Obronią nas kobiety i kapłani
Na Mazowszu wybory w KOD wygrywa Mateusz Kijowski, posłankę Joannę Schmidt partyjne koleżanki i koledzy pozbawiają funkcji w Nowoczesnej, a arcybiskup Marek Jędraszewski obejmuje archidiecezję krakowską. Czy te zdarzenia coś łączy?
Tak, obrona pozycji mężczyzny. Kijowski wystawiał faktury ruchowi społecznemu, któremu przewodził. Ujawnienie tego procederu od razu – i zapewne słusznie – zwalono na służby PiS. Ale to nie ministrowie ani tajni agenci władzy wprowadzili KOD na tę minę. Zrobili to działacze społeczni za zgodą przewodniczącego. Kijowski wkrótce to wyjaśnił: „Od powstania KOD-u odbyłem 358 spotkań roboczych, 49 spotkań z politykami polskim, 31 z politykami i dyplomatami zagranicznymi, 148 spotkań z mediami polskimi i 79 spotkań z mediami zagranicznymi oraz wziąłem udział w 62 spotkaniach otwartych i uroczystościach – to wszystko w samej Warszawie, z uwzględnieniem wyłącznie tych, które zostały wpisane do kalendarza, a mam świadomość, że nie wszystkie były wpisane. Do tego dochodzi 76 spotkań w kilkudziesięciu miejscowościach w Polsce we wszystkich regionach. W oficjalnych podróżach zagranicznych byłem w Strasburgu i Brukseli, w Berlinie, w Paryżu oraz w USA – Nowy Jork, Waszyngton, Harvard/Boston i Chicago”.
Uff, ciężko pracował. Coś mu się za to należy. Każdy musi żyć.
Takie uzasadnienie przemówiło do wielu koderów. „Ludzie! Nie pierdolcie! 25 lat temu zarzucilibyście Wałęsie że nie potrafił przeskoczyć płotu, Kuroniowi, że jest pijakiem, a Michnikowi, że się jąka”. „Murem za Mateuszem”. Kobiety egzaltowały się: „Nasz Mati”.
W ślepej obronie Kijowskiego na znaczeniu straciło, że mimo kasy z KOD nadal nie płacił alimentów tak jak trzeba. Jednak należy mu się uznanie. Bo w Polsce mężczyźni idą na wojnę, a kobiety i dzieci cierpią, co wiemy od wieków i od Jacka Żakowskiego. Lider KOD odniósł zwycięstwo w wyborach i z długów może teraz pożartować: „To jest temat mocno odgrzewany. Już nawet taki wierszyk słyszałem: jak nie masz argumentów, to się czepiaj alimentów” – stwierdził w TVN 24.
Posłanka Joanna Schmidt wyruszyła w podróż z Ryszardem Petru. W sylwestra przewodniczący partii, lider opozycji, bojownik o demokrację porzucił kolegów parlamentarzystów marznących w sali plenarnej. Nazwał to później „niezręcznością” i przeprosił. „Kulturalne” media nie wnikały w romansowy aspekt sprawy. Tabloidy prześwietliły stan cywilny bohaterów (ona rozwiedziona, on żonaty) i zasięgnęły opinii eksperta. „Ważne teraz jest to, jak się zachowają Petru i Schmidt, szczególnie w sytuacji, kiedy notowania ich partii lecą w dół. Myślę, że powinni po prostu uciąć ten temat i publicznie oświadczyć, że są razem. Tym, którzy się kochają, wiele wybaczamy” – stwierdził medioznawca Wiesław Godzic. Chyba zapatrzył się na film „To właśnie miłość”, w którym angielski premier bierze na siebie ciężar niefortunnego pocałunku. „Niestety na świecie jest tak, że małe kwoty panowie płacą chętnie, żeby pokazać, jakimi są dżentelmenami. Gdy rośnie stawka, płaci kobieta” – w ten sposób przyklepaną przez partyjne koleżanki dymisję Schmidt – a nie Petru! – podsumowała Paulina Reiter z „Wysokich Obcasów”.
Co ma do tego arcybiskup Jędraszewski, który kobiece „czarne marsze” przyrównuje do czarnych mszy, a wcześniej straszył genderem?
Dr Maciej Duda z Uniwersytetu Szczecińskiego w znakomitej książce „Dogmat płci” analizuje śmieszny i zarazem straszny medialny spór o równouprawnienie. Badacz stwierdza, że publiczny spektakl wokół gender niewiele zmienił społeczną patriarchalną świadomość. Właściwie podtrzymał wyobrażenia o męskości. „Gender nas nie dotyczy” – zdają się mówić heteroseksualni mężczyźni. „A jeśli nas dotknie, to obronią nas nasze kobiety i kapłani”.
Zgodnie z tą logiką krakowski metropolita „uświęca sojusz kobiecości i męskości” zawiązany przeciw odruchom emancypacji.
W Polsce mężczyźni idą na wojnę, a kobiety i dzieci cierpią, co wiemy od wieków i od Jacka Żakowskiego