Z Klaudią Jachirą, aktorką i satyryczką, rozmawia Grzegorz Szymanik
Z czego zrobiony jest Jarosław Kaczyński?
– Jest zlepiony z masy papierowej i kleju do tapet. Rozdrobniony wodą. Zastanawiałam się, czy nie lepszy byłby jednak prezes z gąbki, bo wyglądałby jak mapet. Ale byłby wtedy też bardziej kruchy. A najlepszy prezes byłby z sylikonu, ale sporo to kosztuje. Zobacz, tu, z tyłu, wkłada mu się rękę. Tak poruszasz oczami, a tak ustami.
Skąd go masz?
– Zrobiłam go za pieniądze Polaków. Ogłosiłam narodową zbiórkę na Jarosława Kaczyńskiego i udało się zebrać 6,5 tysiąca. Ulepiła go konstruktorka lalek, pani Iwonka. Długo szukałam odpowiedniej osoby. Najpierw był konstruktor z Bielska-Białej, bardzo dobry, ale wymigał się, bo zlecenie nie pasowało mu politycznie.
Jak ty czule go traktujesz!
– Jak to?
Głaszczesz go po twarzy, mierzwisz włosy, a przed chwilą wytarłaś mu plamkę z policzka.
– Jestem miła dla mojej lalki. Czuję się za niego odpowiedzialna. Nocami śpi sobie w żółtej walizce. Zimą zakładam mu na dwór kurteczkę i czapkę Unii Europejskiej. Trzeba go też czyścić, a czasem gumkować twarz. Garniturek ma dziecięcy, do komunii, tylko przerobiony, bo bary miał jednak większe od dziecka. Moi sympatycy są na mnie źli, że buty ma zawsze zbyt czyste. W ogóle na demonstracjach, na przykład KOD-u, to mój prezes wzbudza dużo agresji. Nie mogę go spuszczać z oczu. Szarpią go za włosy. Dorośli ludzie! Bez opieki zostawiam go tylko zaufanej osobie. „Błagam, pilnuj go, bo będzie po nim”. Raz nie zauważyłam, to wpięli mu do kurteczki cyrylicą po rosyjsku plakietkę „Jebać PiS”. Nie znam rosyjskiego i chodziliśmy razem z tą plakietką. Innym wystarczy, że z prezesem porozmawiają.
Co mu mówią?
– „Powiedz mi szczerze, jak możesz tak kraj niszczyć?”. Czasem bardziej złośliwie: „Widzę, że zrobili cię w skali 1:1”. Wołają też: „Nie patrz tak na mnie”. Bo wydaje im się, że on się w nich wpatruje. Popatrz, potrafi prześwidrować oczami.
Rzeczywiście.
– Jarek, uspokój się!
Mój Jarosław niewiele się odzywa. Tak go czytam: że on w ogóle nie bardzo lubi rozmawiać z ludźmi. Wie, co powiedzieć, ale mówi niechętnie i z ukosa, bardziej mruczy. Łatwiej przychodzą mu inwektywy, wtedy słowa wylatują z niego wyraźne i dobitne. Nagrywamy sobie tak z Jarosławem filmiki do internetu, robimy stand-upy, chodzimy na demonstracje. Jeździmy też po Polsce i Europie.
Gdzie byliście?
– Na przykład w Toruniu. Pojechałam tam z programem satyrycznym, zaproszona przez środowisko opozycyjne. Odwiedziłam przy okazji włości ojca dyrektora. Robiliśmy zdjęcia. W kilku pozach Jarek trzymał w dłoni pieniądze, że niby przyniósł datek. Nie wrzuciłam ich do sieci, uznałam, że to zbyt dosłowne. Ale wszystkiemu przyglądał się jakiś ksiądz, też robił nam telefonem zdjęcia, w milczeniu.
Wieczorem Telewizja Trwam zamieściła duży materiał w wiadomościach, że skandaliczna prowokacja pod siedzibą Radia Maryja! „Widziano, jak kukła miała w rękach pieniądze!”.
Potem pan Ryszard Nowak z Komitetu Obrony przed Sektami zgłosił zawiadomienie do prokuratury, że obrażam wielkich Polaków: Jarosława Kaczyńskiego i ojca Tadeusza Rydzyka. Wyobrażasz sobie? Prezes poleciał też ze mną samolotem do Amsterdamu. Zrobiłam mu zdjęcie w coffee shopie, jak pali skręta. Był też w Berlinie. Byłeś w Berlinie, nie? Witał się tam z uchodźcą.
A na demonstracjach co robicie?
– Mówimy na przykład wierszyk „Karakan”, znalazłam w internecie. Powiedzieć? „Pewien karakan, wstrętny gość, uparcie lazł po władzę, lecz naród konsekwentnie dość w ryj dawał tej łamadze. Więc się karakan w norze skrył, słysząc narodu gwizdy. I zamiast siebie, sprytny był, wziął dwie obślizgłe glizdy…”.
Jarosław pozdrawia też wiernych, komunistów i złodziei. Potem razem z tłumem mówimy mu rymowankę. Jak Jarku mówimy? „Na kolana, gorszy sort!”. I teraz razem: „Dziękujemy ci, Jarku, za twoje podarki”.
No, powtórz.
Nie, no proszę cię.
– Musisz powtórzyć.
Dziękujemy ci, Jarku, za twoje podarki.
– Zbierz je w kupę i wsadź sobie w dupę.
I po co to wszystko razem robicie?
– Skoro Jarosław Kaczyński jest politycznym lalkarzem, to ja będę nad nim. Jestem nadmarionetą. Wykorzystuję umiejętności, których nauczyłam się na Wydziale Lalkarstwa PWST we Wrocławiu. Ale przede wszystkim jest to forma odreagowania, śmiech przez łzy. Wyrzucam emocje, które się we mnie gromadzą podczas rządów PiS-u. Jest we mnie ogrom złości i smutku.
Na początku nie miałam lalki. Pierwszy filmik nakręciłam w swojej kuchni. Przestrzegałam, co się stanie, gdy Jarosław Kaczyński dojdzie do władzy – przestrzegałam po swojemu, czyli aktorsko – myłam podłogę i śpiewałam „Tango kat” Kabaretu Starszych Panów: „Katuj, tratuj...”.
Byłam wtedy kandydatką do Sejmu z wrocławskiej listy Nowoczesnej i była to również moja kampania wyborcza.
Jak aktorka po lalkarstwie trafia do polityki?
– Po studiach najpierw grałam w Gliwicach, potem w spektaklu dla dzieci. Prowadziłam warsztaty teatralne i eventy w galeriach handlowych. Na podwórku robiłam z koleżankami projekt teatralny na podstawie przypowieści Kołakowskiego, dla sąsiadów.
Może nie pracowałam w instytucjonalnym teatrze, ale robiłam fajne projekty, zaangażowane społecznie, spektakle o schizofrenii i przemocy w rodzinie.
Ale miałam niedosyt działalności publicznej. Bo mi się zawsze tak wydawało: że jestem coś światu winna. Od dziecka chciałam być aktorką, ale chciałam też działać publicznie i politycznie.
Mam to po rodzicach. Mama z wykształcenia jest nauczycielką, potem zajęła się ubezpieczeniami, bardzo się angażowała. Tato, już nie żyje, był adwokatem, chodził ze mną na spacery i opowiadał bajki o Unii Wolności. „Zobacz, jacy tam piękni ludzie. Popatrz na posła Geremka”. „Tak, tato, ma bródkę jak koziołek”. „To dzięki nim mamy wolną Polskę”. Może ktoś powie, że to indoktrynacja. Dla mnie to było naturalne. Tylko że przez te opowieści bardzo brakowało mi jako nastolatce walki o wolną Polskę.
Przepraszam, czego ci brakowało?
– Nie śmiej się. Naprawdę, chciałam być opozycjonistką z czasów PRL. Jak tata, który działał w NZS-ie. Szkoła też zrobiła swoje, naczytasz się Mickiewicza, na historii o nieudanych powstaniach i zaczynasz zazdrościć, że oni mieli o co walczyć. A ja nie mam, bo wszystko mam. Pewnie jakbym dzisiaj miała 16 lat, to byłabym niezłym kąskiem dla nacjonalistów.
Potem mi przeszło. Nie przeszła mi tylko fascynacja na punkcie Piłsudskiego. Historyk mnie nim zainteresował. W pokoju zamiast plakatów zespołów wisiały u mnie plakaty z 3 maja i 11 listopada. I zdjęcie Piłsudskiego. Młody, taki przystojny, w bryczesach!
To masz coś wspólnego z Jarosławem Kaczyńskim.
– Jest mi bardzo przykro, że prezes tak zawłaszcza Piłsudskiego. Marszałek miał poczucie humoru, dystans. Zapraszał artystów, żeby robili szopki polityczne na temat ministrów i zobaczyli, jak ich postrzega lud.
To jak wystartowałaś do Sejmu z Nowoczesnej?
– Próbowałam być aktorką, a z drugiej strony miałam kontakty wśród działaczy Palikota. Wspomnieli, że startuje nowa partia z Balcerowiczem. Cudownie, bo Balcerowicza też uwielbiam. Potem się okazało, że nie do końca partia Balcerowicza, tylko jego ucznia. Ale zaczęłam chodzić na spotkania, spodobało mi się. Mówili o kulturze, że trzeba przeprowadzić reformę, mieli wolnorynkowe poglądy. Odpowiadało mi to. Jeździłam z Ryszardem Petru po Polsce i robiłam mu konferansjerkę. Zapytali, czy nie chciałabym startować. Jasne!
Wiesz, bardzo dziwnie wyglądało układanie listy u nas, w dolnośląskim. Powołano komisję rekrutacyjną, nazywała się Grupa Wielkich Elektorów czy jakoś tak. Osoby z „doświadczeniem życiowym i dorobkiem zawodowym” robiły przesłuchania kandydatów, jak w korpo, i decydowały o miejscu na liście. Dostałam szóstkę.
Nie miałam kasy na kampanię wyborczą, nie stać mnie było nawet na jeden billboard. Więc rozmawiałam z ludźmi na ulicy, a potem stwierdziłam, że dotrę do nich przez internet. Jestem aktorką, więc zaczęłam kręcić satyrę, piosenki. Filmiki zaczęłam kręcić dzięki Nowoczesnej, ale też rozstałam się przez nie z Nowoczesną. Po tym pierwszym dostałam ogromną ilość hejtu i negatywnych komentarzy. Posłuchałam wtedy życzliwych osób od PR-u i SMS-ów od prowadzących kampanię Nowoczesnej: „Usuń to”.
Ile dostałaś głosów?
– 629. Ale po wyborach zaczęło się tak dużo dziać, a ja byłam tak bardzo wkurzona, że nie przestałam nagrywać. Najpierw piosenkę „Prezes to ma klawe życie”. Że „Dobrze, dobrze być prezesem, choć to świnia i krwiopijca”. Po tym skończyła się moja praca we Wrocławskim Centrum Twórczości Dziecka.
Wyrzucili cię?
– Nie przedłużyli umowy. Pani dyrektor spytała, jak mogę obrażać człowieka, który stracił brata. Teraz staram się oddzielać pracę od satyry, nie wymieniam miejsc, w których pracuję. W Nowoczesnej też mi powiedzieli, że ośmieszam wizerunek partii, że to niepoważne i nie chcą być powiązani. I nie chcieli mnie przyjąć w szeregi.
Ale ostatnio, a minęły dwa lata, sami zaczęli udostępniać moje filmy. Nie mam urazy, raczej sentyment do nich. Tylko wkurzają mnie te PR-owe standardy, że trzeba tak ruszać rękami i być na niebiesko ubranym, inaczej wypad z polityki. Ja wolałam to robić po swojemu.
To opowiedz, jak to robiłaś.
– Pierwszy raz podczas rządów PiS-u popłakałam się, jak powiedzieli, że nie wydrukują wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Nagrałam wtedy filmik „Pogrzeb konstytucji”, w którym opłakiwałam ją na cmentarzu. Ale mnie zalał hejt! Potem do filmów dołożyłam wycinane z papieru kukiełki polityków. A potem zrobiłam prezesa z masy papierowej. I tak poszło. Dziś mam 105 filmów i 46 tysięcy fanów na Facebooku. I jeżdżę z programem satyrycznym po Polsce „Satyry Klaudii Jachiry”.
Patrz, tu, w moim 34-metrowym mieszkaniu, jest całe moje studio filmowe, wszystko jest pod łóżkiem zawieszonym na antresoli. Tu jest tło, tam światła. Żółta walizka, w której mieszka Jarek. Tu Soros na patyku, a tu Duda wycięty. Tu głowa prezesa przyklejona do Pikachu. Dalej papież Franciszek. Tam mam kącik plastyczny, drukuję i wycinam, taśmy, kleje. Jakbym się cofnęła w czasie na lekcje plastyki. O, jeszcze Piotrowicz. Flaga Unii. A to uszy króliczka. Zrobiłam prezesowi zdjęcie z kapustą, z króliczymi uszami i napisem „Rozmnażajcie się jak króliki”.
Jak mi coś przychodzi do głowy, drukuję, wycinam, biegam po lumpeksach, zbieram materiały i nagrywam. Pomaga mi kolega. A to kopia mikrofonu Telewizji Trwam.
A za film z kopią mikrofonu TVP 1 grozi ci teraz więzienie.
– Rok temu na dwóch nagraniach udawałam reporterkę TVP. Mikrofonową kostkę zrobiłam z lakieru do włosów, gąbki i kartonu. W Radomiu nagrałam film „Stocznia imienia Jarosława Kaczyńskiego w Radomiu”. A potem jeszcze jeden „Pała +”. Po „Pale” dostałam informację od kogoś z TVP, że nie mam prawa do ich znaku graficznego i proszą o usunięcie. To usunęłam i wrzuciłam filmy z zakrytym logo. A jednak po kilku miesiącach, w październiku, przyszło zawiadomienie. Że mam stawić się na komendzie. „Proszę przyjść, bo doprowadzimy panią siłą”.
Wtedy zostałam wezwana jako świadek. Zabawne, bo akurat przez kilka miesięcy nic nie nagrywałam. Moja babcia była w coraz gorszym stanie i zajmowaliśmy się nią z bratem. Ale jestem osobą przekorną, więc jak tylko dostałam wezwanie, to zaczęłam znowu trzaskać filmy na potęgę.
W lutym dostałam kolejne wezwanie, tym razem już jako podejrzana.
Jakie masz zarzuty?
– Z artykułu 116, ustęp 1. Podobno ukradłam cudzy utwór, czyli logo TVP 1. Skarży prawdopodobnie Telewizja Polska. Dziwne, że nie doczytali ustawy, bo wyżej, w artykule 29, stoi, że można korzystać z cudzych utworów do