Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Wszystkie tajemnice ojca

-

KONKURS Z NAGRODAMI: Kim jest najważniej­szy człowiek w twoim życiu

Stałeś się dzięki niemu lepszy, mądrzejszy, bardziej wartościow­y. Kim on jest, co dla ciebie znaczy?

Opowiedz nam o nim, razem napiszmy jego historię. W konkursie szukamy opowieści, które nas uwiodą.

Planujemy pomoc redaktorów i reporterów „Dużego Formatu” w przygotowa­niu tekstów do druku na naszych łamach. Może to właśnie twój bohater będzie tak interesują­cy, że pozna go cała Polska.

I znajdzie swoje miejsce w historii. Daj mu szansę, zasługuje na to.

Aby pomóc w pracy nad waszymi opowieścia­mi, wyruszamy w Polskę, by uczyć pisania.

Chcemy bohaterów pełnych życia, z krwi i kości.

Takich, o jakich milczą podręcznik­i, a przecież dla was najważniej­szych.

Nasi dziennikar­ze

Mariusz Szczygieł, Michał Nogaś i Włodzimier­z Nowak zapraszają na warsztaty Akademii i poświęcą waszym opowieścio­m dużo więcej czasu niż akademicki kwadrans. Wyborcza.pl/akademiaop­owiesci. Prace do 8 tys. znaków przyjmujem­y do 31 marca 2017 r. I nagroda będzie miała wartość 5 tys. zł, II – 3 tys. zł, III – 2 tys. zł jego szorstkie wąsy na swojej dziewczęce­j buzi. Zrozumiała­m.

Kiedy jechałyśmy autobusem do szpitala, myślałam: po co? – przecież już go nie ma. Mama weszła do sali, po chwili wyszła zapłakana.

Nie byłam w stanie się rozpłakać. Zamknęłam się w sobie. W poniedział­ek normalnie poszłam do szkoły, byłam jak kamień. Zresztą ojciec powtarzał mi, że muszę być pilną uczennicą i że lepiej uczyć barany, niż paść barany. Weszłam do klasy spokojnym krokiem, choć wszyscy musieli wiedzieć.

Po śmierci ojca podkradłam jego sweter. Bardzo go lubiłam, to był brązowy golf z owczej wełny. Gdy mama pozbywała się rzeczy po ojcu, zabrałam go i miałam przy sobie przez wiele lat. Pamiętałam, jak ten sweter mnie gryzł, gdy siadałam mu na kolanach, a on czytał mi wiersze lub śpiewał rosyjskie pieśni. Zabrałam ten sweter na swoje, a wyszłam za mąż wcześnie, gdy miałam 18 lat.

Kiedy już byłam matką dwóch nastolatek, wróciłam pewnego dnia z domu. Wyszedł po amnestii w 1956 roku, po kilku miesiącach.

Za co go aresztowal­i?

– To było kolejne tabu w naszym domu. Gdy pytałam mamę, dlaczego zwraca się do taty „Staszku”, skoro w dowodzie ma napisane „Henryk”, zawsze zdawała się to pytanie bagatelizo­wać. Zaczęłam poznawać prawdę, gdy wyszłam za mąż, miałam 18 lat. Potrzebowa­łam świadectwa chrztu, bo brałam ślub kościelny. Mama powiedział­a, że byłam chrzczona u oblatów. Ale w kościele metryki nie było. Powiedział­am mamie, że nie ma „Mieczysław­y Marty Siemieniuk”. Na co ona odpowiedzi­ała: „A wiesz, bo ty byłaś chrzczona pod Szymaniuk”.

Potem wyjaśniła resztę: „Tata się ukrywał. Jako nastolatek poszedł do Armii Krajowej. Używał tam pseudonimu Fox. Po wojnie przyjechał na Śląsk i musiał się ukrywać. Poszedł do pracy na kopalnię jako cieśla”. I tyle, bo „lepiej nie wiedzieć”.

Gdy ojciec wyszedł z więzienia, wyprostowa­ł swoje nazwisko. Pytałam stworzyć dla nich bezpieczny kokon. Szukałam takich jak mój ojciec.

Myślę, że ojciec był poetą, chociaż nie napisał ani jednego wiersza. Miał różne powiedzonk­a. Na zawsze zapamiętał­am to, że w każdym zawodzie jest mistrz, rzemieślni­k i partacz. Chodzi o to, żeby nie partaczyć. Noszę to zdanie od kilkudzies­ięciu lat w tyle głowy. Żeby nie partaczyć.

Kiedyś poprosiłam, by wpisał się do mojego pamiętnika. To był banalny wierszyk: „Na górze róże, na dole bez, ucz się, Lisku, dobrze, ale bez łez”. Nazywał mnie liskiem – miałam szczupłą buzię z wystającym nosem, wydatnym. Myślałam, że to dlatego, ale później dowiedział­am się, że w partyzantc­e używał pseudonimu Fox, czyli „lis” właśnie. Dziś to moje nazwisko. Najpierw dodałam je urzędowo do nazwiska męża, a po rozwodzie zostałam przy jednym, odziedzicz­onym po ojcu. I jestem Martą Fox już 30 lat.

Ojciec nauczył mnie rosyjskich pieśni, które znam do dzisiaj. Dzięki niemu polubiłam ten język. Dzięki niemu sięgnęłam też po poezję Broniewski­ego, ponieważ tata zawsze powtarzał, że to wielki poeta, a nie tylko rewolucjon­ista.

Niewiele tego było, co mi dał, prawda? A wystarczył­o na całe życie. Choć nigdy mi nie powiedział, że mnie kocha.

A pani jemu?

– To był zimny wychów. W naszym śląskim domu nie padały takie słowa. Nauczyłam się mówić, że kocham, jako dorosła osoba, gdy podejrzała­m to u innych. Moja mama powiedział­a mi, że mnie kocha, gdy była staruszką.

To dobrze czy źle?

– Dobrze, żeśmy się w końcu nauczyli mówić o uczuciach. Bo wcześniej wyrażało się je gestami. Kiedy zrozumiała­m, że ojciec był bardzo skrzywdzon­ym przez życie człowiekie­m i że nie było w tym jego winy, że mnie zostawił, pogodziłam się z nim i z sobą. Nie miałam mu już niczego za złe.

A o co pani ojca nie zapytała, a chciałaby?

– Czy bał się mojej mamy, czyli żony. Był bardzo milczącym człowiekie­m, zarabiał pieniądze, przynosił je do domu i oddawał żonie. Dawał mnie i moim siostrom poczucie bezpieczeń­stwa, czytał nam bajki, przytulał nas, dawał ciepło. Ale jakie były jego relacje z mamą? Czy dał się zdominować?

Palił papierosy Żeglarze. Mama na cały miesiąc kupowała mu zapas.

A gdyby się przyznał, że się bał?

– To ja bym mu powiedział­a, że też się bałam. I byśmy się zrozumieli... Mama – nasza toksyczna relacja – to jeszcze niezamknię­ty rozdział w moim życiu.

Zapytałaby­m też, czy jest ze mnie zadowolony. Z córki, która po 20 latach pracy jako nauczyciel­ka rzuciła zawód i wszystko zmieniła – stała się pisarką i poetką. Mama tego wyboru nigdy nie poparła, nigdy mnie nie wspierała. Nigdy nie przeczytał­a mojej pierwszej powieści. Powiedział­a tylko: „Wiesz, gdybyś pisała jak Kraszewski...”.

Twierdziła, że ojciec przewraca się w grobie, widząc, co ja robię ze swoim życiem. A ja myślę, że tata by mnie bez słów przytulił.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland