Z Erikiem Gandinim, reżyserem filmu „Szwedzka teoria miłości”, rozmawia Urszula Jabłońska
J– Została opisana przez dwóch historyków: Larsa Trägårdha i Henrika Berggrena, w książce „Czy Szwed jest człowiekiem?”. Starali się prześledzić znaczenie idei niezależności w szwedzkim społeczeństwie i jej wpływ na związki międzyludzkie.
W szwedzkiej teorii miłości chodzi o to, że nikt nie powinien być w związku z drugim człowiekiem, jeżeli jest od niego uzależniony ekonomicznie. Kobiety powinny być niezależne finansowo od mężczyzn, nastoletnie dzieci od rodziców, starsi ludzie od dorosłych dzieci. Tę niezależność powinno gwarantować każdemu państwo. I dopiero ci niezależni ludzie będą mogli utrzymywać relacje lub wchodzić w nie wyłącznie z wyboru, co poprawi jakość tych relacji.
Piękna idea.
– Jej korzenie tkwią w latach 70., kiedy zaczęto w Szwecji budować socjalne państwo opiekuńcze. Politycy przedstawili wtedy manifest „Rodzina przyszłości”, za którym poszły konkretne rozwiązania. Zbudowano milion mieszkań, żeby nikt nie musiał tkwić pod jednym dachem z rodziną, jeżeli nie miał na to ochoty. Wprowadzono system wsparcia, który pozwalał starszym prowadzić wygodne, samodzielne życie. Państwo pomagało młodym utrzymać się podczas studiów bez względu na to, czy ktoś pochodził z biednej, czy bogatej rodziny. Ten system wciąż istnieje i świetnie funkcjonuje, sam z niego korzystałem i byłem zachwycony. Wychowałem się we Włoszech, gdzie moi znajomi jeszcze w wieku 30-35 lat mieszkali z rodzicami, a w Szwecji mogłem żyć jak dorosły, mieszkać sam, decydować za siebie!
W filmie przyglądam się tym ideom 40 lat później. To był projekt polityczny, ale mnie bardziej zainteresowały egzystencjalne skutki tych decyzji.
I jakie są? ak brzmi ta teoria?
– Dziś połowa Szwedów mieszka sama, coraz więcej kobiet korzysta z banku spermy i decyduje się na samotne macierzyństwo. Jedna na cztery osoby umiera w samotności. To są bardzo niewygodne fakty.
Samotność jest tu wielkim problemem. Zauważył to nawet Czerwony Krzyż, organizacja, która zwykle pracuje z ludźmi z obszarów ogarniętych katastrofami lub wojną. Przeprowadził w Szwecji ankietę, z której wynikało, że 40 procent dorosłych Szwedów czuje się samotnie, boi się samotności albo wstydzi z jej powodu. Rozpoczął kampanię promującą zajmowanie się starymi rodzicami, która przekonywała, że warto zobaczyć się z nimi chociaż w święta. Była też kampania zachęcająca Szwedów, żeby się przytulali. W parku naprzeciwko swojej siedziby Czerwony Krzyż ustawił pomalowaną na czerwono ławkę, na której był napis: „Tutaj możesz kogoś poznać”.
Jak ty się czujesz w Szwecji?
– Mieszkam tu już od prawie 30 lat. Moja matka jest Szwedką, ojciec Włochem, więc całe życie podróżowałem między różnymi kulturami. Zawsze czułem, że ludzie nie są tu ze sobą blisko, że panuje między nimi chłód, którego nie mogłem pojąć. Zdecydowałem się tu zamieszkać, ponieważ to świetne miejsce, żeby żyć i wychowywać dzieci, ale od początku byłem zafascynowany tym, jak bardzo niezależność jest w Szwecji promowana. Panuje tu swoista obsesja samowystarczalności. Jest nawet przysłowie: „Samotny znaczy silny”. Ale czy to znaczy szczęśliwy? Mam wrażenie, że coś gubimy po drodze. Ta niezależność w połączeniu z myślą, że w życiu chodzi wyłącznie o realizację własnych celów i marzeń, tworzą wybuchowy koktajl.
Teraz, po raz pierwszy w historii, możemy żyć sami, żeby przeżyć. Ale zgadzam się z tym, co mówi w moim filmie Zygmunt Bauman – w niezależnym życiu jest obietnica szczęścia, która przekonuje, że możesz zamknąć drzwi mieszkania, poznawać ludzi w internecie i nie wystawiać się na trudności związane z życiem we wspólnocie. Nie musisz się z innymi spierać, negocjować, próbować ich zrozumieć. Cały Zachód, nie tylko Szwecja, ewidentnie zmierza w tym kierunku i rozumiem, że ta wizja jest pociągająca. Ale może powinniśmy zastanowić się, czy to nie jest pułapka. Chyba najbardziej dramatyczny wątek w twoim filmie dotyczy samotnych śmierci. Zdarza się, że ludzie, którzy umierają samotnie i ich ciała znajdowane są nawet po latach, mają dzieci, których od dawna nie widzieli.
– Problem samotności jest też związany z wiekiem. System socjalny działa świetnie, kiedy jesteś młody i zdrowy, ale są takie momenty w życiu, kiedy potrzebujesz pomocy, nie tylko finansowej – choroba, kryzys czy właśnie starość. Jedną z bohaterek mojego filmu jest urzędniczka w instytucji szukającej krewnych tych, którzy umarli samotnie. Mówi: „W Szwecji, jeżeli masz kryzys, wypełniasz formularz i państwo ci pomaga. Ale nie masz komu wypłakać się na ramieniu”.
Jestem pewien, że śmierć w samotności zdarza się też w Polsce i w innych krajach. W Szwecji może problem jest większy, ale fakt, że istnieje instytucja, która się tym zajmuje, to właśnie pozytywny aspekt opiekuńczego państwa. A negatywny jest taki, że zanika zwyczaj pomagania sobie, nawet w rodzinach. Rozmawiasz też z uchodźcami, którzy skarżą się, że w ogóle nie widują Szwedów.
– Uchodźcy są tu mile widziani, przyjeżdżają i dostają pomoc finansową. Myślimy, że chcą tylko mieszkania i pracy. Ale oni chcą należeć do wspólnoty! Tymczasem w ogóle nie wchodzą w interakcje z ludźmi, nie mają poczucia przynależności.
Szwecja jest spolaryzowana. Widać to zwłaszcza w Sztokholmie – centrum jest białe, a przedmieścia pełne imigrantów. Nie ma między nimi interakcji. Społeczeństwo, które miało być wielokulturowe, tak naprawdę jest podzielone.
W Szwecji bardzo łatwo uwierzyć, że żyjemy w najlepszym kraju na świecie. Sami Szwedzi uważają, że skoro inni do nas przyjeżdżają, to powinni patrzeć na świat naszymi oczami. To brak skromności. W filmie pokazuję zajęcia, na których nauczycielka tłumaczy imigrantom, że w dobrym tonie jest odpowiadanie na pytania jednym słowem. Przecież moglibyśmy wiele się od nich nauczyć jeżeli chodzi o relacje międzyludzkie! Perspektywa różnych wartości w życiu społecznym jest bardzo ciekawa. W filmie opowiadasz historię chirurga, który przeprowadził się do Etiopii, gdzie leczy ludzi prymitywnymi metodami. Dopiero tam czuje się szczęśliwy. Jednak taki tok myślenia to też pułapka. Gdyby się tam urodził, pewnie nigdy nie zostałby chirurgiem.
– Oczywiście. Etiopia to kraj totalitarny, gdzie olbrzymim problemem jest bieda. To chyba ostatnie miejsce na świecie, gdzie ludzie chcieliby się przeprowadzić. Jednak doktor Eriksen odnalazł tam szczęście po 30 latach pracy w Szwecji. Zarabiał tu dużo pieniędzy, ale jego praca była ogromnie zbiurokratyzowana, podlegała surowym regulacjom. W Etiopii pomaga ludziom za grosze, za pomocą prymitywnych narzędzi jak szprychy rowerowe, ale czuje, że jest częścią wspólnoty.
Ten przykład może się wydawać szalony, ale przy pracy nad tym filmem znalazłem siłę w podważaniu spraw tak niepodważalnych jak niezależność. Nie można być przeciwko niej, ale można spróbować spojrzeć na nią pod kątem ryzyka, jakie ze sobą niesie.
Film jeszcze nie wszedł do kin w Polsce, a już pojawiają się komentarze, że „lewacki szwedzki system się nie sprawdził”.
– Właśnie tego się obawiam. Że za granicą ludzie wyciągną z filmu wniosek, że idea opiekuńczego państwa jest porażką. W Szwecji także znalazło się sporo oburzonych, w końcu film dotyka bardzo delikatnych tematów. Po raz pierwszy w mediach pisano o mnie „szwedzko-włoski reżyser”, co wcześniej się nie zdarzało. Słyszałem: „Jak można zwracać się przeciwko najbardziej fundamentalnej wartości w społeczeństwie? Może jesteśmy trochę samotni, ale to niewielka cena za niezależność!”. Ostatecznie jednak film spowodował debatę o problemie samotności. Tak powinno funkcjonować społeczeństwo – zauważać nowe problemy i o nich dyskutować. Ta szwedzka zdolność do samokrytyki jest dla mnie najważniejszym powodem, dla którego tu mieszkam.
A idea państwa szwedzkiego była świetna, kiedy trzeba było zadbać o wyzwolenie pewnych grup społecznych – kobiet czy osób starszych. Ale teraz nadszedł czas, żeby uznać, że zapłaciliśmy za to jakąś cenę i powinniśmy skorygować kierunek, w którym zmierzamy. Kiedy zdamy sobie sprawę z problemu, każdy będzie mógł pomyśleć o odpowiednim dla siebie rozwiązaniu. W Szwecji panuje przekonanie, że jeżeli kogoś potrzebujesz, to jesteś słaby. Musimy zdać sobie sprawę, że nie ma nic złego w tym, że potrzebujemy innych.
Umiejętność współżycia z ludźmi jest jak mięsień. Kiedy przestajesz go używać, zanika. Ale można go zacząć trenować.
Film dokumentalny „Szwedzka teoria miłości” w kinach od 10 lutego