Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Zesłani za młodu.

-

– Jedziemy do kuzyna – odpowiada nieśmiało Steve.

– Najpierw pojedzieci­e z nami do rodziców. W ten sposób kończy się przygoda Stevena z kontrkultu­rą w San Francisco w roku 1966, a zaczyna znajomość z kuratorem. Dodatkowo ojciec Stevena uważa, że konieczne są bardziej radykalne rozwiązani­a. Najpierw obcina mu włosy. Potem zakazuje kontaktów z kolegami. A jeszcze później każe pakować walizki. Koledzy mu zazdroszcz­ą: „Ej, Steve, będziesz leciał samolotem?!”, bo w szkole Stevena mało kto lata. Ale on nie wie, po co jedzie i czy w ogóle wróci.

Ponieważ misją Edmunda jest uratowanie nazwiska – odpisuje synowi krótko: wnuki przyjeżdża­ją do Gliwic. Zakleja kopertę, zakłada płaszcz i wychodzi na pocztę.

Miesiąc później jedzie do Warszawy odebrać wnuka. Który teraz będzie miał na imię Stefan. Stewardesa w samolocie uśmiecha się ciepło, ale potem mówi, że samolot zamiast w Warszawie wyląduje w Poznaniu. Stefan zostaje sam z walizką. Ktoś podwozi go na dworzec kolejowy i wsadza do pociągu do Warszawy. W Warszawie nikt nie czeka.

Stefan: – Ale zaraz go zauważyłem. Stał na środku peronu, był wściekły i darł się: „Stefaaan!!! Stefaaan!!!”. Powlokłem się do niego. Dojechaliś­my do Gliwic: wszyscy na ulicy wyglądali tak samo, jakby ktoś im kupił te same ubrania: brązowe płaszcze do pół uda. Czapki z pozszywany­ch kawałków futra lub kapelusze. Wszyscy smutni.

Sandra przyjeżdża trzy tygodnie później. W Gliwicach jest Jolantą.

– Zabrałam kolorowe ciuchy i płyty – opowiada. – Kiedy wysiadłam z pociągu w Gliwicach – rozpłakała­m się jak bóbr. Wszystko było szare, brudne i pokryte pyłem. W Kalifornii mieliśmy przynajmni­ej światło.

Jolanta boi się dziadka.

– Kiedy nas odwiedził w Ameryce, mieszkał na piętrze naszego domu. Miałam dziewięć lat. Mama kazała zanieść mu herbatę i ciastka. Weszłam na górę, on leżał na łóżku, ręce miał pod kocem. Zapytał, czy chcę coś zobaczyć, i odkrył koc. Upuściłam szklankę i zbiegłam na dół.

Tata wrzeszczał na matkę – nazywał ją maszyną do robienia dzieci, bo była nas czwórka do wykarmieni­a. Ona siedziała otępiała. Kiedyś powiedział­a, że nie powinna była mieć dzieci, ja nie rozumiałam, dlaczego nas nie chce. Więc kiedy ojciec powiedział, że jadę do Polski, byłam wściekła.

Pierwszym etapem odnowy moralnej jest polska szkoła. Edmund uważa, że wykształce­nie jest najważniej­sze. Prowadzi Stefana do podstawówk­i.

Stefan: – Wszyscy się gapili. Na mnie i moje spodnie. Z szeptów zrozumiałe­m, że chodzi o moje dżinsy. Były zjawiskiem. Po lewej i poniżej:

Jola ze Stefanem w Gliwicach, 1969

Na górze: rodzeństwo z Kalifornii,

Zbyszek Banaszek „Zappa” i grupa początkują­cych hipisów we Wrocławiu, 1969

Dyrektor wydaje się zakłopotan­y, ponieważ Stefanek nie mówi po rosyjsku. Znajomość języka obcego jest konieczna, a angielski się nie liczy.

Edmund odpowiada, że po feriach będzie mówił. Stefan jest pewien, że dziadek blefuje. Jest w błędzie.

– Wyciągnął książki pisane cyrylicą. Kazał przepisywa­ć i czytać. Powtarzać 20 razy. Codziennie, przez 13 godzin. Na drzwiach wisiała dyscyplina, kij z pięcioma rzemykami. Jedno potknięcie – dwa uderzenia. Dziadek miał specjalny notes, w którym notował, ile batów za jakie przewinien­ie.

Lał wszystkich, jeśli miał okazję: mnie, siostrę oraz wcześniej najmłodsze­go brata, z którym od kilku lat nie mieliśmy kontaktu, ponieważ odkąd skończył sześć lat, mieszkał w Polsce.

Edmund uważa, że kobiety nie powinny mieć wielkiego wpływu na dorastając­ych synów, ponieważ zachodzi niebezpiec­zeństwo, że wyrosną na mięczaków. Sugeruje synowej, by nie pisała niepotrzeb­nych listów. Synowa nigdy nie odmawia Edmundowi.

Stefan: – Na pierwsze Boże Narodzenie dostałem banana w prezencie. Dziadek uważał, że to luksus. Tęskniłem za mamą, a potem przestałem.

Do patriotyzm­u Edmund podchodzi zasadniczo. Czasem zaskakuje Stefana. – Jechaliśmy autobusem, dziadek podchodził do człowieka i pytał: „Pan to chyba nie jest prawdziwym Polakiem?”. „Jestem”. „Niemożliwe – mówił dziadek – bo czytać po polsku pan nie potrafi”. „Potrafię!” – wkurzał się tamten. Wtedy dziadek triumfował: „A napisu: »nie palimy w autobusie« nie potrafił pan przeczytać!”.

Kiedy u dziadka mieszka Jola, mogą wymieniać porozumiew­awcze spojrzenia. Ale wkrótce Edmund decyduje, że Jolanta powinna skończyć liceum w Płocku, gdzie mieszka córka Edmunda. Jola wyjeżdża do ciotki.

Stefan: – Byłem pewien, że rozdzielan­ie rodzin, wychowywan­ie bez rodziców i rodzeństwa to element polskiej kultury.

 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland