Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Z Niklasem Frankiem rozmawia Bartosz T. Wieliński

-

Hitler głaskał pana po głowie. – Podobno. Ja tego jednak nie pamiętam. Mój starszy brat Norman siedział mu na kolanach.

Opowiedzia­ł pan już wnukom, że ich pradziadek, nazista, generalny gubernator Hans Frank ma na sumieniu setki tysięcy Polaków, Żydów?

– Jeszcze nie. Moja najstarsza wnuczka ma dopiero 12 lat. Spędzamy ze sobą dużo czasu, wkrótce pojedziemy na narty, ale na takie rozmowy jeszcze za wcześnie. Ostatnio podczas Bożego Narodzenia najmłodsza, ośmioletni­a wnuczka zobaczyła na półce jedną z moich książek ze zdjęciem Hansa Franka na okładce. Zapytała: kto to jest? Powiedział­em, że to pradziadek, który robił złe rzeczy. To na razie jej wystarczył­o. Nie pytała więcej. Ostro pan powiedział. – Gdy dorastała moja córka, nigdy nie próbowałem wybielać swojego ojca i mówić o nim dobrze. Bo dziesięć lat później musiałaby konfrontow­ać się ze straszliwą prawdą o Hansie Franku. Tego chciałem jej oszczędzić. Tak samo będzie z wnukami.

To co im pan powie, gdy podrosną?

– Że ich pradziadek żył w czasach, gdy w Niemczech działy się straszliwe rzeczy, masowo zabijano ludzi. Że ich dziadek w tym czynnie uczestnicz­ył. Że był nazistą. Ale powiem im o tym tylko wtedy, gdy będą historią Hansa Franka zaintereso­wane. Gdy o niego mnie znowu zapytają. Nie wyobrażam sobie, że któregoś dnia je wezwę i powiem, że nadszedł czas, by poznały prawdę o rodzinie.

Myśli pan, że 70 lat po wojnie na młodych Niemcach historie o nazistach robią wrażenie?

– Tak, bo ciągle mnie zapraszają do szkół na spotkania. W szkole uczą się o Trzeciej Rzeszy i jej zbrodniach. A ja im mówię, by wyciągnęli z tego wnioski, by mieli odwagę cywilną, nie byli tchórzami jak mój ojciec. Bo jego straszliwe tchórzostw­o zaprowadzi­ło na szafot.

Co pan im mówi?

– Zawsze zaczynam od tego, że nie powinni czuć się winni z powodu zbrodni popełniony­ch przez pokolenie ich pradziadkó­w, choć wielu robiło to świadomie, ochoczo. Nie muszą się za to wstydzić. Ale powinni odpowiedni­o ocenić czyny swoich przodków.

Mówię im, że to, że urodzili się Niemcami, to przypadek, taki jak podczas losowania drużyn na mundialu. Przypadkie­m jest też to, że dane im jest żyć w spokojnych, szczęśliwy­ch czasach.

A potem proszę, by sobie wyobrazili, jak ludzie w mundurach zaganiają ich kolbami do bydlęcych wagonów. Jak jadą godzinami w ścisku, w mrozie, upale, bez jedzenia i wody. Jak oddzielają ich na rampie od ich ukochanych, rodzeństwa, rodziców. Jak wyrywają im z rąk młodsze rodzeństwo. Jak na ich oczach mordują ludzi.

Wtedy płaczą?

– Młodzież nie. Ale zdarza się, że płaczą nauczyciel­e. Są mi wdzięczni, że pokazuję uczniom historię w inny sposób.

Gdy zaczynam spotkania, mam wrażenie, że patrzą na mnie jak na jakiegoś starca, który chce im opowiadać o tym, co już doskonale wiedzą. Bo oni znają fakty z lekcji historii, wiedzą, kiedy zaczął się Holokaust, ile zginęło osób, znają nazwy obozów koncentrac­yjnych. Ale nie mieli styczności z kimś, kto ma tak osobisty stosunek do tej

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland