Kwestia ucha
No ale nie mamy swojego ucha, więc na razie to głównie odbijamy się od ściany – mówi mi F., młody artysta z byłego miasta wojewódzkiego na południu Polski. Wrócił tu po pięciu latach studiów, nie żałuje. Miał kilka pomysłów, jak rozkręcić kulturę w mieście, założył stowarzyszenie. Ale ten zapał do pracy, którym płonął jeszcze niedawno, wyraźnie w nim osłabł.
– Bo to nieważne, czy masz pomysł dobry, czy zły. Istotne jest tylko to, czy masz swoje ucho. Jak masz, to pieniądze i zaplecze się znajdą, będziesz mógł działać. Jak nie masz, to choćbyś wymyślił kamień filozoficzny – nikt nie zwróci na ciebie uwagi.
O tym uchu słyszę prawie wszędzie. Że jest wszechwładne. Im mniejsze miasto, tym ucho silniejsze. W Częstochowie tematu właściwie nie ma, w Łomży, Suwałkach czy Ciechanowie słyszę o nim na okrągło. I nie zawsze chodzi o ucho prezydenta czy dyrektora wydziału. Niekiedy wystarczy ucho sekretarza/sekretarki.
Oto na przykład siedzimy w pokoiku ośrodka kultury miasta średniej wielkości, tyle że na północy. Trwa narada. Jeden z instruktorów grupy teatralnej musi się wycofać. Żona mu suszy głowę, żeby więcej w domu siedział. Powstał więc pomysł, by mu w końcu zacząć płacić za nadgodziny. Bo cała awantura wzięła się z tego, że on te wszystkie wieczory zarywał za darmo. A bez niego grupa się rozpadnie, on ją wymyślił i on nią kieruje. Siedzą więc, dyskutują.
Nie o zasługach i kompetencjach jest tu jednak mowa. Tu się od godziny mówi tylko o uchu. Bo wniosek o te pieniądze to trzeba złożyć u asystentki wiceprezydenta od kultury. On się podpisze pod wszystkim, kultura to go średnio zajmuje. A jej ucho bywa kapryśne. Czasem lubi, by się wcześniej zapowiedzieć telefonicznie, innym razem woli, by po prostu przyjść z ulicy i szepnąć, co trzeba. Niekiedy lepiej mu mówić poufale na ty, kiedy indziej obowiązuje wersja oficjalna – per pani. Ucho lubi usłyszeć też komplement, ale nie nazbyt przesadny. Najgorzej jednak, że preferencje ucha nie zależą od pory dnia, tygodnia i roku. Wpływu nie mają na nie fazy księżyca ani układ planet. Ucho jest nieprzewidywalne.
Siedzę i słucham tego wszystkiego, własnym, nic niemogącym uszom nie wierząc. Od godziny dorośli ludzie dyskutują tu między innymi o tym, jak wejść do gabinetu – czy z pukaniem, na sztywno, czy bez pukania, tak na luzie. I jak się ubrać.
– Widzę twoją minę – mówi mi w końcu ten, który ma się tego podjąć – wiem, co myślisz. Ale ja albo mogę się do tego zniżyć, albo rozwiązać ten teatr. Wybór jest prosty.