Nie byłeś takim debilem
wię sobie młodemu, którego cały czas mam gdzieś w środku: „Nie byłeś takim debilem. Nie było w tobie pokory. Zawsze szukałeś własnej drogi”. Jak zaczęło być gorzej z aktorstwem, to zacząłem myśleć o reżyserii, jeszcze w szkole teatralnej. Mam też inne zalety – ośli upór i konsekwencję.
Jest coś jeszcze na liście?
– Spóźnianie się! Żebym to ja mógł nauczyć się punktualności, bo dalej się spóźniam, permanentnie! Ja nawet na próbną maturę się spóźniłem i jeszcze bezczelnie wmawiałem nauczycielce, że złą godzinę mi podała.
To była pani Urszula Kraka, polonistka, zawdzięczam jej bardzo wiele. Kiedy spotkałem ją po latach, powiedziała, że tylko raz w swojej karierze pedagogicznej odezwał się w niej in- mię. Po to, żeby ich nie obrazić, nie zobaczyć w ich oczach smutku. Nie mam w sobie umiejętności skonfrontowania się z tym, co niesie ze sobą prawda. Nie chce pan być w konflikcie. – Nie. Konflikt nie jest moją domeną. Za bardzo boli. Osoby, z którymi jestem w złej relacji, mogę policzyć na palcach jednej ręki.
Zmieniając temat… nie chciał pan wlatach 80. – choć było to łatwe – wyjechać ze Śląska do Niemiec. To była dobra decyzja?
– Nigdy bym nie wyjechał z Polski. Moich synów też tak wychowuję, że tu jest ich miejsce, choć oczywiście nie wiem, co kiedyś zrobią. Dla mnie możliwość mieszkania w tym kraju, mówienia po polsku, myślenia w tym języku jest bezcenna.
Teraz jest pan aktorem, ale wtedy?
– Byłem gdzieś w trzeciej klasie liceum, kiedy Bundestag uchwalił ustawę, wedle której wszyscy urodzeni na dawnych ziemiach Trzeciej Rzeszy po przyjeździe automatycznie dostaną niemieckie obywatelstwo, zasiłek dla bezrobotnych, a po dwóch miesiącach wobozie – mieszkanie, kurs języka itd. Za sam zasiłek można było mieć używany samochód i żyć dostatnio. I co się dzieje? Nagle z mojej 32-osobowej klasy 1 września przychodzi do szkoły 16 osób. Wtedy całe miasteczka, całe wsie wyjeżdżały.
To co panem kierowało, żeby zostać?
– Nie zgadzałem się z tym, że ludzie wyjeżdżają z Polski za łatwym chlebem. Nie mogłem się z tym pogodzić.
Mówił pan, że w domu się nie przelewało?
– Pod koniec lat 70. siostra mamy zakochała się i wyjechała do Niemiec z mężem. Byłem tam z mamą u niej i szybko zorientowałem się, że Polacy zawsze będą tam obywatelami drugiej kategorii. Ciotka szybko stamtąd uciekła, w tajemnicy przed mężem zabrała córkę i wróciła do Polski. Co to była za akcja, normalne porwanie…
Widywałem też u nas osoby, które już z niemieckim paszportem przyjeżdżały w rodzinne strony, ich zachowanie, obnoszenie się ze swoim bogactwem było dla mnie nie do przyjęcia.
Co robili?
– Widziałem ludzi, którzy przed hotelem Leśna w Strzelcach Opolskich wyciągali z bagażnika samochodu cukierki i rzucali miejscowym dzieciakom. I robili sobie zdjęcia, jak te dzieci zbierają słodycze z parkingu. Powinienem wtedy coś zrobić, ale nie wiedziałem co. Czułem tylko bezsilność i było mi strasznie wstyd. Powinienem chyba skopać im tyłki, ale na to nie było mnie stać. Przecież nie lubię konfliktów.