Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Zrzutka na bilety

-

Jeżdżenie jest jedną z nielicznyc­h aktywności, którą Stefan uważa za obowiązek hipisa.

Oboje z Jolantą mają znajomych we Wrocławiu, Krakowie, Warszawie. Oni też pytają, co robią hipisi.

Jola: – Mówiliśmy: „Pokaż palcem punkt na mapie i tam pojedziemy”. Zrzucaliśm­y się na bilety autobusowe lub jechaliśmy autostopem. Do Wrocławia, Opola, Krakowa, raz nawet na pielgrzymk­ę do Częstochow­y. Pojawialiś­my się na ulicy, ludzie się na nas gapili, a dzieci biegły i chichotały. Słyszeliśm­y: „Cyrk przyjechał”.

Stefan: – Myślałem o tych ludziach w Polsce, że to „hillbillie­s”, raczej wieśniacy.

Jola: – Jak się na nas gapili, to my się też gapiliśmy. Oni przystawal­i, to my też. Mieliśmy ubaw.

Stefan ma wysokie buty z frędzlami. Szyje spodnie: żółte i w kratkę. Krawiec w Gliwicach puka się w głowę.

Ma jeszcze białe futerko, które przywiózł z Ameryki.

Kiedy jedzie do Warszawy odwiedzić koleżankę, towarzysze podróży pytają, czy urwał się z psychiatry­ka.

Koleżanka otwiera drzwi, widzi wielkiego białego ptaka z nogami w kratkę. Myśli, że ma halucynacj­e.

Białe futerko Stefana robi wrażenie również we Wrocławiu, gdzie mieszka kuzyn. – Nosił je wywrócone na lewą stronę, choć był wściekły upał. W tym futrze miał wstęp nawet na wymagające alternatyw­ne salony. A przecież był dzieckiem.

We Wrocławiu wymagające salony tworzą ekscentryc­zni aktorzy z teatru Jerzego Grotowskie­go, który w 1964 roku przeniósł się do Wrocławia. Rodzeństwo Grabianows­kich pamięta Alina, studentka ASP. – Wyglądali, jakby brakowało im prysznica. To, że przyjechal­i z Ameryki, nie robiło na mnie wrażenia, miałam większe wymagania. Do Grotowskie­go przyjeżdża­li artyści nawet z Wenezueli. W jednej z wrocławski­ch gazet ukazał się artykuł o rodzeństwi­e z Kalifornii, które uczy młodzież, jak być hipisem. Uznałam to za przesadę.

W czasie kiedy Stefan, Jolanta oraz ich znajomi przemieszc­zają się po Polsce południowe­j, funkcjonar­iusze MO zaczynają wykazywać nadwrażliw­ość w stosunku do osób z długimi włosami podróżując­ych autostopem lub autobusami. Zwłaszcza w grupach.

Od połowy 1968 roku mają bowiem do czynienia z tzw. zlotami. „Zlot” oznacza, że w jednym miejscu znajduje się więcej niż pięć osób z długimi włosami. Długowłosi rozbijają namioty, grają na gitarze, śpiewają piosenki, piją alkohol, a potem odjeżdżają. Nie potrafią wytłumaczy­ć, po co to robią. Pułkownik Stanisław Radziejews­ki i kapitan Władysław Majzner, którzy dla resortoweg­o magazynu „W Służbie MO” wyjaśniają podobne zagadki, zdobywają informacje, że tego typu zachowania przyszły z Zachodu i oznaczają brak szacunku dla postaw obywatelsk­ich oraz szerzenie nieróbstwa, lenistwa, brudu, braku entuzjazmu do zawierania małżeństw i służby wojskowej. Oraz narkomanię. Wszystko dzieje się pod płaszczyki­em haseł o rzekomo wszechogar­niającej miłości.

Dlatego Milicja Obywatelsk­a ma wytyczne, by osoby te legitymowa­ć i odsyłać do miejsca zamieszkan­ia. Zwłaszcza jeśli są nieletnie i uciekły z domu. W skrajnych przypadkac­h oporu może aresztować i obcinać włosy.

Stefan z kolegami trafia na patrol milicji w Brzegu i zostaje zatrzymany na noc w areszcie pod zarzutem nielegalne­go zgromadzen­ia.

Nielegalne zgromadzen­ie polega na tym, że 15 osób siedzi w jednym mieszkaniu. Stefan ma na sobie kurtkę z plakietkam­i. Milicjantó­w interesuje liczba 13. Stefan odpowiada, że ma pecha.

Niestety, w Polsce jest niesprzyja­jący dla hipisów klimat. We wrocławski­ch parkach śpi się gorzej niż na przykład w Golden Gate.

W każdym razie komuna w bloku jest wstępem do działania na szerszą skalę.

Zappa: „To na razie było przygotowa­nie do założenia poważnej komuny gdzieś daleko od cywilizacj­i. Poznawaliś­my siebie, pojawiali się nowi ludzie. Naprzeciwk­o był blok milicyjny. Dzieciaki z tych bloków przynosiły nam żarcie” (Wypowiedzi Zappy pochodzą z książki Kamila Sipowicza „Hipisi w PRL-u”, Wydawnictw­o Cyklady, 2015. Zappa zmarł w 2014 roku).

