Codziennie i na zawsze
Kolega z pracy, gdy odwoziłam go samochodem, wręczył mi kopertę. „Proszę się nie martwić, tam nie ma pieniędzy”. Ostatnio dał mi jakieś rozważanie o biblijnej Marcie, więc spodziewałam się czegoś podobnego. Gdy dojeżdżaliśmy na miejsce, znowu zaczął o tej kopercie, więc wyczułam, że coś z nią nie tak. Gdy go przycisnęłam, wyznał, że zamówił w mojej intencji msze wieczyste. Wieczyste, pieczyste, nieczyste. Brzmiało złowieszczo. Na nic tłumaczenia, że nie wierzę w te obrzędy. Na nic prośby, by zmienił to zamówienie na kogoś innego, choćby na koleżankę z pracy, która wylądowała na bezrobociu. W domu otworzyłam kopertę, a z niej wyleciały różne święte obrazki i oferty księży werbistów. I ten kartonik: „Codziennie odprawiamy 7 Mszy Świętych w intencji – moje imię i nazwisko – prosząc o obfitość łask Bożych, dary Ducha Świętego, łaskę zdrowia i opiekę Matki Najświętszej. Osoba ma w nich udział od 27.02.2019 r.”.
Od MIESIĄCA takie rzeczy się dzieją, a ja o tym nic nie wiedziałam!
Kiedyś na Pana Instagramie ktoś napisał, że modlitwa w intencji kogoś, kto sobie tego nie życzy, to przemoc duchowa. I tego wtedy nie rozumiałam. A teraz się dziwnie poczułam. Próbowałam myśleć, że człowiek chciał dobrze, że to taki prezent od serca, ale jednak przekonanie, że to jakaś forma przemocy, wzięło górę. Przecież moje nazwisko zostało przekazane księżom i wpisane do wieczystej księgi. Wieczyste znaczy „codziennie i na zawsze”, a konkretnie – tak długo, jak ten zakon będzie istniał. Co, jeśli będą istnieć jeszcze 200 lat? Mnie już nie będzie, a wciąż będą się za mnie modlić? Tak, i wtedy to zmarłemu „przybliża tak gorąco oczekiwany dzień oglądania Boga w niebie”. Zadzwoniłam do nich. Nie mogę się z tego „wypisać” ani przekazać tego „błogosławieństwa” na kogoś innego, może to zrobić tylko osoba, która mnie tym uszczęśliwiła. Codziennie siedmiu zakonników się modli.
Z tym pobożnym człowiekiem jesteśmy na „pan”, „pani”, widzę go co najwyżej dwa razy w tygodniu przez kilka minut, raz na kilka tygodni odwożę go do domu, bo blisko mnie mieszka. I on dobrze wie, że nie jestem katoliczką. Podpadam pod kategorię „C” w modlitwach wieczystych – „Niepojednanych z Bogiem i Kościołem”. Ja – bardziej z Kościołem. „Z chwilą wpisania do Księgi Intencji Mszy Świętych Wieczystych spływa na nas ogrom łask, które uświęcają i uszlachetniają naszą naturę. Zło, które w nas drzemie, znika, a dobro wypływa…”. Może powinnam to potraktować jak swojego rodzaju polisę ubezpieczeniową?
Nadal nie pojmuję, co oni tak naprawdę robią. Bo opłata 25 złotych wydaje się rażąco niska, jeśli to „codziennie i zawsze”, cóż można za to oczekiwać? Przez 10 lat to byłoby 25 550 mszy, czyli koszt jednej to 0,0009 zł, a wiadomo, cenniki w parafiach są zwykle wyższe.
Gdyby ten kolega sam z serca pomodlił się za mnie, nie miałabym mu tego za złe, ale że zlecił to osobom, które nic o mnie nie wiedzą, jestem dla nich tylko zlepkiem liter, to dziwnie mi z tym. Kolega jest bardzo uczynny i uczciwy. Nie bierze wczasów pod gruszą, jeśli wakacje spędza w domu. Gdy księgowość przesłała mu za nie pieniądze, on im je zwrócił, doprowadzając ich do białej gorączki. Kościoła broni jak twierdzy, godności księży jak własnej. Zadzwoniłam do niego i domagałam się odpowiedzi. Więc zrobił mi to w ramach podziękowania za transport i życzliwość. Jeszcze za dwie inne osoby zapłacił, w tym jedną nieżywą. Jednak szczerość tego człowieka nie jest do wyśmiania, bo on ma w sobie coś ze średniowiecznego świętego.
Zadzwoniłam jeszcze raz do zakonu. Ponowiłam pytanie o wykreślenie mnie, to mi pani jakaś powiedziała, że ze względu na RODO nie mogą nic zmieniać bez decyzji osoby, która msze zamówiła. Rozmawiałam ze specjalistą od RODO. Nic nie można zrobić, bo RODO nie wtrąca się w sprawy religijne.