Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Wyszliśmy z sytuacji bez wyjścia

- Witold Gadomski

Grzegorz Sroczyński w cyklicznym felietonie poświęcony­m nieodmienn­ie temu, jak źle się żyje ludowi i jak bezduszni są ci, którzy tego nie widzą, cytuje Susan Sontag. Oto fragment: „Za kłopoty jestem przynajmni­ej w pewnym stopniu współodpow­iedzialna”. Według Grzegorza to zdanie służy do przywaleni­a klasie średniej i intelektua­listom, zadowolony­m z III RP, którzy, rzekomo, nie dostrzegal­i, jaka nędza szerzy się w kraju, a teraz rozpaczają, że do władzy doszli źli ludzie, którzy wszakże się nad nędzą litują. Ja zdanie Sontag interpretu­ję dosłownie – jesteśmy, przynajmni­ej w części, odpowiedzi­alni za swój los.

WWildze, w której spędzam weekendy, przed sklepem stoi nieustanni­e grupka mężczyzn. Zarówno strój, jak i wygląd wskazują na ich status. Nie są starzy, choć już też nie młodzi. Nie ma we mnie cienia pogardy dla nich, ale też się nad nimi nie lituję. Ciekawe, jaką radę dałby im Grzegorz, jaką zaproponow­ałby pomoc?

Nie lituję się nad nimi, choćby dlatego, że każdego dnia widzę jadącego po piaszczyst­ych ścieżkach na rowerze starszego pana, który wprzyczepc­e wiezie warzywa i oferuje je mieszkańco­m leśnego osiedla. Ceny ma wysokie, ale chętnie kupuję, choćby po to, by nagrodzić jego trud. Sąsiednia gmina – Łaskarzew – to mało znane zagłębie szewskie. Domy nowe, wszędzie czysto. Trochę podobną wieś widziałem kiedyś pod Brukselą. Skąd się wzięli tam szewcy? Zapewne z państwoweg­o przedsiębi­orstwa, które kilkanaści­e lat temu upadło. Małe firmy produkują solidne buty ze skóry, choć pewnie przydaliby im się lepsi styliści. Sprzedają przez internet lub w stojących przy domach namiotach. Na kilku zakładach jest tabliczka z informacją, że korzystają z funduszy unijnych.

Czym szewcy z Łaskarzewa różnią się od panów sprzed sklepu w Wildze? Jedni i drudzy uznali, że za swój los odpowiedzi­alni są przynajmni­ej częściowo sami, tylko wybrali odmienne losy.

Polska od wielu wieków miała na swój los wpływ ograniczon­y. Polacy byli miotani wichrami historii, a jeden z nich sprowadził na Polskę system sowiecki, który trwał 45 lat. W 1950 roku średnie dochody Polaków, w kraju zniszczony­m przecież przez wojnę, były nie niższe niż w Hiszpanii. Gdy komunizm się skończył, przeciętny Polak był znacznie biedniejsz­y od Hiszpana, Greka, Portugalcz­yka.

W1989 znaleźliśm­y się w sytuacji, w której wydawało się, że nie ma wyjścia. Bo bieda, kryzys, setki zakładów produkując­ych rzeczy, których nikt nie chce kupować. Zatrudniaj­ących pracownikó­w przyzwycza­jonych, że praca ich szuka. Atmosferę tamtych czasów doskonale przedstawi­a Stefan Kisielewsk­i w „Dziennikac­h okresu transforma­cji”, obejmujący­ch okres od 1988 do 1991 roku. Ten piewca kapitalizm­u pisał, że to się nie może udać. Ale jakimś cudem się udało.

Udało się dlatego, że duża część Polaków wzięła odpowiedzi­alność za swój los. Wyszliśmy z komunizmu metodą prób i błędów, indywidual­nie, każdy w inny sposób. Ludzie dostali szansę i z niej skorzystal­i, choć nie wszystkim się udało.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland