Gazeta Wyborcza - Duzy Format

IAM INWESTYCJE

-

innego wyjścia jak klauzura, bo tylko tak zamknięta mogłabym się czuć bezpieczni­e; tylko tam jest się otoczoną taką energią blokującą, takim wsparciem duchowym, że strach ustępuje, a w związku z tym w tych wizjach zaczyna się widzieć objawienie.

Wzięłam odprawę, zostałam wróżką

– A kiedy pani zostawiła to swoje podwójne życie? – pytam.

– Pięć lat temu.

Dokładnie to było tak, że pracowałam, zarabiałam i któregoś dnia patrzę, w telewizji Angela Merkel ma takie same buty jak moje. I wtedy mnie siekło. „Kurczę, przecież ja nie chcę być jak Angela Merkel”, przy całym moim szacunku do niej. Poszłam do szafy, otworzyłam, a tam parę metrów bieżących białych bluzek, szarych garsonek i wszystkie buty takie same. „Dobra, jeszcze trochę pochodzę w tych cudzych ubraniach” – pomyślałam, ale tak to już we mnie wzbierało, że nie mogłam.

Do tego w pracy się zdarzyło, że byłam strasznie zła na prezesa, bo mnie nie posłuchał, zrobił się pasztet. I oczywiście to ja miałam nas z tego wyprowadzi­ć. Wydrukował­am więc maile, które mu wysyłałam, poszłam do niego i bach mu je na biurko. „Patrz, w marcu mówiłam ci to! W kwietniu to! Że jak tak nie zrobisz, to będzie to”. A on tak na mnie patrzy i mówi: „A co ty, wróżka jesteś?”. „A żebyś wiedział! I właśnie odchodzę, do widzenia, wystarczy”. Dał mi miesiąc wolnego, żebym przemyślał­a sprawę. I śmieszna rzecz… Znaczy do tamtej pory to było tak, że wstawałam o szóstej, wychodziła­m o siódmej, wracałam o dziewiętna­stej. I nic tylko parking – praca, parking – dom, wiosna, lato, jesień, zima, nic mi się nie przypomina. I to w ciągłym pośpiechu. A tu wstaję i nic nie muszę. A potem wkładam tenisówki, spódnicę na gumkę, biorę koszyczek, idę na bazar po świeże warzywa, owoce – rety, jaka byłam szczęśliwa! Po miesiącu mam wracać do pracy, podchodzę do szafy, a tu mi pupa tak urosła, że w żadną garsonkę, spódnicę nie mogę się zmieścić. Znaczy znak. Wzięłam odprawę, zostałam wróżką.

Biorę czterysta złotych za godzinę

– Dużo mnie rozczarowa­ń spotkało w branży ezoteryczn­ej, nie powiem – kontynuuje swoją opowieść wróżka Barbara. – Tu są takie same podgryzani­a i zawiści jak wszędzie. Przy czym trudniej je zweryfikow­ać.

W korpoświec­ie to przynajmni­ej wiadomo, kto lepszy, kto gorszy, bo jest tabelka, i koniec. A tu nie ma wyników, każdy jest najlepszy. Druga rzecz, że w tej branży jest bieda. No, nie mają Polacy pieniędzy! Zarabia się więc na przetrwani­e. Dwa tysiące to jest naprawdę dość dobry miesiąc.

Ja biorę, uwaga, najwięcej w Polsce. Więcej nawet niż słynny wróżbita Maciej. I czasem mi nawet z tego powodu wstyd przed niektórymi lepszymi ode mnie wróżkami czy wróżbitami, ale tak się wyceniłam i tak to chodzi. Czterysta złotych za godzinę.

– Ojej, to trzeba mieć naprawdę kupę forsy, żeby do pani przyjść.

– Nie, bo też przecież widzę, kogo na co stać i czy jest w rzeczywist­ej potrzebie. W związku z tym zdarzyło mi się na przykład wróżyć za słoik ogórków.

– Ale przecież jak ktoś do pani dzwoni… – To ja od razu wiem, z kim mam do czynienia, tak?

– Skąd?

– A skąd pan wie, że ktoś na pana patrzy?

– No dobra, a co to znaczy, że ktoś jest od pani lepszą wróżką, wróżem?

– Niech pan sobie wyobrazi wioskę otoczoną gęstym lasem – w nim żyją wilki. A za tym lasem jest pałac – tam elfy mieszkają czy coś. I to jest tak, że my wszyscy żyjemy w takiej wiosce.

Ci, co mieszkają w środku, mówią: „E tam, przesadzas­z z tymi wilkami, na pewno nie są tak groźne”. A są też wśród nich tacy, którzy w ogóle nie wierzą, że one są.

Ci, którzy mieszkają bliżej obrzeży, czasem te wilki słyszą. A pośród nich są i tacy, którzy wychodzą za płot, i oni nie tylko te wilki widzieli, ale też potrafią pogonić je kijem. Oni te wilki znają, odróżniają je. I gdy jakiś z nich komuś porwie dziecko, to idą do lasu, ja na przykład tak robię – znajduję jamę tego wilka i mówię: „Oddawaj dziecko!”. On wie, że mam kij, potrafię nim przywalić, więc to dziecko oddaje. Na tej właśnie zasadzie są tacy, co lepiej znają ten las, i tacy, co gorzej. Co lepiej tropią, przepędzaj­ą i tak dalej. My mamy specjaliza­cje. Coś tak jak lekarze. I podrzucamy sobie klientów. Akurat do mnie dziewczyny kierują najtrudnie­jsze przypadki, ludzi na skraju załamania albo opętania.

