Projekt Przyszłość, czyli Polska w ruinie
Zniejakim zawstydzeniem przyznaję, iż do tej pory nazwisko Inglot kojarzyło mi się wyłącznie z twórcą imperium kosmetycznego, zmarłym już Wojciechem Inglotem, wszak w każdej tak zwanej galerii handlowej natknąć się można na spore sklepy ze szminkami sygnowane tym nazwiskiem. Co więcej – ponoć firma Inglot zrobiła karierę światową i jej salony znajdują się w najbardziej prominentnych lokalizacjach Europy i Ameryki. Nie spodziewam się jednak po Jacku Inglocie, autorze literatury science fiction i fantasy, aż takiej światowej sławy.
Ja w zasadzie mam dość słabe rozeznanie w takiej produkcji, literatura fantastyczna to jest dla mnie raczej terra incognita, nie planuję zgłębiać również wcześniejszych książek Inglota, na przykład powieści „Inquisitor” ani „Quietus” czy zbioru opowiadań pod niepokojącym tytułem „Sodomion”, ale jednak gdy w ręce wpadła mi najnowsza powieść Inglota pod tytułem „Polska 2.0”, zabrałem się do lektury. Wprzypadku „Polski 2.0” bowiem naturalnym magnesem był temat, bo mam pewną słabość do czytania alternatywnych dziejów naszego kraju, względnie do zgłębiania antyutopii z Polską związanych.
Daje nam tu Inglot w jednym tomie zebrane dwie krótkie powieści, będące alternatywnymi i wzajem się wykluczającymi wizjami Polski za nieodległe dwie dekady; jedna wersja jest optymistyczna, druga skrajnie pesymistyczna, obie po prawdzie straszne. Straszne nie w sensie literackim, literacko jest to dość zwyczajne, językowo w sumie mało ciekawe, finezji stylistycznej tutaj za grosz, zwykła produkcja rozrywkowa. Tyle że owej rozrywki zajęciem jest pokazanie Polski, a kiedy nawet w sposób rozrywkowy się Polskę pokazuje, to nie ma miejsca na żarty, sprawa staje się poważna.
Aby pisać antyutopie, warto posiadać do pisania wybitny talent, sama fabuła nijak nie wystarczy, mówiąc krótko: trzeba być Orwellem. In- glot Orwellem nie jest, za to zdaje się ofiarą powszechnego w polskiej literaturze popularnej przekonania, że najważniejsza jest fabuła, zaś styl, zdolność składania niebanalnych fraz to są jakieś artystowskie miazmaty, nuda i bełkot, ściślej rzecz ujmując. Stąd istny potop powieści popularnych, które płynnie przechodzą od statusu gorących nowości po status makulatury. Niemniej jednak książkę Inglota czytałem zwielkim zaciekawieniem, z takim, z jakim czyta się wywiady z Kasandrami, a jest dzieło Inglota niewątpliwie kasandryczną przepowiednią.
Jako że Polska stała się krajem upadłym i dogorywającym w nędzy, pewien miliarder na dnie oceanu zbudował „Polskę 2” – samowystarczalne podwodne państwo
Pochwalę tu Inglota za to, że fundamenty swej futurologii opiera na współczesności, a więc to, co się dzieje w powieściowej przyszłości, wynika ściśle ze współczesności, a dzieje się w roku 2037, to już za chwilę przecież. Wpierwszej części owego dyptyku jest wciąż na Kremlu rządzący Putin, przez czas jakiś pozostaje w Polsce przy władzy PiS, za 20 powieściowych lat PiS-u już jednak nie ma. Co wcale nie jest dobrą informacją, bowiem rządzi Partia Przyjaciół Ludu, „skrajnie socjalne ugrupowanie sukcesyjne po PiS-ie i innych ruchach populistycznych w rodzaju kukizowców”, jak ich Inglot przedstawia. Nowa władza zajmuje się głównie cofaniem resztek reform, jakie po 1989 roku w Polsce wprowadzono, wyprowadzaniem Polski z Europy, zaciekłym Polski marginalizo-