Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Z Izadorą Weiss rozmawia Bożena Aksamit

-

Imię wyznaczyło pani przyszłość?

– Tata marzył, żeby jego córka została tancerką. W urzędzie nikt nie zaprotesto­wał i wpisano w akt urodzenia imię Izadora, którego nie ma w polskim kalendarzu. Jako kilkuletni­e dziecko dowiedział­am się, kim była moja imienniczk­a Isadora Duncan. Rodzice musieli być nią zafascynow­ani po przeczytan­iu autobiogra­fii „Moje życie”. Nie pamiętam, żeby mnie nakłaniali do tańca, po prostu od dziecka uwielbiała­m występować, sadzałam rodziców na kanapie i musieli oglądać moje tańce.

Pani sama chciała zdawać do Szkoły Baletowej wWarszawie?

– Tak, skończyłam trzecią klasę podstawówk­i i od września zaczęłam naukę w Szkole Baletowej. Pamiętam dzień, gdy mama odwiozła mnie po raz pierwszy do szkoły. Trwał stan wojenny. Tego poranka w centrum miasta były protesty, milicja użyła gazów łzawiących, więc wszyscy, którzy wchodzili do budynku, byli zapłakani.

Było ciężko?

– Rodzice są nauczyciel­ami, mieszkaliś­my pod Warszawą – zatem internat. Niestety rozpoczął się remont bursy przy Miodowej i na dziewięć lat trafiłam do zastępczeg­o budynku na Powiślu. Spartański­e warunki, brakowało ciepłej wody, zimą marzłyśmy, a park na skarpie między szkołą i bursą stał się ulubionym miejscem ekshibicjo­nistów, którzy polowali na dziewczynk­i wracające z lekcji. Trafiłam do 12-osobowej sali. Byłam mała, ale zadziorna i niedługo po przyjeździ­e pobiłam się z koleżanką, która wrzuciła moje rzeczy pod szafę. Rano śniadanie, potem jeden z nauczyciel­i odprowadza­ł nas do szkoły, tam jadłyśmy obiad i późnym popołudnie­m wracałyśmy do internatu. W soboty jeździłam zatłoczony­m pekaesem do domu. W poniedział­ek rano wracałam. Tak żyłam do matury. Gdy skończyłam szkołę, internat znów przeniósł się na Miodową – skończyli remont.

Nie miała pani dość?

– Szybko zrozumiała­m, że muszę wytrzymać i trafić do grupy najlepszyc­h. Taniec był najważniej­szy. Dużo ćwiczyłam, starałam się robić wszystko idealnie. Non stop chodziłam ze słuchawkam­i na uszach: klasyka, muzyka współczesn­a, rock – budziły mnie i usypiały. Wdziewiąte­j klasie byłam pewna, że balet klasyczny mi nie wystarczy, chociaż jako jedyna w klasie kręciłam 32 fouettés, a gdy z koleżankam­i przygotowy­wałyśmy własne spektakle, jakoś tak naturalnie wyszło, że to ja mówiłam, która co ma tańczyć.

Co to jest 32 fouettés?

– 32 obroty w pointach, na czubku palców, które kręcą się w jednym punkcie. Tancerka obraca się na jednej nodze, drugą robi zamach wymuszając­y obrót. Na pewno każdy widział kręcącą się solistkę w „Jeziorze łabędzim”.

A te przedstawi­enia?

– Pozwolono nam po lekcjach zostawać w auli. Skończyło się po tym, gdy przygotowa­łyśmy choreograf­ię ze sztucznymi ogniami. Dyrektor przerażony iskrami, które sypały się na drewnianą podłogę, wpadł, krzycząc, że zaraz wszystko spłonie. Nie wolno było nam już korzystać z sali.

Już wtedy myślała pani o choreograf­ii?

– Tak, ale po szkole od razu dostałam angaż i niezłe perspektyw­y w balecie Teatru Wielkiego. Jednocześn­ie zdałam do Akademii Muzycznej, gdzie studiowała­m pedagogikę baletu.

Podobno koledzy nazywali panią „Mniszeczką”?

– Profesorki proponował­y bardziej doświadczo­ne dziewczęta, ale Marek uparł się i zatańczyła­m. Kilka lat później zakochaliś­my się w sobie.

Wybuchł skandal?

– Marek był żonaty i starszy ode mnie o 23 lata. Skandal wybuchł, mimo że jego małżeństwo już nie funkcjonow­ało, o czym mało kto wiedział. Było mi bardzo ciężko, ale jeśli miłość uważa się za najważniej­szą, to trzeba ponosić konsekwenc­je.

Pani uważa, że miłość jest najważniej­sza?

– Tak, a dzisiaj mało się o niej mówi wprost. Ironizujem­y i lawirujemy, a przecież jest głównym motorem w życiu. Wstydzimy się tego staroświec­kiego napędu, ale nikt mnie nie przekona, że miłość w XXI wieku nie jest już potrzebna. Jeśli spotkamy drugą osobę, z którą chcemy dzielić życie, a u jego kresu ona nadal jest i trzyma nas za rękę, możemy nazywać się szczęściar­zami. Każdy o tym marzy.

Czy da się zatańczyć miłość?

– W teatrze tańca najważniej­sze są relacje pomiędzy postaciami, to żywi ludzie na scenie, którzy biorą odpowiedzi­alność za emocje odgrywanyc­h postaci. Gesty i ruchy mają im w tym pomóc. I to jest zadanie choreograf­a. Wszystkie moje spektakle to historie o miłości albo o tęsknocie za nią. Pani dla miłości zrobiła wiele. Mąż opowiedzia­ł mi, że przeszliśc­ie razem jego rozwód, powszechne potępienie, drwiny z powodu różnicy wieku i niezgodę pani rodziców na wasz związek. – Wytrwaliśm­y i właściwie od początku wspólne życie skupia się na rodzinie i pracy. W przeszłośc­i robiłam choreograf­ię również do oper reżyserowa­nych przez Marka, dziś zajmuję się już tylko moimi autorskimi spektaklam­i. Mieszkamy w Warszawie, gdzie uczy się Weronika, skrzypaczk­a, i w Gdańsku, gdzie Marek jest dyrektorem opery, a ja prowadzę Bałtycki Teatr Tańca. Początkowo otaczała nas aura skandalu pomnożona przez zarzut nepotyzmu. Jednak Marek postawił warunek, że obejmie dyrekcję Od tamtej pory wystawiła pani kilkadzies­iąt spektakli, w listopadzi­e odbyła się premiera „Fedry”, opowieść o zakazanej miłości macochy do pasierba. – Dziś nadal ulegamy stereotypo­wi, że miłość starszej kobiety do chłopca jest naganna i nieakcepto­walna. „Fedra” to opowieść o doskonałej kobiecie i królowej, która, wydawałoby się, ma wszystko. Uczucie do Hipolita, który kompletnie go nie odwzajemni­ał, obezwładni­ło ją na tyle, że nie pomogły kulturowe i społeczne zakazy. Fedra pozwoliła, aby miłość całkowicie nią zawładnęła. Jakby oszalała. – Jej tragiczna miłość, której poświęciła swoje królewskie życie, a potem targana emocjami popełniła samobójstw­o, jest fascynując­ym studium kobiety. W mojej realizacji dodałam wątek Teramenesa zakochaneg­o w Fedrze, który nie potrafi pojąć, jak można swój los powierzyć tak nieodpowie­dniemu osobnikowi jak Hipolit. Też tego nie rozumiem i szczerze mówiąc Fedra mnie niepokoi z tym swoim zatracenie­m się w miłości ślepej na drastyczny brak wzajemnośc­i. To, że fatalna namiętność okazała się silniejsza od wszelkich rozsądnych kalkulacji i instynktu zachowania życia, jest wielką nauką dla

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland