Posłańcy Pana B.
am kłopot z tym, że ludzie klęczą, gdy się modlą.
Nabrałem odwagi i wyznałem to publicznie. Klęczących szanuję, ale nie mogę na nich patrzeć, bo mi się od tego robi gorąco. Kiedy ktoś mnie pyta, czy wierzę w Boga, mówię: wierzę w siebie! Także we własną małość i niedoskonałość. Życie jest bardzo trudnym zadaniem, jednak modlitwa na kolanach to dla mnie akt niepanowania nad nim. Jest mi przykro, że w XXI wieku człowiek wciąż oddaje swoją wolę, wolność i godność komuś, co do kogo nie można mieć pewności, że istnieje. Przepraszam wierzących, ale tak to czuję.
Powiedziałem to (mniej więcej) w dwóch wywiadach prasowych. Komentarzy internetowych na ten temat przezornie nie przeczytałem. Niemniej hejt, jeśli uprze się do nas dotrzeć, to dotrze.
Bardzo religijny – jak wynika z jego konta na Facebooku – wychowawca młodzieży, szef klubu piłkarskiego dla dzieci spod Warszawy, przysłał mi wiadomość zaczynającą się od słów: „Słyszałem pedale p…, cwelu w d… j…, że ci k… frajerska przeszkadzają modlący się ludzie”. Potem pan wychowawca pisze – używając wulgarnych wyrazów oznaczających narządy płciowe – wszystko, co sobie wyobraża na temat mojej mamy i taty. Oznajmia, na kogo z mojej rodziny sika, i kończy: „Tak mi dopomóż Bóg”.
(Opublikowałem list wychowawcy na Facebooku i zaraz rodzice młodych piłkarzy potwierdzili, że pan trener wobec ich dzieci też jest szybki w słowach, a posłanka Nowoczesnej napisała mi, że za groźby, które jej przysłał, pozwała go do sądu).
Przyznam, trochę się zmartwiłem, że ze świata chrześcijan dotarł do mnie tylko taki posłaniec.
Aż nagle dostałem list – zaklejony w kopercie, pisany piórem i eleganckim charakterem pisma przez pana Mirosława ze wsi Piasecznik koło Choszczna. Stwierdza, że swoje życie oddał Chrystusowi, dlatego ogarnął go smutek, że jestem niewierzący. A jednocześnie wprawił go w zdumienie osąd dotyczący ludzi modlących się na kolanach. „Pana odczucie jest cenne, a osąd bardzo celny” – pisze.
I wyjaśnia: „Jako człowiek religijny właśnie tak, na kolanach, stawiam się przed moim Panem i Bogiem.
Potrzebuję Chrystusa, gdyż jest on moim Zbawcą. Zbyt cenię sobie wolność, by ją oddać na pastwę mych pragnień i pożądań. Kiedyś próbowałem żyć samodzielnie i upajać się wolnością. Skończyło się to frustracją i grzęźnięciem w bagnie grzechu, co trzymał mnie jak niewolnika na postronku. A moja – jak Pan to ujął delikatnie – »małość i niedoskonałość« oddana jest Jemu. Dlatego klękam przed moim Panem, gdy tylko nadarza się taka sposobność.
Czekam ostatecznego wyzwolenia z tego świata, czekam śmierci jako powrotu do Ojca. Tęsknię za przejściem tam, choć tu muszę jeszcze służyć żonie, synom, wnukowi…
Ma Pan rację, życie jest bardzo trudnym zadaniem, mnie ono przerasta w tym znaczeniu, że bez Boga natychmiast staję się niewolnikiem świata i grzechu. Z Chrystusem nie boję się niczego i choć doświadczam przykrości życia i ataków szatana, wiem, komu zaufałem.
Proszę jeszcze przypatrywać się modlącym, proszę obserwować klęczących, niech robi się Panu coraz goręcej. Niech ten upał rozpali – dzięki Bożej łasce – pragnienie poznania Dobra prawdziwego. Modlę się o to za Pana codziennie, od dnia, gdy przeczytałem wspomniany na początku tekst. Piszę ten list, gdyż zależy mi na Panu, na Pana szczęściu i życiu nie tylko na tym świecie”.
Jak Państwo myślą, po co zamieszczam tu fragmenty listu pana Mirosława? Ja, bezbożnik i miłośnik ironii, którą powinienem tutaj szermować jak błyszczącą szablą.
Żeby mu tą drogą powiedzieć: „Dziękuję”.