Wola ludu, czyli mane, tekel, fares
Ja kocham lud! Ludzką masę polską, która dała mi mandat w demokratycznych wyborach – to oznacza, że mnie wolno wszystko, bo moja wola jest WOLĄ LUDU, który scedował na mnie swoją decyzyjność. Jestem emanacją woli ludu, a wola ludu nie jest totalitarna, tylko demokratyczna” – w komiksie „Likwidator kontra Kaczystan” to przemówienie wygłasza wicepremier Kukiz kierujący łagrem dla niepokornych artystów, którym amputuje się ręce i wybija zęby, by już nigdy nie pisali antypolskich powieści i nie kręcili antypolskich filmów.
Wśród nich są Tymon Tymański, Marek Koterski i Krzysztof Varga, który z tej okazji już o tym komiksie pisał. Ale gdy w Sejmie marszałek senior Kornel Morawiecki uzasadnił zniszczenie Trybunału Konstytucyjnego zdumiewająco podobnymi słowami („dobro narodu jest ponad prawem”), poczułem, że warto napisać o tym komiksie jeszcze raz.
Chociaż powstał ładnych parę miesięcy przed wyborami, okazał się zdumiewająco profetyczny. Ludzie czasami mówią, że Kaczyński okłamał wyborców, że Andrzej Duda zaskoczył wyborców tym, jak bardzo jest wobec Kaczyńskiego uległy, ale skoro rysownik komiksów mógł to wszystko przewidzieć, to znaczy, że napis „mane, tekel, fares” już mieli- śmy na ścianie, tylko nie potrafiliśmy go przeczytać.
Biblijny Baltazar też miał z tym problem, bo był królem babilońskim, a tajemniczy napis zapisano alfabetem hebrajskim. Tradycyjnie rozumie się go jako „policzone, zważone, podzielone” i interpretuje jako zapowiedź upadku Baltazara i jego królestwa. Na użytek tego felietonu mogę chyba zaproponować przekład: „policzone, zważone, zlikwidowane”.
W komiksie więc okazuje się, że Kaczyński, który przed wyborami obiecywał, że się cał- kowicie zmienił i jest teraz „antysystemowy, promłodzieżowy i przemiły” oraz „nie zależy mu na władzy”, po wyborach odsuwa Beatę Szydło na boczny tor, likwiduje demokrację i ogłasza siebie przywódcą „Socjal-Konserwatywnego Frontu Odnowy”. Pomaga mu w tym marszałek Sejmu zdumiewająco podobny do Marka Kuchcińskiego.
Nowy rząd uruchamia wielki projekt budowy przekopu przez Mierzeję Wiślaną. Wykorzystuje darmową siłę roboczą „zdrajców ojczy- zny”, na wzór budowy Biełomorkanału. Wszystko to, razem z innymi aberracjami IV RP (takimi jak rozbudowa Muzeum Powstania Warszawskiego o tematyczny aquapark i sklep z erotyczną bielizną z emblematami powstańczymi), filmuje niejaki redaktor Fildstein, zdumiewająco podobny do prawicowego publicysty, przed którym stoi teraz imponująca kariera.
To o tyle nietypowy odcinek „Likwidatora”, że tytułowy bohater przez dłuższy czas w ogóle się nie pojawia. Na pierwszym planie śledzimy Fildsteina i jego reportaż.
Dopiero gdy w finale oddział Katolickiej Policji Prewencji, kierowany przez redaktora Terlikowieckiego, przyjeżdża zabić autora komiksu o „Likwidatorze” Ryszarda Dąbrowskiego, ten wzywa swojego bohatera, by wreszcie przerwał wakacje w Grecji. Bo „od kiedy wyjechał, czwarta er pe okrzepła i chujoza jest totalna”.
Likwidator wraca i zgodnie z formułą komiksu likwiduje cały establishment IV RP. Nie ginie tylko prezydent Duda, a to dlatego, że okazał się zdalnie sterowanym androidem. Likwidator przeprogramowuje go na sprzątanie lasów.
Wicepremier Kukiz apeluje do litości Likwidatora, argumentując, że też jest „antysystemowy”. „Nie będziesz mi tu mydlił oczu swoim rocko-polo”, odpowiada Likwidator i puszcza serię.
„Nie będziesz mi tu mydlił oczu swoim rocko-polo”, mówi Likwidator