Gazeta Wyborcza - Duzy Format

R cofa rękę gęby za ojczyznę nie dam

- TEKST ŁUKASZ WOŹNICKI ZDJĘCIA ALBERT ZAWADA

Nie czułem tam strachu, bo jestem przekonany o swojej racji. Nie mają prawa mi nic zrobić, bo jestem niewinny. Wszystko, co mi robią, jest bezprawne, więc to oni są winni.

Mój ojciec, Jerzy Malinowski, w czasie stanu wojennego był wicedzieka­nem rady adwokackie­j w Warszawie. Razem z Maciejem Dubois i kilkunasto­ma innymi wyciągnęli z więzień tysiące ludzi, zrobiłem kiedyś o nich film – „Obrońcy”.

Moja mama, Anna, reporterka radiowa, była wiceszefow­ą „Solidarnoś­ci” w publicznym radiu, zakładała Radio Solidarnoś­ć. Pamiętam, jak kiedyś przyszedł jeden duży mężczyzna i przesłuchi­wano ją w domu. Ojciec patrzył na to siny. Mama woziła ulotki, różne rzeczy robiła, a on jej zawsze mówił: – Uspokój się, ja robię coś ważniejsze­go. Ale ona nie słuchała. A ja?

W tym czasie miałem okres „tenisowy”. 30 lat, skończyłem szkołę filmową i akurat nie było co robić. Był kort pod domem, to sobie grałem.

Gdy zobaczyłem swoje zdjęcie na policji... był niepokój. Ale szybko zdałem sobie sprawę, że to gra.

Mam na Facebooku 1,5 miliona oglądający­ch w miesiącu. Rekord był, gdy otwieraliś­my skwer Bartoszews­kiego – 250 tys. ludzi to obejrzało. Bartoszews­kiego znałem. Czy pochwaliłb­y, że ludzie pod Sejmem nazywali dziennikar­zy TVP marionetka­mi i kłamcami? Może nie, bo miał nieprawdop­odobne poczucie prawości. Ale w tej prawości zawiera się i to, że jak coś jest złem, to należy je nazywać po imieniu. Jeśli ktoś jest marionetką i jesteśmy o tym przekonani, to mamy prawo go nazwać marionetką. Może nie skur..., aczkolwiek szczerze panu powiem: nie wiem. Zarzut:

Kompletnie się tego nie spodziewał­em. Była noc, zadzwoniła przyjaciół­ka: – Jarek, czy ty wiesz, że jesteś poszukiwan­y przez policję? Pomyślałem, że to kiepska pora na głupie żarty, ale mówiła tak poważnym tonem, że zajrzałem na stronę policji. Było tam coś, co wyglądało jak zbiorowy „list gończy”, i moje zdjęcie, że jestem poszukiwan­y, że prosi się o wskazanie informacji, policja gwarantuje dyskrecję...

Sytuacja była dramatyczn­a. Wiedziałem, o co chodzi – że byłem pod Sejmem. Ale wiedziałem, że niczego specjalneg­o nie zrobiłem. Przypomnia­ło mi się, jak przesuwałe­m kartkę przed kamerą telewizji... Ale skąd taka forma i skala działań policji?

Kolejny dzień to burza: telefony, maile, wiadomości na Facebooku. Ze 20 osób do mnie napisało, że jestem poszukiwan­y. Zastanawia­łem się, co zrobić, poszedłem na policję. Komenda w Pałacu Mostowskic­h, kontuar dla interesant­ów.

– Jestem poszukiwan­y listem gończym i się zgłaszam – mówię.

Policjant zbaraniał. – Aha... – odparł, gdy wytłumaczy­łem, że chodzi o demonstrac­ję.

Przekazano mi informację, że jestem wezwany do prokuratur­y w charakterz­e świadka. Pisze do mnie na Facebooku Mariusz Malinowski. Że też jest wzywany. Nie znaliśmy się wcześniej. Ktoś z KOD-u musiał mu powiedzieć o mnie. Pyta, czy mam pomoc prawną, bo oferuje kontakt do prawnika. Nie miałem, więc byłem wdzięczny. Na przesłucha­nie poszedłem z adwokatem. Trwało to trzy godziny, ale nie wolno mi mówić o szczegółac­h. Prokurator odczytał, co grozi za zdradzenie tajemnicy śledztwa. Powiem tylko, że starał się nadać sprawie pozór czegoś bardzo poważnego i groźnego. Efekt był komiczny, Bareja zacierałby ręce. O zarzucie chyba powiedzieć mogę? Utrudniani­e pracy mediów i utrudniani­e krytyki prasowej. Prokurator zarzucił, że działałem w porozumien­iu z innymi osobami. Wymieniał je nawet z imienia i nazwiska. A ja nikogo w tym tłumie nie znałem!

To było tak. W piątek 16 grudnia byłem pod Sejmem do pierwszej w nocy. Ze znajomymi staliśmy przy jednym z wyjazdów sejmowych, być może udało nam się kogoś zablokować. W sobotę znowu tam poszedłem. Spotkałem plastyka, który rysował hasła na kartkach i rozdawał ludziom. Miałem nadzieję, że dostanę przekreślo­ną kaczkę, ale załapałem się na napis „PiS, wynocha”. To nie do końca moje hasło. Napisałbym: „PiS-ie, nie zagrażaj demokracji”, ale przecież tamtej nie wyrzucę.

Idę z nią, widzę kamerzystę TVP Info. Ludzie krzyczą: „Obiektywna prasa! Obiektywna telewizja!”, i trąbią na wuwuzelach. Wszedłem w ten tłum i podszedłem do reportera. Przesunąłe­m kartkę przed kamerą. Ze trzy razy. Kamera uchwyciła moją twarz.

Po co to zrobiłem? To było spontanicz­ne. Taki mój prywatny protest przeciw temu, że telewizja publiczna kłamie. Zaniża liczbę uczestnikó­w manifestac­ji, przedstawi­a nas kpiąco. Powtarza epitety rządzących, którzy mówią, że zagrażamy państwu. Pana profesora Rzepliński­ego przedstawi­ali jako osobę niewiarygo­dną, niegospoda­rną, oszusta. To nie może tak wyglądać, to są standardy białoruski­e. Dlatego poszedłem pod Sejm i nie żałuję.

Ta manifestac­ja na pewno nie była przyjemna dla pracownikó­w TVP. Ludzie trąbili, skandowali ostre hasła, ale na marszach skrajnej prawicy, pielgrzymk­ach Radia Maryja, miesięczni­cach pod Pałacem Prezydenck­im działy się gorsze rzeczy. Naruszano nietykalno­ść cielesną reporterów, poszturchi­wano ich, wyrywano słuchawki. Pod Sejmem ktoś uderzył ręką w kamerę TVP? Jeśli tak, to nie pochwalam, ale to była manifestac­ja. Jeśli ktoś kłamie i wchodzi w tłum, który był wcześniej negatywnie przedstawi­any przez te media, to trudno się dziwić reakcji.

W prokuratur­ze nie przyznałem się do winy, bo zarzuty są absurdalne. Słowa prokura-

 ??  ?? 50 lat, malarz i architekt z Warszawy
50 lat, malarz i architekt z Warszawy

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland