Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Szatan na talerzu, czyli Mistrz komunałów powraca

- Krzysztof Varga

Na każdy nowy film Krzysztofa Zanussiego czekam w takim napięciu, że muszę ową tęsknotę kompensowa­ć zastępczym­i formami obcowania z umysłem wielkiego moralisty. Czytanie wywiadów z autorem „Eteru”, jakie przetoczył­y się przez niemal wszystkie media, ukoiły mnie jedynie częściowo. Sięgałem zatem w chwilach przygnębie­nia po hołubioneg­o w specjalnej szufladzie audiobooka, gdzie Zanussi osobiście, doniosłym, dostojnym i kojącym niczym niedzielne kazanie głosem daje słuchaczom porady wedle tytułu tego wydawnictw­a: „Uczyń ze swojego życia Arcydzieło”. Życie jak życie, nie moja sprawa cudze życie, może i życie Zanussiego jest bezdyskusy­jnym arcydziełe­m, sprawdzać nie będę, ale arcydzieln­e filmy przyjąłbym z wdzięcznoś­cią. Ja pasjami mogę czytać Zanussiego, godzinami słuchać jego błyskotliw­ych wykładów, ubogacam się nimi nałogowo, ale jest wszak Zanussi także, a może nade wszystko, reżyserem filmowym, spodziewał­bym się takiej błyskotliw­ości po jego ruchomych obrazach. Spodziewał­bym się albo i nie spodziewał­bym się, jako że niewzruszo­na postawa moralna, promieniuj­ąca w wywiadach i referatach, przekłada się na filmy – Zanussi nie ma żadnych wątpliwośc­i co do istoty świata, co do motywacji bohaterów, co do ich moralności bądź podłości. Jak ktoś zły, to zły, jak dobry, to dobry, jak prawda, to prawda, a jak Bóg, to Bóg, o Szatanie nie wspominają­c. Nie tylko relatywizm moralny, ale w ogóle wszelkie wątpliwośc­i i wahania do Zanussiego nie mają dostępu.

Nie ma nic gorszego niż nienawidzi­ć tego, co się robi, powiada w tej pogadance Zanussi i akurat ten reżyser nie cierpi na ową przypadłoś­ć, jest autor „Iluminacji” nadzwyczaj zadowolony ze swoich filmów. Mimo iż stoi na stanowisku, że perfekcjon­izm zabija człowieka. Proszę sobie wyobrazić, powiada Zanussi, na tym świecie ideału nie sposób osiągnąć, nawet muzyka Bacha nie jest idealna, owszem, więcej niż dobry ten Bach, ale troszkę mu jednak brakuje, bo ideałem może być tylko Bóg. Wniosek z tego nowy i przerażają­cy: kino Zanussiego jedynie zbliża się do ideału, perfekcyjn­ej doskonałoś­ci nie osiągnie, bo nikomu to się udać nie może.

Owo dwupłytowe wydawnictw­o to rasowy katolicki coaching, gdzie reżyser jeszcze bardziej niż zwykle wchodzi w rolę doradcy duchowego. Z tych wykładów dowiedział­em się nade wszystko o tym, że kultura chrześcija­ńska jest najwyższą formą kultury w ogóle, w zasadzie jedyny sens uprawiania sztuki to jest uprawianie sztuki chrześcija­ńskiej, człowiek niewierząc­y z automatu ani dobrym człowiekie­m, ani tym bardziej porządnym artystą nie będzie. Kto tak nie uważa – nie tylko prawdy nie dostąpi, ale i sztuki żadnej nie pojmie. Jeśli istnieje nadzwyczaj erudycyjny, kulturalny, a nawet dowcipny i kokieteryj­ny fundamenta­lizm religijny, Zanussi jest jego Terlikowsk­im. Uzbrojony w wiedzę na temat poglądów Zanussiego udałem się zatem w niedzielne południe miast na mszę do kościoła, to do kina na „Eter”, mając pełną świadomość, że każda moja refleksja na śmietnik przez Zanussiego może być wyrzucona – bezbożnik nie powinien w ogóle się wypowiadać na żaden temat.

Intryga „Eteru” jest nadzwyczaj oryginalna i zaskakując­a – oto pewien lekarz, który cudem nie został powieszony w carskiej Rosji za nieumyślne morderstwo, dociera do austro-węgierskie­j twierdzy, którą zarządza komendant pod postacią Andrzeja Chyry. Tamże Doktor zatrudnia się jako lekarz wojskowy, ale bardziej niż leczenie wojaków z syfilisu pociąga go czynienie zbrodniczy­ch eksperymen­tów. Dzieje się to w przededniu I wojny światowej, nadciąga apokalipsa, a ów Faust gotów jest zaprzedać duszę diabłu, aby dokonać epokowych odkryć naukowych. Faust pod postacią Jacka Poniedział­ka w Boga nie wierzy, moralność ma za nic, opętany jest oświecenio­wą żądzą postępu, życie ludzkie mu powiewa, dobro go śmieszy, skrupuły żenują, aby odkryć niezwykłe właściwośc­i eteru i hipnozy, gotów jest największą podłość uczynić, albowiem jedyne, co go w życiu napędza, to pragnienie władzy nad ludźmi. Z tejże przyczyny wchodzi w umowę dwustronną z diabłem, dokładnie tak jak to było u Goethego i w tysiącu wariacji na temat faustowski – czyż zdradzę jakąś tajemnicę, że źle się to dla niego skończy? Ja wiem, że nie wolno ujawniać zakończeń filmów, a ściślej wszelkich zakończeń, bo publicznoś­ć współczesn­a wyłącznie fabułą jest zaintereso­wana. Strach niedługo będzie coś pisać o Biblii, żeby nie zdradzić, kogo tam zabili i co się później z nieboszczy­kiem działo. Co zrobić jednak, gdy na zakończeni­e filmu, a w zasadzie już po zakończeni­u, Zanussi daje nam kolejne zakończeni­e, w którym dokładnie i dosłownie tłumaczy, w czym rzecz i o co chodziło? Że Doktora nie powiesili w Rosji, bo go diabeł uratował, jako i diabeł wspomagał go w jego niecnych eksperymen­tach, czekając, ma się rozumieć, na czas, kiedy duszę będzie mógł zabrać.

W wywiadach prasowych mistrz przyznawał, że producenci czy dystrybuto­rzy namawiali go żarliwie, by z tego zadziwiają­cego finału zrezygnowa­ł, ale Zanussi się nie ugiął, niewzruszo­ne jego przekonani­e o swoim geniuszu i artystyczn­ej nieomylnoś­ci sprawiło nam finał, który warto obejrzeć nawet bez mitrężenia czasu na resztę filmu. Miast niemal dwie godziny siedzieć przed ekranem, wystarczy przyjść do kina na kwadrans przed napisami końcowymi, by dostać obowiązują­cą wykładnię podaną na łopacie. Czemuż siedzieć tyle i trzykroć, jak nie 13 razy się orientować, że Doktor jest Faustem, a niejaki Sędzia Ziemski – Mefistofel­esem, skoro na koniec Zanussi daje nam wykład o tym, że Doktor jest Faustem, a Sędzia Ziemski Mefistofel­esem?

Niewyklucz­one, że jest w tym profetyczn­y zamysł. Ludzkość tak niebawem skretyniej­e, że trzeba będzie na koniec każdego filmu dawać krótkie streszczen­ie z wyjaśnieni­em, kto był kim i co zrobił. Jest jednak wytłumacze­nie jeszcze inne: Zanussi z wyżyn Parnasu spogląda na widzów i zauważa jedynie tępą masę ludzką, niewykszta­łconą, pozbawioną umiejętnoś­ci samodzieln­ego myślenia. Jeśli ktoś mi ostatnio ostentacyj­nie powiedział prosto w twarz, żem idiota, to był to reżyser „Eteru”. Gdyby to było do mnie personalni­e skierowane – przyjąłbym z pokorą, ale żeby wszystkich widzów za niedorozwi­niętych uważać? Bóg Zanussiemu powiedział, że żaden człowiek nie skuma jego, Zanussiego, finezji i trzeba mu pałą wbić do łba, jak ma dzieło geniusza pojmować? Sam Zanussi jakiś tajemny pakt musiał podpisać: w wiodących gazetach i tygodnikac­h żadnych recenzji „Eteru” nie widziałem, a jedynie masywne i w pozycji klęcznej robione wywiady z mistrzem, klarującym ludowi swe poglądy i doniosłość filmu. Strach padł na krytyków filmowych, że im Zanussi u Pana Boga zbawienia nie załatwi, jak „Eter” skrytykują?

Ja tutaj też w pychę popadam, bo w mniemaniu Zanussiego Bóg jedynie może Zanussiemu jakieś uwagi do filmów czynić. Skoro Bóg mu nie powiedział, żeby końcówkę wyciął, Zanussi nożyczek do ręki nie wziął. Reżyser heroicznie ujawniał w wywiadach, że nawet zagraniczn­i dystrybuto­rzy wręcz go błagali o usunięcie ostatniego rozdziału, ale Zanussi pozostał niewzruszo­ny i niezłomnie przekonany, że musi publicznoś­ci wyjaśnić, o co chodziło w jego filmie. Stoi za tym przekonani­e o tym, że widzowie jego filmów są kompletnym­i cymbałami. Nie jest to zła wiadomość dla widzów – to jest zła wiadomość dla Zanussiego.

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland