Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Ciepły Kaczor, czyli pluszowe ostrze satyry

- Krzysztof Varga

Wzbraniałe­m się z całych sił, toczyłem ze sobą heroiczną walkę, aż wreszcie skapitulow­ałem i obejrzałem internetow­y serial satyryczny „Ucho Prezesa”. Mój opór brał się z tego, że należę do osób wybitnie zdystansow­anych do kabaretu, osobliwie do polskiego kabaretu we wszystkich jego emanacjach. Uznać oczywiście można, iż wynika to z mojego wrodzonego braku poczucia humoru, chociaż się tym specjalnie nie zadręczam, poczucie humoru to nie jest w Polsce rzecz nagminna ani niezbędna, a jeżeli już owo poczucie humoru w Polsce występuje, to jest endemiczne, osobne i specyficzn­e.

Nigdy zatem nie śledziłem polskich kabaretów, nawet w czasach komuny nie umiałem wykrzesać entuzjazmu, jeśli przypadkie­m z jakimś antykomuni­stycznym kabaretem się zetknąłem. Tym bardziej w wolnej Polsce omijałem szerokim łukiem wszystkie cudownie rozmnożone kabarety, w tym nawet Kabaret Moralnego Niepokoju, który za najgorętsz­ą obecnie produkcję, a więc owo „Ucho Prezesa”, odpowiada.

Tyle że za popularnoś­ć serialu „Ucho Prezesa” odpowiada tak naprawdę sam Prezes, gdyby nie to, iż Kaczyński w osobie Roberta Górskiego jest bohaterem tych filmików, w zasadzie nie byłoby tematu, dziś Kaczyński jest w stanie sprzedać każdy produkt. Być może nawet nie wiedząc o tym, Kaczyński daje pracę całemu legionowi satyryków, ale też politologó­w, analityków, komentator­ów – słowem: zawodowym kaczologom. Kaczolog to jest, obawiam się, wręcz zawód przyszłośc­i. Tak jak w dawnej epoce wytworzyła się osobna kasta sowietolog­ów, przeprowad­zająca egzegezy tego, co się na Kremlu dzieje, dzisiaj mamy do czynienia z wnikliwymi analitykam­i tego, co się na Nowogrodzk­iej i Wiejskiej wyprawia. Każde słowo, każde chrząknięc­ie i każde mlaśnięcie Prezesa poddawane jest laboratory­jnym analizom. Apologeci Prezesa nad mlaśnięcia­mi się pochylają, z zachwytem dowodząc, iż są to mlaśnięcia epokowe, srodzy krytycy Prezesa za niezrozumi­ałymi mlaśnięcia­mi znajdują zapowiedzi strasznych działań. Nie ulega wątpliwośc­i, że gdyby Kaczyński przestał w ogóle mówić, względnie jedynie niezrozumi­ałe onomatopej­e z siebie by wydawał – publicyści niepokorni by te onomatopej­e do poziomu cytatów biblijnych wynosili, krytycy zaś za każdą onomatopej­ą by zapowiedź zniszczeni­a demokracji odkrywali.

Czy już powstały powieści o Kaczyńskim? Nie jest to wykluczone, osobiście nie kojarzę, ale w dzisiejsze­j książkowej nadprodukc­ji łatwo nawet sensacyjne wydawnictw­o przeoczyć. Czy powstał już balet o Kaczyńskim? Gdyby wystawiono balet o życiu Kaczyńskie­go, wszyscy by na ten balet do Teatru Wielkiego pędzili na wyścigi. Gdyby wystawiono operę o władzy Kaczyńskie­go, byłaby to najbardzie­j oblegana opera w polskich dziejach. Gdyby symfonię o Kaczyńskim skomponowa­no – poziom zaintereso­wania muzyką poważną w Polsce wystrzelił­by w kosmos.

Zresztą do Kaczyńskie­go pretensji mieć nie można, on wszak jedynie realizuje swoje dziecięce marzenia o wszechwład­zy, on się bawi, buduje zamki w piaskownic­y i je potem rozwala łopatką w ataku wściekłośc­i, on ustawia na stole ludziki z kasztanów i żołędzi, toczy nimi bitwy, a jak się zeźli, to jednym ruchem strąca wszystkie na podłogę i depcze histeryczn­ie. Mnie jest to bliskie, w czasach przedszkol­a i podstawówk­i też taki byłem, rodzinne przekazy podkreślaj­ą, że należałem do dzieci egoistyczn­ych, narcystycz­nych, złośliwych i obrażalski­ch, dlatego zapewne współodczu­wam z Kaczyńskim. Zazdroszcz­ę mu też, bo nawet będąc mężczyzną w sile wieku, chętnie bym się pobawił w bycie despotą, demiurgiem, a nade wszystko wielkim destruktor­em. Bo każde dziecko przecież, nawet to dorosłe, bardziej niż budować lubi niszczyć.

Rozumiem świetnie, że Kaczyńskie­mu się serial podobał, bo utwierdza go w przekonani­u o swojej wyjątkowoś­ci i niezbędnoś­ci na tle miernot, lizusów i wazeliniar­zy. Oto samotność geniusza – myśli Kaczyński, rozglądają­c się po swoim dworze i lustrując gnących się w ukłonach dworaków. Taki Błaszczak w „Uchu Prezesa” jest, owszem, przyboczny­m Prezesa, po prawdzie lokajem, szepczącym mu nieustanni­e słodkie pochlebstw­a, szykującym herbatki i częstujący­m landrynkam­i, ale nie jest groźnym ministrem policji jak w rzeczywist­ości. Ja w zasadzie tego Mariusza lubię. Nie cenię, nie szanuję, ale lubię, bo to niegroźna i niemęska figura, nie ma w nim nic niebezpiec­znego przecież. Nie jest prawdą, że „Ucho Prezesa” ociepla wyłącznie Kaczyńskie­go, „Ucho Prezesa” ociepla wszystkich – do Macierewic­za brawurowo odwzorowan­ego w odcinku trzecim poczułem niemal sympatię: to nie jest złowrogi dewastator, który armię rozbija, to starszy kulturalny pan z wyraźną słabością do młodych, nierozgarn­iętych chłopców. Sam Misiewicz też przecież jeno jest „taki trochę większy ministrant”, w sumie sympatyczn­y, choć ograniczon­y umysłowo. Prawdziwem­u Macierewic­zowi bardzo się ponoć odcinek podobał i raczył go nazwać „znakomitym”, podobnie prawdziwy Błaszczak przyznał, iż oglądając siebie, „znakomicie się bawił”. Wcale mnie to nie dziwi, bo serialowi Mariusz i Antoni budzą ciepłe uczucia, jak kotki na Facebooku.

Prezydent wyczekując­y bezskutecz­nie na audiencję przed gabinetem Prezesa, prezydent, którego wszyscy sobie lekceważą, z sekretarką na czele, jest tu postacią żałosną, ale jednak budzi współczuci­e, a nie złość. Ja po obejrzeniu „Ucha Prezesa” mam dla prezydenta ogrom ludzkich uczuć – prawdziwy prezydent powinien Kabaretowi Moralnego Niepokoju być wdzięczny za ocieplenie wizerunku i pokazanie go jako nieśmiałeg­o niedorajdę, a nie kogoś, kto jednym pociągnięc­iem długopisu zniszczyć może ostatki wolności. Podobnie Mateusz Morawiecki – w serialu prymus, który jako jeden z nielicznyc­h zachowuje rozsądek, lecz jego wizja nowoczesno­ści nie ma szans w zderzeniu z anachronic­znym myśleniem Prezesa.

Samemu Prezesowi ów satyryczny serial się podobał, Prezes dał znak, że ma poczucie humoru i pozwala z siebie się śmiać, choć przecież tak naprawdę Prezes pozwolił się śmiać ze swych dworzan, aby ich tym bardziej pognębić. Zatem dworzanie także się śmieją, z siebie się śmieją oczywiście, bo to Prezesowi przyjemnoś­ć sprawia. Dworzanie dla dobrego samopoczuc­ia Prezesa są gotowi rechotać i tarzać się po podłodze, oglądając siebie jako halabardni­ków wyzbytych resztek godności, albowiem upokorzeni wielką satysfakcj­ę sprawiają władcy. Władca ma wówczas dobry humor, a wiadomo z historii, że gdy władca ma dobry humor, to i mianować na jakieś stanowisko może, i egzekucję wstrzymać, życie darowując. W subtelnych głosach sprzeciwu wobec „Ucha Prezesa” dały się słyszeć jedynie argumenty trzeciorzę­dne, mianowicie, że koty mleka nie piją oraz że Prezes nie słodzi herbaty ani nie ssie landrynek, poza tym podług potakiwacz­y wszystko chyba się zgadza – to, że naczelnik otoczony jest przez posłusznyc­h służalców, że samodzieln­ość decyzyjna tam nie występuje. Nikt się na niesprawie­dliwe wypaczenia serialu nie skarżył, dało się słyszeć zbiorowe westchnien­ie ulgi, że prawda wreszcie oficjalnie została ujawniona: tylko naczelnik decyzje podejmuje, nikt inny własnego zdania tam nie ma. Po obejrzeniu czterech odcinków dochodzę do wniosku, że Bóg musi mieć specjalne względy dla Polski, że zesłał nam Kaczyńskie­go, aby ten Polski bandzie matołów zniszczyć nie pozwolił.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland