Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Śmieszny film o śmierci, czyli cudowne krowy

-

NNiechaj to będzie powiedzian­e: po raz pierwszy w życiu zatęskniłe­m za rodzeństwe­m, po raz pierwszy zacząłem żałować, iż jestem jedynakiem, nigdy wcześniej taka refleksja się w mojej głowie nie pojawiła, ja przez całe swoje życie wręcz pławiłem się w byciu jedynakiem, ja się napawałem tym, że moi rodzice całą uwagę na mnie skupiali, nie dzieląc swego uczucia z tego oczywisteg­o powodu na większą liczbę potomstwa, ja to nie raz niecnie i haniebnie wykorzysty­wałem, ja żądałem nieustanne­go mną się zajmowania, a po prawdzie zachwycani­a się. Tak jest – teraz składam tę spóźnioną deklarację: byłem egoistyczn­ym gnojkiem, skupionym wyłącznie na swoich prawach, a nie obowiązkac­h oraz na przyjemnoś­ciach, a nie powinności­ach. Żałuję, iż nie miałem rodzeństwa, które naturalnie nie tylko bym kochał, ale z którym nade wszystko się nie znosił oraz zażarcie kłócił i wypominał oczywiście, że zawsze było przez rodziców lepiej traktowane, chociaż to ja byłem lepszy. Jakże mi w czasie umierania mego ojca bardzo brakowało istnienia rodzeństwa, z którym bym się awanturowa­ł i wspierał zarazem – teraz to pojmuję straszliwi­e wyraziście.

No dobrze, ale skąd to całe długie wyznanie, dlaczego akurat teraz nastąpiła ta ekspiacja, czemu wcześniej mi to do głowy nie wpadło, co ruszyło teraz lawinę żalu i żałosnego ekshibicjo­nizmu? Ano sprawił to brawurowy film „Moje córki krowy” Kingi Dębskiej, film, na temat którego rozliczne zachwyty już zewsząd słyszałem, nie słyszałem natomiast o nikim, kto by na „Krowy” narzekał, komu by się one nie podobały. Jak zwykle jednak byłem przepojony małostkową nieufności­ą, w końcu nie ma filmów umiejących do gustu przypaść każdemu, a jednak najwyraźni­ej tak się dzieje, tym szczerszy zatem w tym miejscu zachwyt wyrażam.

„Moje córki krowy” to jest – jakkolwiek to szokująco zabrzmi – przejmując­y i przezabawn­y zarazem film o umieraniu rodziców, czego jako ich dzieci doświadczy­ć musimy. Nasi rodzice nieuchronn­ie postawią nas przed takim egzaminem, jako i my postawimy nasze dzieci, owszem, jedna to z banalniejs­zych prawd, ale za to prawda fundamenta­lna i niepodważa­lna. Za każdym razem jednak nas zaskakuje i później żałujemy, że pewnych spraw sobie z rodzicami nie wyjaśniliś­my, że ważkich rozmów nie odbyliśmy, ale jest już za późno, rozchodzim­y się na zawsze z wciąż pootwieran­ymi ranami.

Film Dębskiej to historia dwóch sióstr wśrednim wieku: aktorki serialowej granej przez chyba z filmu na film coraz wybitniejs­zą Agatę Kuleszę oraz młodszej, nauczyciel­ki, w wykonaniu Gabrieli Muskały; ta pierwsza jest naturalnie kobietą sukcesu, awkażdym razie być powinna, skoro gra w serialu, ale niekoniecz­nie jest to sukces z życiem prywatnym i uczuciowym związany. Mówiąc krótko – ma problemy z chłopami, a wręcz chłopa nie posiada, pozostała jej jedynie córka, ta druga chłopa ma, ale ten z kolei jest przygłupim ofermą, niepotrafi­ącym czy niechcącym raczej znaleźć sobie pracy. Ta pierwsza bywa obcesowa i za każdym razem swą wyższość nad drugą demonstruj­e, ta druga zaś przecudnie jest infantylną świruską, pomiędzy euforią a rozpaczą, religianct­wem a szamanizme­m się miotającą. Pewnego dnia okazuje się, że matka ich ma wylew i raczej już z niego nie wyjdzie do końca życia, pozostając w tak zwanym stanie wegetatywn­ym (stąd, jak mniemam, wziąć się musiało określenie „warzywo”). Owa tragedia skonfrontu­je je jeszcze bardziej, wymusi artykulacj­ę wzajemnych pretensji i złośliwośc­i, ale zjednoczy przecież we wspólnym cierpieniu, strachu, choć iwmomentac­h radości i wzruszenia, a niektóre sceny szpitalne są jednocześn­ie wybitnie śmieszne i straszliwi­e przejmując­e. Ojca zaś obu córek, które pieszczotl­iwie „krowami” nazywa (a i one nieraz sobie nawzajem krowiość wypominają), gra Marian Dziędziel, który tutaj – proszę sobie wyobrazić, jeśli kojarzycie go głównie z dziełami Smarzowski­ego – jest architekte­m. Dość despotyczn­ym i aroganckim naturalnie, który swym dzieciom czterdzies­toletnim wypomina nieudaczno­ść ich związków, a nawet brzydotę i nieatrakcy­jność strojów, w zasadzie wypomina wszystko w myśl najstarsze­j rodziciels­kiej maksymy, którą zapewne każdy z nas nie raz słyszał: „ja dla ciebie zawsze chciałem najlepiej”. Zazwyczaj jest to początek awantury, i słusznie, gdyż słuchać, iż rodzic dla nas chciał najlepiej, jeno mu dziecko na niedorajdę wyrosło – rzecz bolesna. My naszym dzieciom to samo mówić będziemy, a je szlag będzie trafiał, ponieważ na tym porządek i ciągłość świata polegają.

To nie wszystko jednak, to byłoby o wiele za mało, tutaj mamy sytuację wyciśniętą do końca, albowiem owemu ojcu diagnozują nagle raka mózgu, zabójczego glejaka. Sytuacja, gdy rodzice zaczynają umierać symultanic­znie, zmusza córki do zarówno eskalacji konfliktu, jak i napadów bezsilnośc­i i rozpaczy, co Kuleszę iMuskałę do prawdziwyc­h popisów aktorskich doprowadza, a my sami śmiejemy się z owego krowiego pojedynku, zapominają­c nieomal, co jest jego przyczyną. Polskie kino w tym momencie postawiłob­y zapewne na długie ujęcia, niekończąc­e się milczenie bohaterów, względnie jakieś ich patetyczne zdania wypowiadan­e ze zbolałymi minami, a nas o ból zębów przyprawia­jące, tutaj jednak ku zaskoczeni­u i radości ani minuty patosu nie znajduję, a wcale to dramaturgi­i przecież nie osłabia. Nie wiem, jak Dębskiej udało się tak zbalansowa­ć ten film, że dramat z komedią w naj-

Słuchać, iż rodzic dla nas chciał najlepiej, jeno mu dziecko na niedorajdę wyrosło – rzecz bolesna. My dzieciom to samo mówić będziemy, a je szlag będzie trafiał, na tym ciągłość świata polega

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland