„Patience”, czyli komiks o uszkodzonym świecie
Pozytywny wynik testu ciążowego to świetny początek opowieści. Od niego właśnie zaczyna się komiks „Patience” Daniela Clowesa. Clowes łączy bardzo tradycyjną kreskę i kompozycję kadru przypominającą wręcz nasze poczciwe komiksy o kapitanie Żbiku ze skłonnością do surrealistycznych fabuł przypominających wczesnego Lyncha. Podkreślam: wczesnego, czyli jeszcze tego z czasów „Blue Velvet” czy „Dzikości serca”, robiącego filmy, w których jeszcze przynajmniej wiadomo, o co chodzi.
„Patience”, czyli „cierpliwość”, to imię głównej bohaterki. To ona na pierwszej planszy tej opowieści robi sobie wspomniany test. Jest równie roztrzęsiona jak jej chłopak Barlow.
Kilkadziesiąt lat temu taką opowieść o pozytywnym wyniku testu ciążowego można by rozwinąć w optymistyczną historię miłosną. Dla wielu pokoleń młodych ludzi w XX wieku pieniądze nie były problemem, zwłaszcza na Zachodzie.
Studia były za darmo. Praca czekała na chętnych i już z tych pierwszych paru pensji można było wynająć mieszkanie i kupić samochód. Wpiosence „Beatlesów” „Ob-La-Di, Ob-La-Da” główni bohaterowie startują od zera i „w ciągu paru lat już mają mały domek i dwójkę dzieci”.
Nic dziwnego, że w 1968 piosenki o miłości miały takie wesołe refreny. Dziś dla młodych odbiorców miłość to chyba coś bardziej w klimatach Radiohead czy przynajmniej Adele.
Tak jest w każdym razie dla Barlowa i Patience. Nie mają pracy, nie mają perspektyw na przyszłość, nie mają właściwie nic – poza swoją miłością. W dzisiejszym świecie to za mało.
To nie będzie jednak banalna historia miłosna. Wkrótce potem akcja przeskakuje do roku 2029, kiedy czterdziestoparoletni, wykolejony,
Czy w finale wyjdzie z tego wesołe „Ob-La-Di, Ob-La-Da” – tego oczywiście nie zdradzę, choć akurat dla tego komiksu nie ma to większego znaczenia. Miotając się w pętli czasu, Barlow odkrywa, że już w roku 2012 żył w uszkodzonym wszechświecie, w którym zepsuta była nie tylko jedna historia miłosna.
Wfantastyce nazywamy takie fabuły „phildickowskimi” („phildickian”), od Philipa K. Dicka (1928-1982). Częstym wątkiem w jego książkach jest konfrontowanie bohaterów z uszkodzoną w jakiś sposób rzeczywistością.
Wbodajże najwybitniejszej powieści tego pisarza „Ubik” (1969) główny bohater w finale odkrywa, że zginął w pierwszym rozdziale, ale jego mózg sztucznie utrzymywany jest w stanie pomiędzy życiem a śmiercią. Ten stan nie może jednak trwać w nieskończoność, śmierć w końcu wygra – a dla bohatera będzie to pozornie wyglądać tak, jakby cały świat wokół niego się rozpadał, nie jego mózg.
W innych powieściach i opowiadaniach Dicka bohaterowie odkrywali, że wykasowano im wspomnienia („Przypomnimy to panu hurtowo”) lub wszczepiono im cudze („Czy androidy śnią o elektrycznych owcach”?). Żyli w złej, alternatywnej rzeczywistości („Człowiek z wysokiego zamku”) albo nie żyli wcale („Impostor”).
Kilkanaście lat temu Dick był modny w Hollywood i jego opowiadania adaptowano jedno
Miłość nie jest dziś wesoła jak w „Ob-La-Di, Ob-La-DA”