Do drzewa!
Zmiłości czy z rozsądku? Tylko z miłości. Podrywać czy być podrywanym? Podrywać. Podrywany staję się natychmiast impotentem. Owszem, związek z rozsądku może się udać, tyle że ja czułbym się jak bitwa z góry przegrana. To był wstęp do literatury, Drodzy Państwo, bo o książce wybrance chcę pisać. Dostaję ich dużo, od autorów i wydawców. Jak tylko trzy dni po listonoszu zadzwoni telefon i słyszę pytania, czy książka nadeszła, kiedy ją przeczytam i czy o niej w tej rubryce napiszę – coś się we mnie zamyka. Chciałbym tych ludzi odegnać i wykląć, ale wszyscy uważają, że jestem przemiły, więc skoro dzisiejszy świat jest tak bardzo niespokojny, niech zażyją chociaż w rozmowie ze mną troszkę stabilności. Mówię więc: „Pokokietuję tę książkę, proszę pani...”. Choć czuję, że za nic jej nie tknę. Nawet gdyby mi dopłacali. Nie wiem jak Państwo, ale książki uwielbiam sam odkrywać i zdobywać. A jak już taką poderwę i się zakocham, to jestem wierny w miłości na amen. I tak jest z książką Petera Wohllebena „Sekretne życie drzew”.
To była miłość od pierwszego wertowania. Wydawnictwo mi jej nie wysłało, znalazłem ją sam, a i tak mówię o niej gdzie się da. Polecam ją prywatnie i państwowo. Przedostatnio – nawet w kanonie książek dla pacjentów hospicjum, o który poprosiło mnie pismo „Hospic”. Ostatnio – mojej byłej szefowej i reporterce epickiej Małgorzacie Szejnert. I właśnie od Małgosi dostałem na ten temat mail:
„Wyobraź sobie, że moja wnuczka, lat 10, zadzwoniła do mnie z księgarni (naturalnie ma już komórkę), bo usłyszała moją rozmowę z synem o książce, która mówi, że drzewa się porozumiewają itp. I chciała ją sobie koniecznie kupić, a nie znała tytułu. Więc już ją kupiła. Ja na razie swoją pożyczyłam Wiesi Grocholi, bo chcę czytać w lecie, w towarzystwie drzew. A Wiesia się na nią rzuciła i na moje pytanie, czy po lekturze lepiej mi będzie wśród drzew, czy gorzej, powiedziała: »GORZEJ!!!«. »Dlaczego? Bo nie będę w stanie przyciąć gałązki?«. »Nie. Bo dowiesz się, że nie jesteś w ogóle drzewom potrzebna. I cokolwiek byś dla nich zrobiła, to będzie źle. Źle, że w ogóle istniejesz, nie jako Szejnert, ale jako istota ludzka«. Trudno mi się z tym pogodzić, ale może ma rację. Jednak przeczytam ją latem”. Moja miłość do tej książki promieniuje nadal i widzę efekty: „Dziękuję, że pan mi ją polecił, bo potwierdziła też moją dziwną teorię (czy jakieś dziecięce wyobrażenie), że każdy człowiek na świecie ma swojego bliźniaka w świecie drzew – pisze pan Marek Grześkowiak, asystent literacki z Teatru Nowego w Poznaniu. – I jeśli nazywamy życie podróżą, to lepiej żeby nie była to podróż donikąd, tylko żeby kończyła się właśnie przy takim drzewie. Przy takim naszym bliźniaku. To swoje wyobrażenie z dzieciństwa uważałem zawsze za wymysł, o którym trochę wstyd mówić, bo trąci jakimś szamaństwem, wiarą w coś niedorzecznego. Sam zresztą śmieję się z metody terapeutycznej polegającej na przytulaniu drzew. Zawsze wydawało mi się to infantylne, ale po lekturze »Sekretnego życia drzew« fajnie było zdać sobie sprawę – i taką prawdę właśnie odkryłem – że nasze nawet najbardziej niepoważne myśli doczekają się literackiego komentarza.
Czasem przychodzi nam do głowy myśl, żeby na chwilę zamienić się w drzewo. Patrzeć na wszystko z pozycji ukorzenionego pnia i nie mogąc wykonać żadnego ruchu do przodu, po prostu być. Być, wzrastać i patrzeć. I budować siebie bez biegania, gonienia i całego tego natłoku. A ta książka mówi o tym, że to nieruchome bycie drzew jest pełne i świadome”. Odpowiedziałem panu Markowi, że cieszę się z jego maila. „Panie Mariuszu – odpisał – nigdy bym nie pomyślał, że o drzewach jestem w stanie napisać więcej niż dwa zdania”.
Ja też...