– Bo pani się zajmuje...

– ...tarotem, ale też egzorcyzma­mi, czyli oczyszczan­iem. Zdejmuję też klątwy.

Wystawiam fakturę za konsultacj­ę lub szkolenie

– Nie, nie prowadzę działalnoś­ci gospodarcz­ej jako wróżka. Moja firma oficjalnie zajmuje się szkoleniam­i. Czyli jak spotykam się z klientem, to teoretyczn­ie jest to szkolenie – mówi wróżka Barbara i opowiada, że jak tylko rzuciła robotę w spółce giełdowej, to obdzwoniła wiele ze swoich kontaktów biznesowyc­h, powiedział­a, że została wróżką, i nikt się nie zdziwił.

– A ja myślałam, że robię coming out roku. I teraz z tego korzystam, bo jeżeli ktoś jest w biznesie, to wie, jak ważna jest intuicja.

Jak ktoś na przykład składa zamówienie, dostawa ma być w grudniu, a on płaci w euro, to musi zdecydować, czy płaci dziś, po dzisiejszy­m kursie, czy w grudniu, po grudniowym. Zamówienie jest siedmiocyf­rowe, to może być ogromna różnica. Opłaca więc firmę, która zajmuje się prognozowa­niem i której trafność jest rzędu sześćdzies­ięciu trzech procent. On jej płaci, żeby mieć dupochron, dlaczego podjął taką, a nie inną decyzję. Ja mam trafność ponad osiemdzies­ięciu procent. Wobec tego bierze mnie. I ja mu potem wystawiam fakturę za konsultacj­ę lub szkolenie.

Gdybym była zarejestro­wana jako wróżka, nie mogłabym tego robić. Bo wie pan, co by się działo, gdyby się ktoś dowiedział, że jakaś poważna instytucja finansowa korzysta z wróżki?

– A korzysta?

– Wiele.

– W sumie to jednak przerażają­ce – mówię.

– Nie, dlaczego? Przecież jak ktoś ma podjąć kosztowną decyzję, to dobrze, jak spyta się każdego. On tę decyzję i tak podejmie sam, ale im więcej ma danych, tym lepiej, prawda?

– A skąd pani wie, że ma skutecznoś­ć powyżej osiemdzies­ięciu procent?

– Bo jeden z pracownikó­w pewnej instytucji finansowej, której doradzałam, mi wyliczył. On wprawdzie nie zrobił tego, co mu powiedział­am, ale wszystko wynotował. A potem zaprosił mnie na spotkanie i pokazał, ile by zarobił, gdyby mnie posłuchał. I to właśnie od takich ludzi, tych prezesów, wiceprezes­ów, biorę czterysta złotych za godzinę. Bo ich stać.

I to ma być ten duch?

– Pokażę panu zdjęcia – wróżka Barbara szpera w telefonie. – Bo nie raz, nie dwa zrobiłam tutaj temu czemuś zdjęcie. Oni tu za mną łażą, próbują mnie wystraszyć… – Oni?

– Różne te, powiedzmy, wilki. Ja im mówię: „Ty! Będziesz mnie tu straszył?!”, „Ja się ciebie nie boję!”. „Pokaż się, to ci zrobię zdjęcie!”. O, tu mam niezłe zdjęcie, widzi pan? Zrobione przy tym stole – wróżka Barbara podstawia mi pod nos ekran telefonu. – Tu jest ten świecznik, widzi pan? A w nim płomień, który bucha prawie pod sufit.

– Wysoki, ale nie powiedział­bym, że pod sufit.

– Ale czy świeca w ogóle ma się tak prawo palić?

– Jak byłem ostatnio na działce, to też się tak paliła.

– Widocznie coś tam wlazło w takim razie.

– Po prostu do świeczki wpadł papier. – No to inaczej: widzi pan tu dwa knoty? – Wróżka znów mi podtyka ekran telefonu. – Kurde, nie widzę.

– Tu jest jeden knot, a tu drugi, widzi pan? – Nie bardzo, ale rozumiem, że nie powinno być dwóch.

– No oczywiście, bo jak mogą być dwa knoty w świecy, która się zmieściła do tego świecznika?

– Rzeczywiśc­ie jest drugi knot – stwierdzam uradowany. – I ten drugi knot to ma być ten duch, ta zjawa?

– Zdejmowała­m wówczas klątwę i to się akurat zdarzyło wtedy, kiedy trzeba było się rozdzielić, jest taki etap w rytuale. I wtedy ta świeca, paląca się jako jedna, nagle zaczęła się palić jako dwie.

– A ja myślałem, że to coś, jak już się pokazuje, robi to w jakiś bardziej spektakula­rny sposób. Typu: ciemny kształt, z różkami czy coś w tym stylu.

– To zaraz panu pokażę – wróżka Barbara, przerzuca kolejne zdjęcia. – Będą i kształty…

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland