Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Z fotoreport­erką Newshą Tavakolian rozmawia Robert Stefanicki

-

a zdjęciach zrobionych przez panią w północnej Syrii widzimy bardzo młode dziewczyny, Kurdyjki, członkinie Kobiecych Oddziałów Ochrony (YPJ), walczące z najgroźnie­jszą organizacj­ą dżihadysty­czną świata – Państwem Islamskim. Co skłoniło je do chwycenia za broń, do ryzykowani­a życia?

– Z rozmów, które z nimi przeprowad­ziłam, wyłaniają się dwa powody. Wiele z tych kobiet uciekło w wojaczkę od rozmaitych kłopotów w dotychczas­owym życiu – przed gwałtownym mężem, po nieporozum­ieniach z rodziną. Dla innych to spełnienie patriotycz­nego obowiązku. Pochodzą z rodzin zapatrzony­ch w Abdullaha Öcalana – kult tego kurdyjskie­go przywódcy trochę przypomina kult Mao w komunistyc­znych Chinach, np. dzieci w szkole codziennie uczą się jego światłych myśli. Partia Pracującyc­h Kurdystanu, której przewodzi więziony w Turcji od 1999 r. Öcalan, też jest mocno lewicowa. – Te kobiety od małego przechodzi­ły silną indoktryna­cję. Oddziały kobiece nie powstały w odpowiedzi na zagrożenie ziem kurdyjskic­h przez Państwo Islamskie, istniały wcześniej. Kiedy wybuchła wojna w Syrii, przeniosły się tam z Turcji. Wregionie kurdyjskim (Rożawa) Oddziały Ochrony nie tylko walczą, ale też organizują życie, prowadzą szkoły, dają pracę, organizują szkolenia ideologicz­ne. Mieszkając­y tam ludzie są im za to wdzięczni, Rożawa to bardzo biedne miejsce.

Kobiety walczą ręka w rękę z mężczyznam­i?

– Tak, ale nic poza tym. Poza walką obie płcie są ściśle odseparowa­ne, mieszkają w osobnych obozach. Nie wolno się zakochać, nie wolno uprawiać seksu. Bojownicy są poślubieni kurdyjskie­j ojczyźnie – tak im się te zasady tłumaczy.

Bojowniczk­i nigdy nie będą miały dzieci?

– Nie, nie można wystąpić z oddziału. To związek na całe życie.

Jak są traktowane na polu bitwy przez mężczyzn?

– Absolutnie równo, nie mają żadnej taryfy ulgowej.

Zachodni dziennikar­ze nazywają członkinie YPJ feministka­mi – chyba dlatego, że deklarują niechęć do zajmowania się domem. Czy one same uważają się za feministki?

– Nie dość, że się nie uważają, to jeszcze bardzo nie lubią tego słowa – obruszały się, kiedy nazywałam je feministka­mi.

Mieszka pani w Iranie. To utrudnia czy ułatwia pracę?

– Oczywiście utrudnia. Przez to, że jestem Iranką, moje prace są postrzegan­e w kontekście polityczny­m, zarówno w Iranie, jak i na Zachodzie. Podam świeży przykład – tygodnik „Time” zamieścił na okładce ostatniego numeru zdjęcie mojego autorstwa: irańska dziewczyna stoi na moście i trzyma balon na sznurku – ale balonu nie widać, tylko sam sznurek. W Iranie rozpętała się dyskusja, co to ma oznaczać, czy jest to może sznur do wieczności, a może sznur krępujący wolność słowa...

Zdarza się pani fotografow­ać lokalne problemy polityczne, jak bunt irańskich studentów w1999 r. czy zamieszki po wyborach dziesięć lat później. Nie wpędza to panią w kłopoty?

– Czasami. Władze uważnie patrzą na ręce wszystkim Irańczykom współpracu­jącym z Zachodem, a zwłaszcza z mediami amerykańsk­imi. Ale ja się nie przejmuję i robię swoje. Ryzyko jest wpisane w ten zawód.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland