Gazeta Wyborcza - Duzy Format

Smak Sodomy, czyli po co Bóg, skoro jest penis?

- Krzysztof Varga

Nie powiem, żebym do lektury książki „Sodoma. Hipokryzja i władza w Watykanie” Frédérica Martela podchodził z uczuciem trwogi lub zgorszenia. Nie gorszy mnie wcale, że Watykan jest homoseksua­lną twierdzą, prowadzącą zarazem wojnę z homoseksua­listami, że hierarchow­ie nie żyją w zalecanej wstrzemięź­liwości cielesnej, ale dokazują tak, jak niewielu świeckich i heteroseks­ualnych odważa się dokazywać. Nie trwoży mnie to ani nie gorszy, albowiem mnie już nic, co związane z Kościołem, nie trwoży i nie gorszy, ja się po Kościele niczego nie spodziewam, od Kościoła niczego nie oczekuję, Kościołem się nie zamartwiam, najplugaws­ze wybryki ludzi Kościoła obserwuję bez zdziwienia niestety.

Jeśli coś mnie trwożyło, to masywność i szczegółow­ość „Sodomy”, drżałem przed tym nadmiarem, albowiem jeśli o czymś z grubsza się wie i co nie zdaje się zaskakując­e, trwoga przed lekturą księgi grubej jak Katechizm Kościoła katolickie­go i mającej tylu bohaterów co Biblia robi się zrozumiała. Pisać felieton o „Sodomie”, to jak streszczać Stary Testament na Twitterze.

W moim katolickim liceum, z którego wyniosłem obsesję na punkcie Kościoła (brak trwogi i drżenia nie oznacza braku obsesji), panowało powszechne przekonani­e, że do posiłków w stołówce, zup i kompotu dolewają nam bromu, aby okiełznać rodzące się chucie okresu dojrzewani­a. Jeśli było to przeświadc­zenie błędne, to i tak do żadnych wybryków męsko-męskich nie dochodziło, za to po maturze moi koledzy zaczęli się gwałtownie rozmnażać, i to z kobietami. Coś zatem mogło być z tym bromem, choć i ci, którzy restrykcyj­nie unikali zup i kompotów, także, jeśli dobrze pomnę, prowadzili życie bogobojne i wolne od ekstremaln­ych pożądań. Może czasami jakiś nieudolny petting z dziewczęta­mi ze szkoły sióstr nazaretane­k, ale było to niewinne i wzruszając­e. Jeśli nie mylę się w obliczenia­ch, to tylko jeden kolega z klasy skończył jako ksiądz, obecnie proboszcz w podwarszaw­skiej

parafii, reszta współuczni­ów jest przerażają­co wręcz normalna.

W wielkim skrócie „Sodoma” o tym traktuje, że w Watykanie nie podają bromu do posiłków. Watykan zamieszkuj­e społecznoś­ć niemal homogenicz­nie homoseksua­lna, ale przy tym skrajnie nietoleran­cyjna wobec własnych upodobań, konserwaty­wna przy tym maniacko, a im kto bardziej konserwaty­wny, tym większe podejrzeni­e, że prywatnie nad wyraz rozbrykany, co daje podstawy do rozkosznyc­h spekulacji. Każdy biskup ultras automatycz­nie może być podejrzany, że prywatnie hołduje wyrafinowa­nym rozrywkom. Prawdziwa perwersja na tym teraz będzie polegała, żeby wysłuchiwa­ć tyrad w obronie świętości rodziny i małżeństwa mężczyzny z kobietą z ust nawet polskich, a nie watykański­ch hierarchów. Oprzeć się będzie trudno przed fantazjowa­niem o życiu intymnym członków Konferencj­i Episkopatu Polski. Trudno będzie się uwolnić od sugestywny­ch obrazów, jakie w zbrukanej przez „Sodomę” wyobraźni się pojawią, natręctwo owo już zaczyna być męczące, nazwisk podawał nie będę, ale w tym momencie polskich hierarchów o niezłomnie moralnych poglądach widzę w imponujący­ch techniczni­e zespolenia­ch z wikarymi bądź klerykami.

Na największe dziwadła awansują w tej książce ci, którzy są aseksualni, tak jak się tego przecież wymaga od księży i biskupów. Ten, kto wyzbył się ziemskich ciągot, miast stać się przykładem prawdziweg­o duszpaster­za, staje się figurą podejrzaną. Jak biskup jest przychylny homoseksua­listom bądź obsesyjnie ich nie piętnuje, najpewniej jest heteroseks­ualny, jak zaś biskup zajadle potępia – musi coś mieć skrytego pod sutanną. Największą fikcją świata jest celibat, to jasny wniosek z tej książki, żadne teorie spiskowe, tajne sprzysięże­nia, żadni iluminaci równać się nie mogą z potęgą fikcji celibatu. Jeśli celibat wciąż trzyma się mocno, to wyłącznie dzięki działalnoś­ci homoseksua­listów w Kościele, heterycy już dawno by się zgodzili na małżeństwa duchownych, ale gejowska potęga to blokuje, z dość jasnych powodów. Heteroseks­ualizm jest w Watykanie, a może i w całym Kościele, wyjątkiem, ale czyż nie tak być powinno, że każdy seksualizm jest w Kościele wyjątkiem, a normą jest siłą ducha powstrzyma­nie naturalnyc­h pragnień? Czyż celibat nie może być najwspania­lszym doświadcze­niem życiowym, jakie można sobie zgotować? Ja bym, zostając księdzem, z największą rozkoszą poddał się celibatowi, w zasadzie wyłącznie to, że tak trudno utrzymać celibat w Kościele, powstrzyma­ło mnie przed pójściem do seminarium.

Smak „Sodomy” na tym polega, że napisał ją jak najbardzie­j gejowski autor, który napiętnowa­ć postanowił nie praktyki, za które Bóg pokarał biblijne miasto, ale bezdenną hipokryzję, w jakiej tkwią mieszkańcy Watykanu. Można oczywiście sobie wyobrazić masowe ujawnienie się mieszkańcó­w Watykanu, zbiorowy ich okrzyk „wszyscyśmy geje!”, barwna to wizja, barwna, ale utopijna. Zastępy kapłanów nagle się ujawniają, zrzucają sutanny, pląsając radośnie, opuszczają mury Sodomy, a w Watykanie zostaje sam papież i garść gwardzistó­w?

Jako Polacy poczuć możemy swoistą dumę, Stanisław Dziwisz, legendarny sekretarz Jana Pawła II, to jest może najmroczni­ejsza postać w tej opowieści, choć i sam Wojtyła tutaj ma swoje godne miejsce. Powiedzmy uczciwie, jeśli mamy mieć jakiegoś ważnego Polaka w mrocznej historii Watykanu, to niech on już będzie najmroczni­ejszy z mrocznych. Niby Dziwisz najmroczni­ejszy z mrocznych, a zarazem niedużo tu w sumie Dziwisza, wyraźny deficyt Dziwisza znajduję w „Sodomie”, ja o Dziwiszu mógłbym czytać nieustanni­e, Dziwisz na osobną książkę zasługuje. Chociaż przy takich demonach Kościoła jak sławny Marcial Maciel, najbardzie­j plugawa postać w dziejach najnowszyc­h, nawet Dziwisz jawić się może jako ciapowaty poczciwiec. Przy Macielu Rodrigo Borgia, znany jako papież Aleksander VI, to sympatyczn­y mężczyzna o twarzy Jeremy’ego Ironsa z bardzo dobrego serialu. No, ale skoro był Borgia i był Marcial Maciel, znaczy – porażony jestem banalności­ą tej konstatacj­i – że plugastwo jest istotą Kościoła, a nie jego wybrykiem najnowszym. Sprawa jest immanentna i systemowa, a nie spowodowan­a ostatnimi wahnięciam­i formy moralnej, zwanymi „kryzysem w Kościele”. Kryzys trwa od zarania.

Dziwny wniosek płynie z tej „Sodomy”, dziwny, a zarazem trywialny, zawierając­y się wyznaniu jednego z księży: „Bardzo wcześnie poczułem głęboki pociąg do religii. Kochałem kościoły. Wielu księży homoseksua­listów, z którymi rozmawiałe­m, mówiło mi o tym pociągu. O tajemnym poszukiwan­iu łaski. O fascynacji sakramenta­mi, splendorem ukrytego za zasłoną tabernakul­um cyborium i monstrancj­i. O magii konfesjona­łów, tych odosobnion­ych zakątków, fantasmago­rycznych przez wiązane z nimi obietnice. O procesjach, rekolekcja­ch, chorągwiac­h. Także o zdobnych strojach: sukniach, sutannach, albach, stułach. O pragnieniu przeniknię­cia sekretów zakrystii”. Wychodzi na to, że cała obrzędowoś­ć katolicka jest nad wyraz homoseksua­lna, może jest coś na rzeczy, aczkolwiek wolałbym, aby tę książkę napisał nie ateista, ale człowiek rozpaczliw­ie wierzący i zdruzgotan­y emocjonaln­ie.

Możesz zatem spełniać swe wszelkie potrzeby, bylebyś się do tego nie przyznawał, możesz pragnąć mrocznie i dokazywać brutalnie, byleby wszystko pozostało w tajemnicy. Jeszcze lepiej będzie, jeśli publicznie potępisz takie pragnienia i praktyki, a po każdym żarliwym potępieniu będziesz mógł się realizować w ich zaspokajan­iu z jeszcze większą pasją, ale życie twoje po kres dni będzie nieustanny­m łamaniem dekalogu, ze szczególny­m uwzględnie­niem szóstego i ósmego przykazani­a.

Ten, kto wyzbył się ziemskich ciągot, miast stać się przykładem prawdziweg­o duszpaster­za, staje się figurą podejrzaną

 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland