Czytajcie grafomanów, czyli Polska jako widmo
Paweł Dunin-Wąsowicz to postać kultowa oraz ze wszech miar legendarna i w tych określeniach nie ma najmniejszej przesady. Jest to jedna z nielicznych, a może i jedyna osoba, która nieustannie poddaje wnikliwym badaniom literaturę popularną, fantastyczną, kryminalną, a ściślej wszelką literaturę pisaną przez świrów, maniaków, grafomanów, o których świat już zupełnie zapomniał, albowiem ich kuriozalne powieści ukazywały się jeszcze przed wojną, względnie tuż po wojnie lub w czasach rozkwitu Peerelu.
Często widywana jest na mieście zafrasowana sylwetka Dunina-Wąsowicza z rozwianym włosem, podążająca z plecakiem wypchanym rzadkimi znaleziskami. Osobliwie widywana jest jego charakterystyczna postać w pobliżu antykwariatów i punktów skupu makulatury, a także krążąca niczym sęp wokół sklepów ze starociami, chociaż przecież istnieją świadectwa, iż widziano go w Bibliotece Narodowej bądź uniwersyteckiej, gdzie był jedynym czytelnikiem dawno zapomnianych książek. Zapomniani pisarze w swych zapuszczonych grobach tę satysfakcję mieć mogą, że istnieje jedyny czytelnik, który wciąż ich nieudaczne, pominięte przez historię literatury powieści wertuje zajadle. Jak wiadomo, dzieje literatury to jest bezkresny cmentarz zapomnianych pisarzy i ich nieczytanych książek, w tym sensie działalność Dunina-Wąsowicza jest mocno metafizyczna, on przywraca do życia wydawałoby się nieodwołalnie umarłych. Dunin-Wąsowicz zresztą nie tylko czyta dziwaczne książki, nie jedynie zbiera i kataloguje, on je na dodatek szczegółowo opisuje. Ma już wszak w dorobku tak epokowe pozycje jak „Warszawa fantastyczna”, „Fantastyczny Kraków” oraz „Fantastyczny Atlas Polski”, gdzie opisał skrupulatnie wszelkie książki z dziedziny historii alternatywnych, polskie utopie, antyutopie i dystopie, słowem – wszystko, czego nie czytaliśmy, nie planowaliśmy czytać i nigdy nie przeczytamy, a co Dunin-Wąsowicz przeczytał i opisał z precyzją chirurga.
We wstępie do „Polskiej Biblioteki Widmowej”, najnowszego dzieła Dunina-Wąsowicza (rozwinięcie projektu sprzed 20 lat!), pada zdanie znamienne i kluczowe, zdanie, którego zlekceważyć nie wolno, a jest to zdanie Aleksandra Hertza: „Socjolog i historyk literatury powinni bardzo dbać o znajomość złej literatury. Z tego oczywiście nie wynika, by mieli nie dbać o dobrą literaturę. Ale zła proza, już z racji tego, że była bliższa swoim odbiorcom, że była bardziej związana z zainteresowaniami i wartościami szarych, zwykłych ludzi, jest materiałem szczególnie bogatym i godnym pełnego wyzyskania”.
Czasy akurat sprzyjają czytaniu złej literatury, oferta złych powieści jest imponująca, mam mocne podejrzenia, że gdyby socjolodzy, politolodzy, a nawet publicyści i politycy czytali złą polską literaturę, nie tylko więcej wiedzieliby o samej Polsce i o Polakach, ale też nie wpadliby w studzienne zdumienie, że suweren akurat tak, a nie inaczej głosował w ostatnich wyborach. Było czytać grafomanów, którzy w swej niepohamowanej wyobraźni opisywali alternatywne, mocarstwowe dzieje Polski, tworzyli futurystyczne wizje, jak Polska ma wyglądać, kreowali ahistoryczne obrazy polskiej przeszłości, pompowali narodową tromtadrację, nadymali balon dumy. Było nie wzruszać ramionami nad grafomańskimi wzlotami nieudacznych prozaików, ale pochylić się nad nimi z uwagą i wyczytać z nich potrzeby, marzenia i fantazje Polaków. Teraz sami żyjemy w wielkiej Polskiej Bibliotece Widmowej, gdzie rzeczywistość i rozum nie mają dostępu, za to grafomania rządzi niepodzielnie. Czytając wysokoartystyczne eseje i wielce ambitne powieści, obudziliśmy się w świecie zmyślonym, fikcyjnym i widmowym.
Zdawać by się mogło, iż Dunin-Wąsowicz nieco odklejony jest od współczesności, szczególnie gdy usiłuje się z nim prowadzić debatę na temat aktualności kulturalnych, społecznych bądź politycznych. Taksuje on wtedy obecnych srogim wzrokiem, względnie demonstruje radykalne désintéressement, zapala się za to, a wręcz niebezpiecznie podnieca, gdy zaczyna perorować o swych niezwykłych odkryciach poczynionych w zakurzonych antykwariatach, gdzie spod zwałów pleśniejących książek wyciąga dzieła zebrane nieznanych twórców – ostatnio byłem świadkiem, jak streścił 14 powieści kryminalnych pewnego zapomnianego żoliborskiego pisarza, o którym żaden z obecnych w osłupiałym gronie dyplomowanych polonistów w życiu nie słyszał.
Dzieło Dunina-Wąsowicza zawiera dwa tysiące tytułów zmyślonych książek, znalezionych w siedmiuset realnych powieściach, i aby uzmysłowić ogrom materiału, cytuję samego badacza: „To mniej więcej zawartość siedmiu osiemdziesięciocentymetrowych siedmiopółkowych regałów Billy z Ikei z tomami ustawionymi w jednym rzędzie”. Zabójcza skrupulatność Dunina-Wąsowicza jest wyznacznikiem tej niebywałej pozycji wydawniczej.
Dzieło Dunina-Wąsowicza to ocean wiedzy, wcale nie wiedzy zbędnej, wiedzy, rzekłbym, nawet bardzo cennej, kiedy dowiadujemy się, jak wiele widmowych powieści znajduje się w książkach nie tylko zapomnianych pisarzy, ale i pisarzy bardzo znanych, na ten przykład niestrudzonego w pisarskiej pracy Marcina Wolskiego. Wielkim zaniechaniem liberalnej publicystyki było lekceważenie prozatorskiej produkcji Wolskiego, niezliczone jego powieści nasiąknięte są bowiem jak gąbki obecnością tematów politycznych, że streścić tego w objętości felietonu nie sposób. Jakiś order się Duninowi-Wąsowiczowi należy za przeczytanie wszystkich bodaj powieści Wolskiego – dokonanie epokowe! W ogóle twórczość pisarzy zaliczanych hurtowo do prawicowych to wielce kuszące pole badań.
Dzieło Dunina-Wąsowicza oczywiście uruchomiło we mnie natychmiast żądzę oddania się lekturom zbędnym, dziwacznym i kuriozalnym, ale także lekturom zasadniczym, klasycznym, lecz nieistniejącym w dzisiejszym obiegu. Zdopingowany przez ową zazdrość zaraz po lekturze „Polskiej Biblioteki Widmowej” udałem się do legendarnego antykwariatu na Grochowie, by w jego odmętach lustrować półki z nikomu niepotrzebnymi dziś powieściami. Jest to miejsce, w którym skompletowałem swego czasu wszystkie dzieła Stefana Żeromskiego w złudnym przekonaniu, że poddam je intensywnej lekturze, a następnie sprokuruję zasadniczy tekst o tym jednym z najbardziej polskich pisarzy. Nie sprokurowałem, ale lektura „Polskiej Biblioteki Widmowej” uruchomiła pamięć o innych zaniechaniach. Wszak w morzu autorów zapomnianych, nieznanych, niszowych znajdują się nazwiska wielkie i klasyczne – Dunin-Wąsowicz wynalazł multum nieistniejących książek w prozie takich gigantów jak Stanisław Lem (oczywiste i zupełnie niezaskakujące), ale też takich jak Gombrowicz (zupełnie zapomniałem, że w „Ferdydurke” aż kotłuje się od fikcyjnych tomów wierszy) czy wreszcie z niezasłużonego niebytu wyciągnął Jerzego Andrzejewskiego. To mój pulsujący wyrzut sumienia, od kilku lat mam zgromadzone wszystkie jego pozycje, które wciąż poważnej, dogłębnej lektury się domagają. Otóż Dunin-Wąsowicz znalazł u Andrzejewskiego ponad 50 zmyślonych książek, większość naturalnie w słynnej jego „Miazdze”. Nie ma wyjścia – trzeba się zabrać zaraz do zaciekłej lektury Andrzejewskiego.