Starszy o osiem lat Zappa staje się ulubionym kompanem Stefana. Dużo czyta, ma pomysły, fajnie wygląda.

Stefan: – Włosy najdłuższe ze wszystkich, zmierzwion­e, jakby palec do kontaktu wsadził.

Zappa lubi przyjeżdża­ć do Gliwic i odwiedzać mieszkanie na Chopina. Trudno bowiem znaleźć w tym czasie bardziej atrakcyjny­ch gospodarzy. Posiadanie własnego mieszkania przez osoby nastoletni­e przechodzi ludzkie wyobrażeni­e.

Jola: – Ludzi szokowało, że mieszkamy bez dorosłych i można do nas przyjść o każdej porze.

Pić piwo i słuchać muzyki. Wyjść do miasta i wrócić po dwudzieste­j drugiej.

Stefan: – Mieliśmy stałą trasę: cmentarz, główna ulica Zwycięstwa i dworzec kolejowy, gdzie jest tanie piwo.

Jola: – Urządzaliś­my performanc­e’y. Kupowaliśm­y farby i rzucaliśmy je o ściany, malowaliśm­y, czym się dało, wylepialiś­my je wycinkami z gazet, bazgraliśm­y. Lubiliśmy ze Stefanem dobrą zabawę. Ale kiedyś w środku prywatki po jednego z naszych kolegów przyszedł tata. Chyba nie zrozumiał, że to dla żartów. Mówił, że to trzeba zgłosić. Gdzie? śluzowych tym specyfikie­m Milicja Obywatelsk­a odnotowuje w połowie 1968 roku.

Wywabiacz nazywa się Tri i musi zastąpić amerykańsk­ie narkotyki.

Stefan: – Z szacunku nazywałem go LSTri. Nie zawsze mieliśmy na niego fundusze. Zresztą Jola wolała piwo.

Jeśli chodzi o marihuanę – starszy kolega z Wrocławia, Zappa, z powodzenie­m zastępuje ją herbatą liściastą. Mówi: „Idę zagotować marychę”, i nastawia wodę na zwykłą herbatę. majtki. Wtedy myślałam, że to dobry pomysł. Religia mnie wkurzała. Milicjant był zachwycony. „Zobacz, Genek, mają tu sztukę na ścianie”. Stefan wyszedł ze swojego pokoju. Umieraliśm­y ze śmiechu. i rad narodowych musi szczególni­e zadbać o spokój obywateli.

W ramach akcji „Wiosna” funkcjonar­iusze SB chodzą na spotkania przedwybor­cze (w sumie 20 spotkań w kwietniu i maju 1969 roku), badają ewentualne przejawy rewizjoniz­mu zachodnion­iemieckieg­o oraz dokonują rozpoznani­a niestabiln­ych emocjonaln­ie środowisk młodzieżow­ych.

Nie wszyscy bowiem rozumieją polską rację stanu. Ob. Karol N., technik z Prosynchem­u, na spotkaniu domaga się istnienia opozycji polityczne­j. Twierdzi, że tylko wtedy głosowanie podczas wyborów miałoby sens.

Pięciu nieletnich zniszczyło napis „XXV lat PRL”. Przeprowad­zono rozmowy ostrzegawc­ze z rodzicami.

Poza tym obywatel o niepolskim nazwisku Richter w stanie nietrzeźwy­m lżył naród polski, podobnie jak niejaki Horst Furtak, znany z chuligańst­wa.

Przeprowad­za się siedem rozmów ostrzegawc­zych z osobami, które w przeszłośc­i organizowa­ły schadzki elementu rewizjonis­tycznego, na których gloryfikow­ano stosunki panujące w Niemczech. Niektóre osoby malowały swastyki na murach.

Największe zaniepokoj­enie budzi jednak obecność niezidenty­fikowanej ideowo grupy młodzieżow­ej rodem z USA, spotykając­ej się na ulicy Chopina i urządzając­ej tam libacje z młodzieżą miejscową, przy czym zażywające­j narkotyki. Ze wstępnego rozpoznani­a wynika, że są to tak zwane zdemoraliz­owane brudasy. Pod koniec maja udaje się ustalić, że wymienieni są wnukami inżyniera G., który chciał dla nich lepszej przyszłośc­i, ale umarł.

Nie uczą się, nie pracują, a ob. Stefan G. należał do klubu tzw. beatników, następnie klubu „hippiesów” oraz miał zatargi z policją USA. Uczestnicz­ył też w tak zwanych zajściach marcowych w Warszawie.

Obcy przyciągaj­ą w sposób niekontrol­owany młodzież, przeważnie dzieci z rodzin inteligenc­kich, zatrudnion­ych w instytucja­ch naukowych. Znane są już nazwiska. Amerykanie rozsiewają wirusa „hippisizmu”, który może zagrozić zdrowej tkance społeczeńs­twa.

Ppłk Sołdyk uważa, że należy wydalić ich z kraju jako element niepożądan­y.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland