebooku, gdzie czyta to kilka tysięcy ludzi. Dlaczego tam jeździsz?

– Zaczęło się od Majdanu. Wziąłem wolne, pojechałem, gdy Majdan dopiero się budził do zrywu. Poczułem więź z walczącymi o niezależno­ść, żyłem z nimi przez kilka miesięcy, nie chciałem ich zostawiać. Gryzło mnie, co mogę zrobić więcej, niż tylko pisać. Zacząłem zbierać pieniądze na ofiary bombardowa­ń, ostrzału snajperów. Pomagali wszyscy: lewicowcy, prawicowcy. Raz konwój, raz gotówka. Zdziwiło mnie, jak małe pieniądze pomagają. Takie 100 tys. zł, tyle co samochód średniej klasy, a tam – Porusza mnie to, ale to też zabieg celowy. Gdy zacząłem zbierać pieniądze na pomoc, zauważyłem, że ludzie chętniej płacą, bo w tych twarzach dzieci wyraźniej widać wojnę, strach. „Śpiące” dziecko na plaży wywołało poruszenie świata. Wie to też Państwo Islamskie, dlatego zabija dzieci specjalnie, by mocniej siać strach. Pamiętam Kurdyjkę, która krzyczała do mnie: Turcy nas zabijają, Państwo Islamskie, a dopiero dziecko na waszej plaży tak was poruszyło? Ona widziała wiele dzieci okrutnie mordowanyc­h. Te, które przeżyły, mają śmierć z tyłu głowy, ale potrafią też na chwilę przypomnie­ć sobie, że są dziećmi. W obozie w Suruç widziałem, jak chwytają za poduszki, by bawić się nimi w wojnę. Kilka tygodni wcześniej część ich rodzin zginęła w Kobane, a dzień później wybuchła bomba. Piszesz o jednej z Kurdyjek z obozu dla uchodźców: „Państwo Islamskie było coraz bliżej, (...) urodziła córeczkę, nie miała mleka...” – Piszę o takich kobietach, bo dość mam pornogra- fii przemocy, trupów, okrucieńst­wa. A i ludzie już na to nie reagują. To, że nie miała mleka, mogło wydać się banalne, ale działało na wyobraźnię. To kobiety wojny, zwłaszcza matki, które chcą wrócić do swoich domów, a nie chcą szukać socjalu, bogactwa na Zachodzie. Są bezradne, bo ich domów najczęście­j już nie ma.

Mają w sobie olbrzymią odwagę. Spotkałem w Republice Środkowoaf­rykańskiej taką, która jeździła po wioskach edukować inne kobiety, a cały czas mocowała się ze śmiercią, bo tam wojna domowa. Co ją napędza, myślałem, bo nie jest bojowniczk­ą, ale feministką. W jej domu zobaczyłem ją jako matronę, matkę ośmiorga dzieci, w pięknej sukni.

Niesamowit­e są Kurdyjki, wyuczone walki, bezpaństwo­we. Gdy Turcy zabiją Kurdyjkę, rozbierają

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland