Koleją późno i pusto
obrze mi się trafiło – mówi Kasia. – Akurat przyjechałam do miasta, zamieszkałam z chłopakiem. Szukałam pracy, a tu ten remont. Przyjęli mnie od razu.
Był koniec 2011 roku, Polska w szale przygotowań do piłkarskich mistrzostw Europy. Kasia ze świeżym dyplomem z konserwacji zabytków nie spodziewała się, że dostanie od ręki pracę w Przemyślu. A już na pewno nie w zawodzie. A tu z pocałowaniem ręki została zatrudniona przez firmę remontującą przemyski dworzec. Jeden z najpiękniejszych tego typu obiektów w Polsce przechodził właśnie spektakularną przemianę. Sztukaterie, posadzki, malowidła na ścianach... Robota ciężka, presja czasu duża, dlatego płacili dobrze. Tak dobrze, że trochę było jej wstyd się przyznać przed znajomymi, ile zarabia.
Z Kasią rozmawiałem trzy lata po zakończeniu mistrzostw, gdy zawitałem do Przemyśla w związku z pracą nad „Miastem Archipelagiem”, książką poświęconą mniejszym polskim miastom. Po rozmowie poszliśmy na ten dworzec, żeby obejrzeć dzieło. Życzliwy ochroniarz otworzył nam wszystkie sale. Były idealnie odrestaurowane i równie puste. Echo naszych słów niosło się wysoko pod ozdobne sufity.
– Trochę szkoda, że nic się tu nie dzieje – powiedziałem. Kasia się uśmiechnęła, a ochroniarz machnął ręką.
– A, daj pan spokój, idioci.
Trzy lata później, niemal upalny, choć bardzo październikowy dzień. Próbuję się dostać z Rzeszowa do Przemyśla, ale to niełatwe, bo wszystkie pociągi, które podpowiada rozkład, są skandalicznie opóźnione. W końcu wysiadam na tym wyremontowanym przemyskim dworcu i pędzę do miasta. Kilka razy muszę przepraszać za spóźnienie.
Wracam po kilku godzinach, by się dowiedzieć, że mój pociąg do Krakowa jest opóźniony o pół godziny i w sumie to nie wiadomo, kiedy przyjedzie. To dziwi, tym bardziej że swoją trasę zaczyna tu, w Przemyślu. Ale do tych zdziwień zdążyłem przywyknąć. Mam czas, mogę się rozejrzeć. Spodziewam się, że na tak wielkim dworcu będę miał gdzie wypić kawę i zjeść przed podróżą. No nie mam. Jest tylko stojący w smutnym kącie przy informacji turystycznej automat oferujący chemiczne popłuczyny i sieciowy kiosk, w którym mogę zjeść zmęczonego hot doga. Setki metrów kwadratowych przestrzeni odrestaurowanych przez Kasię, przez firmę za niemałe pieniądze stoją puste i nietknięte. Zupełnie jak w 2012 roku, gdy zostały z pompą oddane do użytku.
Już przywykłem, że kolejarze niespecjalnie nadają się w tym kraju do organizowania podróży koleją. Nie lepiej z administrowaniem nieruchomościami.
To do czego się nadają?