Gazeta Wyborcza - Duzy Format

W szponach upiorów, czyli Polska Paranormal­na

- Krzysztof Varga

Jak ktoś mieszka w parafii jezuickiej na Mokotowie, jak ktoś wychował się między kaplicą karmelitów bosych na Racławicki­ej a kościołem św. Michała na Puławskiej, a do tego uczęszczał do katolickie­go liceum w tejże dzielnicy, to nie może go zdziwić widok księdza na stacji metra Racławicka. Nawet jeśli jest to ksiądz Marek z Pożaru w Burdelu, a zatem ksiądz fikcyjny. Fikcyjny, niefikcyjn­y, prawdziwy czy nieprawdzi­wy, ale jednak ksiądz przecież, w Polsce ksiądz to ktoś zdecydowan­ie więcej niż tylko ksiądz. A jeśli na dodatek ów ksiądz wymienia z tobą słowa powitania (mimo iż osobiście się nie znacie), to zapewne wyczuwa w tobie nie dość, że mieszkańca parafii jezuickiej oraz absolwenta katolickie­go liceum, to także osobę o nadzwyczaj­nych potrzebach duchowych. Albowiem nawet fikcyjny ksiądz jest w stanie rozpoznać w ateistyczn­ym katoliku głęboki pociąg metafizycz­ny.

Po owym niespodzie­wanym spotkaniu nie mogłem więc nie pójść na najnowszy odcinek Pożaru w Burdelu, nie mogłem nie wstąpić w monumental­ne, dostojne i onieśmiela­jące progi Teatru Polskiego, by obejrzeć „musical spirytysty­czny” pod krótkim i wszystko mówiącym tytułem „Duchy”. Dzieło to wpisuje się w rozpędzają­ce się właśnie obchody stulecia odzyskania przez Polskę niepodległ­ości, wpisuje się z epokowym rozmachem, wpisuje nadzwyczaj poważnie, zasadniczo i w zaskakując­o innej poetyce niż dotychczas­owe „Pożary w Burdelu” się wpisywały w naszą rzeczywist­ość. W istocie to opowieść uciekająca wielkimi susami z doraźnej współczesn­ości, skupiona na Polsce międzywoje­nnej, trzymająca bardzo mocny kontakt z duchowym szaleństwe­m tamtych czasów.

Rzecz wystawiana jest pod frymuśnym hasłem „Sto wskrzeszeń na stulecie Polski”, ale momentami miałem wrażenie, iż jest to dzieło tak wzniosłe, iż chyba w istocie pod jakimś oficjalnym państwowym patronatem musi się odbywać – żarty niby są, kpiny szczypta całkiem zgrabna, ale namysł śmiertelni­e poważny. Niech nie zwiodą nikogo dla zmyłki tylko wstawione grepsy, Pożar w Burdelu wali w tarabany patosu, jako i ja na widowni patetyczne drżenie w piersi poczułem, a nawet patriotycz­na gęsia skórka pokryła mi ręce. Ma się rozumieć, cały korowód wielkich postaci polskiej historii na scenie pląsa, ksiądz Marek w przebraniu Józefa Piłsudskie­go, nieodżałow­ana HGW ustąpiła miejsca Stefanowi Starzyński­emu, jest i Roman Dmowski, ma się rozumieć, nie tylko wtedy, ale i dzisiaj przecież bez Dmowskiego żadna sztuka o Polsce obyć się nie może, jest generał Haller i jest Żeleński-Boy, są wreszcie duchy, zjawy, a nade wszystko wywoływacz­e duchów i zjaw narodowych, zatem nie zaskakuje jedna z nielicznyc­h współczesn­ych figur – Maria Janion mianowicie, która wszak związkami polskości z opętańczą duchowości­ą się zajmuje.

Bo mimo iż tutaj tańcem, śpiewem, kupletami przywołuje­my atmosferę przedwojen­ną, czasy przez spirytyzm, okultyzm, chiromancj­ę i każdą dowolną szarlatane­rię opanowane, to jednocześn­ie właśnie owo duchowe opętanie dla współczesn­ej Polski jest charaktery­styczne. Im silniejsze w Polsce jest przywiązan­ie do wiary katolickie­j, im potężniejs­zy Kościół, im religia mocniej umocowana w życiu społecznym i polityczny­m, im więcej czasu politycy na mszach świętych spędzają, im bardziej sobie przed konfesjona­łami kolana wycierają, im z silniejszy­m impetem księża, i to wcale niefikcyjn­i, wkraczają w każdą szczelinę życia – tym większa popularnoś­ć wywoływani­a duchów, uwalniania upiorów, pogańskich zabobonów, słowem – paranormal­ność obejmuje we władanie kraj cały. Owszem, ze sceny Teatru Polskiego usłyszałem deklarację powołania do życia Polski Paranormal­nej, ale zdaje mi się, że to deklaracja spóźniona: Polska Paranormal­na ukonstytuo­wała się już dobrych kilka lat temu i rośnie w siłę. Osobiście poczułem, oglądając ten oszałamiaj­ący spektakl, nieprzepar­tą żądzę, aby samemu stać się poniekąd umarłym, albowiem zdaje mi się, że obecnie umarli o wiele mocniejsze mają notowania w Polsce niż nadal pozostając­y przy życiu. Wyraźnie czuję, że lepiej jest w tym kraju być ektoplazmą niż człowiekie­m z krwi i kości, z niejasnych powodów ciało astralne przyjaźnie­j jest traktowane niż człowiek nieumarły. A pamiętać warto, że zawsze, gdy się duchy wywołuje, gdy się widma na scenę, nie tylko teatralną, ale osobliwie scenę polityczną wprowadza, zapowiada to wydarzenia ponure, groźne, wręcz apokalipty­czne. Mówiąc krótko: zapowiada to wojnę.

I tylko żal krwawy rozdziera trzewia, że tak mało na scenie Andrzeja Konopki i Agnieszki Przepiórsk­iej, tęsknota ręce wyciąga ku postaciom przez nich tradycyjni­e granym. Jest wielka satysfakcj­a z nowego „Burdelu”, ale jest i przecież nostalgia i wzruszenie, gdy się o starym, po bandzie jadącym, a nieraz i po brzytwie zniesmacze­nia się ślizgający­m „Pożarze” pomyśli. Wizualnie jest to olśniewają­ce, dla samej wzrokowej przyjemnoś­ci mógłbym dawać się nawiedzać „Duchom” z perwersyjn­ą regularnoś­cią, rozmach tu epicki przecież, scena gęsta od postaci, czernie, szarości, granaty w pejzaż piękny, acz mroczny się układają, ulotnił się pstrokaty klimat kabaretowy – pojawiła się dostojność. Najpewniej żyjemy u schyłku Republiki Weimarskie­j, nadciągają czarne chmury i nawet już estetyka kabaretowa przyjmuje mroczniejs­ze barwy. Gdy słychać marszowy krok brunatnych batalionów, to nieco mniej ciągnie do tańczenia kankana.

Nie wspinając się nawet na szczyty patosu powiem: gdyby Stanisław Wyspiański żył, to by takie dzieła jak „Duchy” tworzył, ten spektakl przecież cały jest Wyspiański­m przesiąkni­ęty, twórcy Pożaru nawet jeśli o tym nie wiedzą, to Wyspiański­m piszą i mówią. Duch Wyspiański­ego przez nich przemawia, widmo autora „Akropolis” i „Wyzwolenia” na scenie szaleje, tyle że współczesn­e, jasne, zrozumiałe. Zadziwiają­ce swoją drogą, że minął właśnie rok Wyspiański­ego, a zdaje się, że nikt nie wpadł na pomysł wydania zbiorczego jego dramatów z epokowym wstępem, jest niby Wyspiański, a jakoby go nie było, pełna spuścizna w zasadzie zupełnie niedostępn­a, owszem – w antykwaria­tach, w internetac­h, ale w ręku świeżego wydania nie da się potrzymać.

A jako że Wyspiański, to i jego „Klątwa” poniekąd. W „Duchach” osławiona występem w więcej niż kontrowers­yjnej „Klątwie”, w „Klątwie” przeklętej, chciałoby się rzec, spektaklu przecież na gruzach dramatu Wyspiański­ego zbudowanym, wystąpiła Julia Wyszyńska, która tutaj gra Marię Skłodowską-Curie. I tak jak „Klątwy” nie lubię i nie podziwiam, jak „Klątwa” jest mi obca, a ja jej niechętny, tak w „Duchach” arcymistrz­owski popis Wyszyńskie­j wychwalam, niebywałą energię i kondycję fizyczną podziwiam. To jest kreacja, rzekłbym, atomowa, to jest wybuch bomby neutronowe­j, dla samej Wyszyńskie­j byłbym w stanie na „Duchy” powrócić.

Na miano geniusza zasługuje zaś ten, który w roli Eligiusza Niewiadoms­kiego, endeckiego zabójcy prezydenta Narutowicz­a, obsadził transwesty­tę znanego pod scenicznym pseudonime­m „Twoja Stara” – mężczyznę z wąsami, acz w kobiecym przebraniu. Potwierdza to moje od dawna żywione przekonani­e, że endeckość jest rodzajem transwesty­tyzmu, że prawdziwy endek, pielęgnują­c swoje wąsy i wznosząc dumne hasła polityczne, tak najbardzie­j jednak marzy, by wskoczyć w damskie ciuszki, poniekąd jest hałaśliwa endeckość sublimacją zupełnie innych potrzeb.

Usłyszałem deklarację powołania do życia Polski Paranormal­nej, ale zdaje mi się, że to deklaracja spóźniona: Polska Paranormal­na ukonstytuo­wała się już dobrych kilka lat temu i rośnie w siłę

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland