Antologia cmentarna, czyli Prezydent czyta i zachwala
Prezydent Andrzej Duda, uwijając się w natłoku spraw krajowych i zagranicznych, wzmacniając naszą i tak niewzruszoną i niepodważalną pozycję na świecie, budując przeogromny gmach szacunku dla narodu polskiego, znalazł szczęśliwie także czas na ogłoszenie Antologii Niepodległości – listy lektur zalecanych do przeczytania i namysłu. Pretekst ku temu znakomity i niepowtarzalny, mianowicie stulecie polskiej niepodległości, które przez cały rok będziemy celebrować, ale celebra polegać ma także na osobistym, kameralnym kontakcie ze sztuką i literaturą, a jakiż może być lepszy przyczynek do namysłu nad istotą polskości niż oddanie się we władanie klasycznym dziełom literackim?
Lista prezydencka, zawierająca jakże symbolicznie 44 pozycje, literaturę polską sprowadza w zasadzie do roli cmentarnej, pogrzebowej, mszalnej i cierpiętniczej: mamy tu wachlarz od „Bogurodzicy”, przez Mickiewicza, Sienkiewicza, Orzeszkową, Kraszewskiego, po Rymkiewicza i Wencla, jeśli idzie o współczesność – pełna lista do wglądu na stronie Kancelarii Prezydenta. Tyle że nadzwyczaj często podane są tam jedynie wyimki dzieł bądź pojedyncze rozdziały, głowa państwa zatem zaleca czytać klasykę, ale wybiórczo, by zbytnio umysłu Polaka nie zaprzątać i nie sprawić przypadkiem, by jego refleksja nie w tę stronę poszła, co powinna.
Przygnieciony kamiennym ciężarem kruchty, przyduszony gęstymi wyziewami bohaterszczyzny, wstrząśnięty tym zestawem trumiennym i wzniosłym szybko zrobiłem swój zestaw zastępczy, trzymając się przy tym ścieżki wytyczonej przez Prezydenta, to znaczy, by mieć na uwadze piśmiennictwo klasyczne i literatury najnowszej prawie nie tykać – zadziwiające, jak bardzo tkwi w nas przekonanie, że o Polsce tylko dawni mistrzowie umieli pisać; im patetyczniej, nudniej i mozolniej, tym lepiej.
Niewątpliwie antologia prezydencka jest wynikiem głębokiego i długiego namysłu sztabu literaturoznawców, a jeśli tylko pojedynczego geniusza, to przecież też nie została spisana od ręki. A jeślibym miał uwierzyć, że sam prezydent dłonią wolną od wysyłania słodkich tweetów spisał ten zestaw, to nie w pośpiechu przecież to zrobił. Ja zaś przyznaję, że w niejakiej gorączce to czynię i przedstawiam to nie jako kanon, ale luźną propozycję, zachęcając przy tym czytelników do przysyłania własnych typów, lecz koniecznie o wydźwięku narodowym, niepodległościowym, tożsamościowym oraz ogólnie i szczególnie godnościowym.
Zatem Stefan Żeromski, ale nie „Przedwiośnie” jak u Prezydenta, lecz „Popioły”, tom trzeci, rozdział „Siempre eroica” – polscy żołnierze z Legii Nadwiślańskiej w trakcie napoleońskiego oblężenia Saragossy mordują księży, gwałcą zakonnice, a zabijane kobiety wyrzucają przez balkon na ulicę. Niestety, za mało tu miejsca na cytaty, proszę sięgnąć, Żeromski dał wspaniały obraz przemocy, heroizmu i koszmaru wojny.
Biskup Ignacy Krasicki, „Monachomachia”: „W mieście, którego nazwiska nie powiem/ Nic to albowiem do rzeczy nie przyda (…)/ Były trzy karczmy, bram cztery ułomki/ Klasztorów dziewięć i gdzieniegdzie domki”. Każde dziecko zna ten cytat, ale warto wrócić do całości. Biskup Krasicki (jakiś hierarcha katolicki musi być na liście!) piętnował głupotę, pijaństwo, chciwość i lenistwo kleru, osobliwie zakonników, bo to rzecz o wojnie karmelitów i dominikanów, ale bylibyśmy okrutnie niesprawiedliwi, gdybyśmy tylko na te dwa biedne zgromadzenia zakonne wszystkie winy zwalali, tyle że wówczas jeszcze w Polsce kilku kluczowych i wpływowych dziś zakonów nie było.
Bolesław Prus, „Zemsta”. Opowiadanie fantastyczne, ściślej utopia, rzecz dzieje się w przyszłości. Warto przeczytać całe, ale może być i fragment pokazujący rok 2008, na kiedy Prus przewidywał obchody stulecia niepodległości, niewiele się myląc: „Więc przede wszystkim pomyśleli Polacy, że nie ma co nazywać się przedmurzem chrześcijaństwa, nie ma co wspominać zwycięstwa pod Grunwaldem, odsieczy wiedeńskiej, wąwozów Somosierra, miniona bowiem sława tyle jest warta, ile chleb zjedzony w roku zeszłym. Następnie Polacy oduczyli się wykrzykiwać na cały głos, co to oni mają zamiar zrobić i co to oni kiedyś zrobią – przekonali się bowiem, że to nikogo nie trwoży, ich samych zaś ośmiesza i przynosi szkody realne”. Zrozumiawszy te oczywistości, Polacy wzięli się do pracy dla dobra całej ludzkości i rozwijali się duchowo, moralnie, by rozwijać cywilizację i naukę. Opowiadanie powstało w 1908 roku, podaję dla porządku.
Sławomir Mrożek, „Moniza Clavier”. Opowiadanie o polskim turyście w Wenecji zabierającym ze sobą zapas kabanosów, jako że jest ubogim Polakiem i musi się żywić prowiantem przywiezionym z ojczyzny. Zaproszony na eleganckie przyjęcie upija się tam i „pożądając czynu desperackiego”, prezentuje wnętrze jamy gębowej, wypowiadając legendarne zdania: „O tu! – krzyknąłem, szeroko otwierając jamę ustną i wskazując palcem na zęby trzonowe. – O tu, wybili, panie, za wolność wybili! Nastąpiło zamieszanie. Ucichli, patrzyli na mnie, nie mogąc zrozumieć, o co mi chodzi. A przecież chciałem tylko uprzytomnić im cierpienia mojego narodu. To, że najwidoczniej nie doceniali martyrologii, bardzo mnie rozgniewało”. Dramat bohatera wzmacnia też to, że biorą go za Rosjanina.
Maria Janion, „Niesamowita słowiańszczyzna”. Przeczytać najlepiej całość, a przynajmniej część drugą składającą się z rozdziałów „Polska w Europie”, „Ruskie i polskie”, „Polonia powielona”, „Rozstać się z Polską?”. Przypisy, w istocie masywne i drobiazgowe, można odpuścić – sam tekst główny obowiązkowy. W brutalnym skrócie: to rzecz o splocie pogaństwa, katolicyzmu i faszyzmu.
Zuzanna Ginczanka, wiersz „Non omnis moriar”. Ginczanka to polska poetka żydowska, rozstrzelana przez Niemców w Krakowie, ofiara polskich donosicieli. Cytuję początek wiersza: „Non omnis moriar moje dumne włości/ Łąki moich obrusów, twierdze szaf niezłomnych/ Prześcieradła rozległe, drogocenna pościel/ I suknie, jasne suknie zostaną po mnie./ Nie zostawiłam tutaj żadnego dziedzica,/ Niech więc rzeczy żydowskie twoja dłoń wyszpera,/ Chominowo, lwowianko, dzielna żono szpicla,/ Donosicielko chyża, matko folksdojczera./ Tobie, twoim niech służą, bo po cóż by obcym”.
Jako że antologia taka ma służyć także sprawie edukacji młodzieży, która szczególnie nam na sercu leży, dodajemy do tego pobieżnego przeglądu fragment jak najbardziej współczesnej i młodzieżowej powieści niebywale popularnego wśród nastolatków Rafała Kosika. Oto fragment „Świata Zero” z serii „Felix, Net i Nika”: „Zaangażował się w politykę samorządową i dziś napadł go zaszczyt przecinania wstęgi na nowym rondzie. Koniecznie chcieli je nazwać martyrologicznie, a wszystkie tragedie narodowe są już przecież od dawna zajęte. Radni już prawie przegłosowali wstrzymanie oddania ronda do czasu, aż się wydarzy jakaś kolejna tragedia warta upamiętnienia. Mieli nawet dyżurować całą dobę i analizować serwisy informacyjne, żeby od razu zająć nazwę przed innymi i otworzyć rondo w trybie ekspresowym. Tata ich przekonał, że tragedia może się nie wydarzyć do końca ich kadencji, a wtedy rondo otworzą ich następcy”. Ponieważ wciąż żadna tragedia nie następowała, rondo wreszcie nazwano rondem Ofiar Pneumokoków i hucznie otwarto.
Dobrej, wzniosłej i godnościowej lektury życzę.
Polacy oduczyli się wykrzykiwać na cały głos, co to oni mają zamiar zrobić i co to oni kiedyś zrobią – przekonali się bowiem, że to nikogo nie trwoży, ich samych zaś ośmiesza i przynosi szkody realne