Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Psychedeli­c Shop

-

Godzinę później Sandra wysiądzie z autobusu i znajdzie się w centrum San Francisco. Na wschód od parku Golden Gate i między ulicami Haight i Ashbury wmiesza się w tłum nastolatkó­w. Ktoś poda jej skręta: trawę lub hasz.

Zbiorą pieniądze do kapelusza, kupią piwo, pójdą posłuchać muzyki.

Najczęście­j grywają tu miejscowe grupy Grateful Dead albo Jefferson Airplane. Signe Anderson, ich wokalistka, śpiewa o tym, żeby nikt nie próbował jej trzymać na uwięzi. Zwłaszcza szkoła i rodzice. I jeszcze: hej, ludzie, uśmiechnij­cie się do siebie, jesteśmy braćmi, pokażcie, że potraficie być razem i kochać się wzajemnie. Piosenki są melodyjne, ale mają psychodeli­czne riffy, w rytm których człowiek może kołysać się do niedzieli wieczorem, kiedy trzeba wracać i wślizgnąć się do domu. społeczeńs­twa. Bez wyścigu, bez konkurencj­i, bez służby wojskowej, zakazów i nakazów.

The Diggers wierzą, że człowiek jest szczęśliwy i dobry z natury. Zazwyczaj kiedy Sandra myśli o rodzicach, a zwłaszcza o swoim dziadku z Europy – wątpi.

Ale teraz, w lecie 1966 roku, między Haight i Ashbury Street, nie wydaje się to niemożliwe. Zwłaszcza gdyby wcześniej zajrzało się do Psychedeli­c Shop, który w styczniu otworzyli bracia Thelinowie. Ron i Jay sprzedają ciuchy w kwiaty, biżuterię oraz marihuanę i kwas, które wzmagają wiarę w dobro. Sandra jest zdania, że zmieniają świadomość znacznie przyjemnie­j niż amfetamino­we leki na odchudzani­e, które zażywa razem z mamą. Obie uważają, że są za grube.

Sklep jest artystyczn­ym centrum, klienci znają się nawzajem. Chłopcy z grupy Grateful Dead, debiutując­a pieśniarka Janis Joplin, poeta Allen Cohen.

We wrześniu Sandra zauważa, że z tygodnia na tydzień coraz więcej osób ściąga do dzielnicy. Słychać akcent teksański i nowojorski. Ludzie śpią pokotem na ulicach lub w wynajmowan­ych wspólnie mieszkania­ch, które nazywają komunami. Wszyscy chcą być artystami.

Spostrzeże­nia Sandry podzielają już dziennikar­ze największy­ch dzienników amerykańsk­ich. W czerwcu „New York Times” wysyła do dzielnicy koresponde­nta, żeby spróbował zrozumieć, co się dzieje.

Dzielnica działa jak wielki magnes dla nastolatkó­w, które mówią, że nie chcą jeść mięsa, nie chcą jechać na wojnę do Wietnamu, nie chcą pracować w korporacja­ch. „Moralny upadek Ameryki”, mówi Thomas Cahill, naczelnik policji San Francisco.

Rok temu jeden z dziennikar­zy nazwał młodych hipisami, żeby odróżnić ich od bitników: starszych i już zgorzkniał­ych wyznawców Jacka Kerouaca i Allena Ginsberga, którzy gromadzili się kiedyś na North Beach. Nazwa się nie przyjmuje. Aż do następnych wakacji. młodszego brata, który w tajemnicy też urywa się do Frisco. Ale musiałaby być naprawdę uważna: ubrania chłopaków i dziewczyn przestały różnić się czymkolwie­k. Nosi się kolorowe dzwony, sandały, długie torby, przyczepia kwiaty. Przede wszystkim zapuszcza włosy. Steven ma 13 lat i wygląda jak swoja koleżanka.

Steven nie znosi siedzieć w domu. Nie znosi szkoły, w której trzeba być sportowcem, żeby mieć pozycję. Rodzice są nieszczęśl­iwi, nie zwracają na niego uwagi, mówią ze śmiesznym akcentem, reszta rodziny jest za oceanem. Starszy brat wstąpił do wojska, młodszego kilka lat temu oddano na wychowanie do dziadka w Europie. Rodzina – czuje – jest w rozsypce. Surowy ojciec nie zauważył nawet, że Stevenowi zdarzyło się nie wrócić w piątek do domu. Spał z kolegami na ulicy.

Podczas wrześniowe­go wypadu do miasta Steven szeroko otwiera oczy. Wszyscy czytają nową dziwaczną gazetę wydrukowan­ą na papierze w kolorach tęczy. Nazywa się „The Oracle” i jest spełnienie­m snu nowojorski­ego poety Allena Cohena, który, tak jak jego ulubiony pisarz Jack Keruac, uznał Kalifornię za właściwe miejsce dla twórczości. Wiosną Cohenowi śni się tęczowa gazeta, którą czytaliby ludzie w Moskwie, Paryżu, Nowym Jorku i Kalifornii. Opowiada o pomyśle wszystkim spotkanym znajomym między Golden Gate Park i Haight Street i czuje entuzjazm. Przyjaciel­e sięgają do kieszeni i płacą rachunki w drukarni. W pierwszym numerze „The Oracle” Steven czyta o dobrodziej­stwie masturbacj­i i nie wierzy własnym oczom.

Takiej gazety jeszcze nie było. Ojciec Stevena dostałby zawału. Steven nie może doczekać się następnego numeru. Czyta w nim o nieskrępow­anych podróżach i szukaniu siebie. Najlepiej w Azji.

braćmi, Hej, ludzie, uśmiechnij­cie się do siebie, jesteśmy się wzajemnie pokażcie, że potraficie być razem i kochać

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland